Od kilku dni wszystko wyglądało tak samo. Całymi dniami siedziałam i oglądałam w barze wiadomości, żeby mieć jakiekolwiek okno na świat. Nie spałam. Po prostu tego nie potrzebowałam. Nikomu nie mówiłam co tak na prawdę się stało. Jedynym wyjątkiem był Kuro, ale on wiedział tylko co nieco. Nadal nie wiedział o wizjach. Nikt nie wiedział i jakoś mi się nie spieszyło, żeby kogokolwiek o tym poinformować. Co mnie bardzo cieszyło, moją śmierć nie była nagłośniona. Boże, jak to głupio brzmi.
Wracając do tematu, to w tak zwanym międzyczasie rozwijała się u mnie znajomość i rozmowa na kruki z władcą piekieł. Mieliśmy ze sobą dużo wspólnego. Tak samo samotni, nieufni i mający swoje zasady, których za żadne skarby nie łamaliśmy.
Siedziałam jak zwykle na parapecie rozmyślając o swoim życiu i co jakiś czas zerkając na telewizor.
Poszłabym spać, gdybym mogła. Okazało się, że nie mogę spać, nawet jakbym bardzo chciała. Nie odczuwałam zmęczenia, a nawet jeśli było, to znikało po kilku godzinach. Bardzo przydatne, ale wkurwiające na dłuższą metę. Podeszłam do baru po kolejną szklankę wiskey.
- Nie powinnaś tyle pić, alkohol szkodzi zdrowiu - powiedział Shigaraki obok przy barze, również z alkoholem w ręku.
- Nie powinieneś tyle pierdolić... - chciałam dokończyć, że to szkodzi mojemu samopoczuciu, ale wymyśliłam lepszą ripostę. - A no tak, jesteś uke - powiedziałam z nadludzkim spokojem i odłożyłam powoli szklankę szykując się do biegu.
Jak się spodziewałam wstał i zaczął mnie gonić. Od razu wybiegłam przez drzwi. Weszłam po schodach. Dawałam mu i tak fory, bo gdybym biegła z pełną prędkością to by mnie nie gonił, a na tym mi zależało najbardziej. Ze schodów na dach, chwilą gonitwy przy prostokątnym wejściu z metalową anteną do internetu i kablówki. Przeskoczyłam na inny budynek, a on za mną. Później znajdowaliśmy się jeszcze na kilku innych budynkach. Weszłam do jednego z nich i zbiegłam na dół na ziemię. Tomura skrócił dystans i doganiał mnie. Przyspieszyłam i wróciłam do baru. Tomura tuż za mną mocno zdyszany. Ja ani trochę. Zaczęłam się śmiać. Tak wygląda nasza każda sprzeczka. Ja coś powiem, jest gonitwa, rozładował emocje na bieganiu i nam spokój. Idealny sposób na rozwiązanie konfliktów. Tomura po biegu był wykończony. Usiadł z powrotem przy barze, a ja na parapecie.
W okno zastukał kruk Lucyfera. Otworzyłam okno i wpuściłam go do baru. Jak zwykle miał ze sobą kartkę papieru. Podał mi ją a sam usiadł na moim ramieniu. Jak zwykle przeczytałam. Lucyfer to jedyna osoba, która ze mną rozmawia nie licząc ligi. Parsknęłam śmiechem czytając wiadomość. Pierwszą w tym dniu. Normalnie nasza konwersacja zaczyna się rano, a zaraz jest wieczór.
Od razu zapytałam, jak w piekle, mimo, że wiedziałam jaka będzie odpowiedź. Zapytałam jeszcze czy masz gdzieś bibliotekę, bo nie mam co czytać. Najlepsza jakąś długa, żebym miała zajęcie na kilka dni. Dałam kartkę krukowi, który za moment wyleciał przez okno.
W moją stronę powędrowały klucze. Złapałam od razu.
- Do pomieszczeń na drugim końcu miasta. Na wszelki wypadek - dodał. Podał dokładną kokalizację i jak najszybciej tam się dostać. Jestem słuchowcem, więc wszystko zapamiętałam bez najmniejszego trudu. - Jest w miarę dobrym stanie.
Po niespełna kilku minutach ponownie usłyszałam trzepot skrzydeł, więc otworzyłam okno. Do pokoju wleciał kruk trzymający w szponach dużą książkę. Położył ją na podłogę, pewnie była ciężka. Na oko ponad tysiąc stron, ale była za to mała, jak normalną lektura formatu zeszytu. Stara ze skórzaną oparawą. Podniosłam. Kruk usiadł mi ponownie na ramieniu. Książka była o tym co lubię. Kryminał pomieszany z zagadką do rozwiązania i dobrą przygodówką. W książce - a jakże, był list:
CZYTASZ
NOWE ŻYCIE | BnHA [ZAWIESZONE]
FanfictionZAWIESZONE Dalsze prace nad książką nastąpią w czasie nieokreślonym. Nastoletnia Mayumi, córka Endevadora ma problemy w rodzinie. Przemoc fizyczna i psychiczna już jej nie rusza. Można powiedzieć... że się przyzwyczaiła do przedmiotowego traktowania...