Ich uczucie nie rozkwitało szybko i tego dnia Yoongi naprawdę tego pożałował.
Zamknął się w pokoju i potrafił myśleć tylko o nim. O jego ślicznych oczach, w które mógłby patrzeć całymi godzinami, choć nigdy tego nie mówił. O jego gęstych, miękkich włosach, które mógłby bez przerwy dotykać, chociaż nigdy o tym nie wspominał. O jego cudownych, gładkich policzkach, na których chciałby codziennie składać pocałunki, chociaż nigdy się do tego nie przyznawał. O jego słodkich ustach, które kochał całym sercem czuć na swoich, chociaż takie słowa nie przeszłyby mu nigdy przez gardło.
O wielkich pokładach dobroci, które miał w sobie, o jego uczciwości, lojalności i szczerości, o tym, z jaką pasją robił wszystko, co kochał, i jak wiele serca w to wkładał, o jego wierności, o jego poświęceniu i cierpliwości, o jego chęci bycia jak najlepszym, o wszystkich cechach, które Yoongi tak w nim szanował i podziwiał.
O jego pełnym miłości sercu i wrażliwej duszy, zawartych w ciele zwykłego człowieka, który prawdopodobnie był najpiękniejszy na świecie.
Czuł potrzebę napicia się alkoholu, ale nie chciał tego robić ze względu na Jimina. Młodszy byłby naprawdę zły. Przez ten niecały miesiąc bycia razem Yoongi zdążył się dowiedzieć, jak bardzo Jimin tego nie lubi.
Czuł, że brakowało czasu.
Czuł, że brakowało jego tuż obok, by mógł go chociaż potrzymać w ciszy za rękę, by czuć jego obecność, której w końcu zabraknie.
Pomyślał o tym i poczuł się, jakby dostał w pysk. W końcu zabraknie, zabraknie wszystkiego i nie będzie niczego. Zostanie tylko on sam. On, którego już dawno nie powinno być. On, taki jak kiedyś - pozostawiony samemu sobie. Kompletnie samotny i kompletnie niepotrzebny, nic nie warty.
Zacisnął mocno pięści, ale było za późno. Jego ciało drżało bardziej niż kiedykolwiek i zakręciło mu się w głowie.
Będzie bezużyteczny, znów będzie bezużyteczny nawet dla samego siebie.
Było kilka minut po dwudziestej trzeciej, Namjoon już spał, zupełnie nieświadomy tego, że Yoongi może za chwilę zemdleć z nadmiaru emocji. Nic nie wiedział o tym, że koniec jest tak bliski.
Zacisnął zęby z całej siły i jęknął cicho, starając się uspokoić, ale nie wychodziło. Nie wychodziło, zupełnie nic mu nie wychodziło, nic nigdy w życiu mu nie wyszło, więc czemu coś miało wyjść mu teraz?
Poczuł się jeszcze gorzej. Wystaczył jeden telefon, żeby cały względny spokój, który ostatnio udało mu się osiągnąć, legł w gruzach. A nawet lepiej - żeby wszystko, co do tej pory miał i osiągnął, żeby to wszystko, absolutnie wszystko zaczęło się rozmywać, nawet jeśli było tego naprawdę niewiele.
Wstał, bo zawsze było mu łatwiej się uspokoić, kiedy był w ruchu, teraz jednak nic to nie dało.
Przed oczami widział twarz Jimina, swojego Jimina, jednego i jedynego na świecie, który zrobiłby dla niego wszystko i dla którego on poświęciłby nie mniej.
Swojego ukochanego Jimina, najlepszego, najpiękniejszego, który już nie będzie jego.
W tamtym momencie nie myślał o innych rzeczach, może nawet ważniejszych, bo wtedy najważniejszy był dla niego Jimin. Nie oni ani nie ten chłopak, o którym mu wspomniała. Nie ona. Tylko Jimin.
Chodził w tę i z powrotem, cały się trzęsąc. Im bardziej próbował się uspokoić, tym bardziej był niespokojny. W końcu usiadł na łóżku, łapiąc się za głowę.
Musi tylko posiedzieć tak chwilę i postarać się nie myśleć o niczym. Tylko chwilę i będzie dobrze.
Ale tego dnia już nic nie mogło być dobrze.
