Pov Tony
- Tony? W porządku? Chodź stąd..Tony...
Wyrwałem z uścisku Steve'a moje ramię. Podszedłem do okna próbując objąć wzrokiem rozciągający się pod nami Nowy Jork. Usiłowałem skupić się na jednym miejscu. Skupić się i nie myśleć o niczym. Westchnąłem. Chciałem żeby Rogers wyszedł. Nie chciałem z nim gadać. Nie chciałem nikogo wokół siebie. Czekałem aż wyjdzie z zagraconego poddasza ale on ciągle stał wgapiając się w moje plecy.- Tony...
- Możesz mnie, kurwa, zostawić? - warknąłem nie wytrzymując.- Chcę jakkolwiek pomóc. - wypuścił z siebie bezsilnie powietrze. Parsknąłem.
- Jak niby chcesz pomóc? Nie bądź śmieszny. - pokręciłem głową.
Oparłem się o drewnianą belkę przed oknem aby jeszcze bardziej pokazać mu jak bardzo chcę żeby sobie poszedł.
- Zepsułem to wszystko tak bardzo jak mogło się dać. - załamał mi się głos. - Tak bardzo się boję.
Steve oparł się obok mnie.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. Operacja nadal trwa. - odparł pewnym tonem głosu.
- Trwa już za długo. Steve jeśli coś się stanie ja...To będzie moja wina. - przełknąłem ślinę. - Nie mogę jej stracić. Nie mogę... - szepnąłem czując jak do oczu napływają mi łzy.
Nie chciałem się tak czuć. Nie chciałem żeby teraz Rose leżała kolejną godzinę na stole operacyjnym. Nie chciałam żeby dostał te kulkę za mnie. Nie chciałem żeby się dla mnie poświęciła.
Steve wiedział co myślę. Nie musiał pytać. Ten człowiek znał mnie na wylot. Nikt inny nie wiedział o mnie tyle co on. Tak jak Rose. Ta dwójka ludzi codziennie odmienia moje życie. Mimo, że potrafię być chujem, nawet specjalnie, chociaż może dotyczy to bardziej Steve'a niż Rose, oni zawsze ze mną są. Nie umiem pokazać im jak bardzo ważna jest dla mnie ich obecność. Nie potrafiłem okazać tego Rose tak bardzo jak chciałem. Widziałem przed oczami jej roześmianą twarz i niesforne kosmyki włosów. Te momenty gdy przygryzając gumkę od ołówka robiła tysiące notatek. Chwilę kiedy oblizywała palec bo podjadała nutellę prosto z pudełka i rumieniła się gdy ją przyłapywałem. Momentlanie jednak myśli przywoływały mi obraz Rose w bluzce od krwi, którą ciągle traciła. Kiedy zamknęła oczy i z grymasem bólu na twarzy traciła przytomność. Kiedy prosiłem ją żeby wstała, a ona robiła się coraz bledsza. Wszystko stało się przeze mnie.
- Jest pod najlepszą opieką. Tylko w siedzibie mamy tak profesjonalny sprzęt. Jest tam Bruce i Strange którzy pilnują żeby zajęto się nią najlepiej i najbardziej profesjonalnie jak można. - przekonywał mnie Steve.
- Chciałbym tam wejść. Być przy niej. - szepnąłem.
Tak bardzo chciałbym powiedzieć jen wszystko co czuję. Że odkąd ją mam przy sobie wszystko wydaje się proste. Że przy niej czuje się bezbronny mimo, że dopiero walczyłem z jakimiś dziwolągami z pozakosmiczną bronią atakującymi świat. Że jest pierwszą, która zawróciła mi w głowie. Pierwszą, której chciałem być wierny. Pierwszą, która nauczyła mnie wierności. Pierwszą, którą kocham ponad wszystko.
Steve w geście pocieszenia chwycił mnie i przyciągnął do siebie. Zarzuciłem na niego rękę. Potrzebowałem teraz przyjaciela jak nigdy wcześniej. Kiedy trzymał dłoń na moich plecach czułem jakby chciał oddać mi całą swoją siłę do walki.
W końcu zszedliśmy z powrotem do skrzydła szpitalnego. Był tam już ojciec Rose, który posłał mi pełne żałości spojrzenie. Nie wiedziałem co zrobić. Spuściłem głowę i nerwowo chodziłem po korytarzu. Byli też tu Clint, Natasha, Thor z Lokim, Retha, Chris, a nawet mały Parker. Wszyscy dawali mi mały stopień nadzieii i pozytywnych myśli nawet się nie odzywając. Oprócz tego czułem jednak jakby każdy obwiniał mnie za to co się stało. Mieli mimo wszystko rację. Może gdybym jej wtedy nie zabrał do tego cholernego domu tylko wrócił kiedy skończę z Ręką. Jednak mój głupi egoizm i tęsknota wygrały.
Moje serce dostało zawału kiedy drzwi od sali operacyjnej się otwarły. Stanął w nich Bruce. Miał zmartwioną i zmęczoną twarz. Spojrzał prosto na mnie. Wtedy zamarłem. W głowie miałem najczarniejszy scenariusz. Zrobiło mi się gorąco. Czułem stróżkę potu splywającą po mojej twarzy. Podszedłem do Bruce, a obok mnie stanął tata Rose. Wszyscy obecni również wstali czekając na jakiekolwiek słowa Bruce'a.
- Tony. - przełknął ślinę. - Kula przeszła bardzo mocno, niszcząc po drodze kilka organów...
- Przejdź do rzeczy. - ponagliłem go.
- Nie uratujemy dwójki na raz. Musimy zająć się jedną częścią zanim w drugiej wystąpi krwotok...
- Musicie. - warknąłem. - Oni muszą żyć. - krzyknąłem. Czułem jak Natasha staje za mną i obejmuje mnie ramieniem.
- Przykro mi. - Bruce prawie łkał. - Musisz wybrać jedno życie. Mamy mało czasu.
Wydałem z siebie głośny szloch pomieszany z żalem. Wszystko we mnie się rozpadło. Ja nie wiedziałem. Chciałem ich obojga. Kocham ich nad życie. Nie chcę podejmować takiego wyboru. Wpadłem w panikę. Byłem mokry od łez i spocony od stresu. Serce waliło mi zdecydowanie za mocno, a żołądek zbierał się na odruch wymiotny. Robiło mi się słabo.
- Ratujcie ją... Proszę. Niech ona żyje.
Bruce pokiwał głową i bez słowa zniknął ponownie w sali. Nie panowałem nad sobą. Nigdy nie czułem się tak bardzo źle. Ręce mi się trzęsły, głowa pękała, a pomieszczenie wirowało mi przed oczami. Nie słyszałem nic co do mnie mówili. Wydawało się to być jak za jakąś mgłą, w innej rzeczywistości. Ruszyłem na koniec korytarza. Uderzyłem pięścią w białą płytkę, która pękła i zalała się od krwi. Zrobiłem to ponownie i ponownie....Dopóki przyjaciele nie wzięli mnie w ramiona i odsunęli od ściany.
CZYTASZ
Daj mi wszystko // Tony Stark (część druga)
RomanceKontynuacja książki "Jesteś jeszcze za mała" Pokonali najtrudniejszy etap. Przyznali się do siebie i w końcu chcieli w spokoju skupić się na własnym szczęściu. Jednak nie wszystko jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Rose jest na drugim roku...