15. Nie mówmy o tym

1.6K 90 13
                                    

Przed oczami znowu miałam Amstronga. Patrzył na mnie z góry gdy ja opierałam się o blat biurka. Wszystko mnie bolało. On z kolei na twarzy miał zwycięski, głupi uśmiech. Kiedy zrobił krok w moją stronę obudziłam się. Nie mogłam złapać tchu. Wszędzie było ciemno i przez chwilę nie mogłam zorientować się gdzie jestem .

- Wszystko dobrze? - usłyszałam Tony'ego. Okazało się, że leżałam oparta głową na jego kolanach.

Wyprostowałam się i zamrugałam kilka razy żeby przyzwyczaić się do ciemności panującej w salonie i w sumie całym domu. Łapczywie brałam kolejne łyki powietrza jakby zaraz miało się skończyć.

- Już dobrze. - Tony pogłaskał mnie troskliwie po głowie, a ja opadłam na jego ramię. - Chyba masz gorączkę. - stwierdził dotykając mojego czoła. - Przyniosę ci coś... - chciał wstać ale powstrzymałam go.

- Zostań, proszę. - szepnęłam. - Która godzina? - zapytałam bo przez rolety nie dochodziło żadne światło, a wszystkie lampy były zagaszone.

- Zbliża się siódma.

- Nie spałeś całą noc? - wtuliłam się bardziej w jego tors.

- Teraz ty jesteś ważniejsza Rose. - objął mnie przytulając do siebie.

- Będziesz zmęczony.

- To nie ważne skarbie. - uśmiechnęłam się.

- Brakowało mi ciebie.

Nie wiedziałam sama co chcę przez to powiedzieć. Tony wziął wdech ale ostatecznie nic nie odpowiedział. Milczałam przez chwilę układając sobie wszystko w głowie do momentu kiedy odzyskałam trochę sił.

- Jarvis, zapal proszę lampki. - podniosłam głowę.

Kiedy w pokoju zapanował półmrok spojrzałam na mocno zdarte kostki dłoni Tony'ego. Były czerwone i na pewno go bolały. Objęłam delikatnie jego dłoń i błądziłam po niej palcem. Spojrzałam w końcu na twarz bruneta. Miał rozciętą lekko wargę ale poza tym nie było widać nic innego.

- Należało mu się. - zacisnął szczękę. - Tak bardzo cię przepraszam. To moja wina. - przyciągnął mnie do swojego torsu.

- Nie mów tak.

Wyprostowałam się i oparłam o miękką kanapę nie puszczając jego dłoni. Wszystko wydawało mi się teraz takie nierzeczywiste ale i bolesne. Jak najgorszy sen. Mimowolnie otarłam łzę spływającą po policzku.

- Po prostu już o tym nie mówmy. - szepnęłam.

- Rozumiem ale nie możesz tłamić w sobie bólu. Jeżeli tylko będziesz chciała ze mną porozmawiać albo z terapeutą. Załatwię ci najlepszego jakiego się da. - zaczął mówić z przejęciem. Widziałam, że nie wie jak ma się zachowywać dlatego nie chciałam to męczyć.

- Dobrze. Ale na razie sobie poradzę tylko proszę nie mow, że to twoja wina.

- Jasne. - wypuścił z siebie powietrze. - Potrzeba ci czegoś?

- Zapaliłabym. - uśmiechnęłam się blado.

- O nie. Nawet o tym nie marz. - oburzyła się stanowczo na co się uśmiechnęłam bo widziałam że taka będzie jego reakcja.

Ponownie położyłam głowę na jego barku. Wsłuchiwałam się w równomiernie bicie jego serca. Starałam się wyciszyć ale kiedy tylko zamykałam oczy widziałam twarz Amstronga.

- Rose? - zagadnął nagle Tony.

- Tak?

- Chciałem tylko zapytać...Kiedy mówiłaś o tym że musisz znosić to wszystko. - zatrzymał się. - Naprawdę jest ci aż tak ciężko?

Musiałam zastanowić się zanim cokolwiek powiedziałam. Jak mogło być mi ciężko skoro żyłam jak w bajce o której nigdy nie śniłam?

- Nie. Byłam zła gdy to mówiłam. Jest po prostu...Inaczej. To ciągłe spławianie dziennikarzy, zdjęcia na okładkach i wywiady. Hejt. Po prostu muszę się do tego przyzwyczaić. - wzruszyłam ramionami.

- Nigdy nie chciałem żeby związek ze mną jakoś się na tobie odbił. - stwierdził z troską.

- Nic się nie odbiło. - zapewniłam go.

Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas tak szczerze jak nigdy. Dosłownie na każdy temat. Tony nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele to dla mnie znaczyło. Jego bliskość, zapach, troska były w tamtym momencie jak najlepsze lekarstwo na całe zło.

Rozczuliły mnie jego starania. Średnio co pięć minut pytał co może dla mnie zrobić lub przynieść. Dlatego było mi głupio kiedy zamówił jedzenie z mojej ulubionej restauracji na "śniadanie" a ja nie mogłam nic przełknąć. Obrzydzał mnie wtedy nawet zapach tego jedzenia. Naprawdę miałam ochotę jedynie na papierosa.

Tak mijały kolejne godziny kiedy nagle ktoś natarczywie zaczął dzwonić do drzwi. Jak się okazało był to Steve, Natasha, Nick i kilku agentów Tarczy. Spojrzałam zdeozrientowana na narzeczonego ale on tak samo nie rozumiał dlaczego przyszli. Wstał opuszczając na mnie kocyk pod którym razem siedzieliśmy i otworzył zamki w drzwiach.

Agenci pozostali na zewnatrz, a pozostała trójka weszła do środka. Mieli zmartwiony miny. Kiedy przywitali się z Tony'm, Natasha zobaczyła mnie i ruszyła w moim kierunku. Nie pytając o nic usiadła obok i mocno mnie przytuliła.

- Słonko tak bardzo ci współczuję. Ale już jest dobrze. - stwierdziła z niekurywaną troską na którą mój układ nerwowy zareagował płaczem. Mężczyźni patrzyli na nas w kompletnej ciszy. Dopiero kiedy Natasha wstała, posyłając mi łagodny uśmiech, zaczęli rozmowę.

Nie przysłuchiwałam się ich rozmowie bo nie zawołali mnie a po drugie siedzieli na drugim końcu salonu i słabo ich słyszałam z racji tego że salon był ogromny. Skupiłam się na swoich paznokciach.

W pewnym momencie ich rozmowy stały się coraz głośniejsze. Spojrzałam w ich stronę. Tony krążył z rękoma zaplecionymi na glowie. Steve nad czymś myślał, a Nick mówił. Natasha z kolei zerkała za okno. Patrząc na nich czułam się taka obca. Oni stanowili drużynę. Byli przyjaciółmi i stanowili jedność. Ja w żadnym stopniu nie pasowałam do nich.

- Rose przyjdziesz do nas na chwilę? - zawołał mnie Nick co troche

Daj mi wszystko // Tony Stark (część druga)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz