🄸🄸

4.3K 166 9
                                    

Zaparkowałam przed budyniem szkoły i spojrzałam w jego kierunku. To miejsce odbiera mi wszelkie chęci do życia. Kiedy pomyślę sobie o tych dwóch matematykach na koniec dnia, to mam ochotę zwiać i wrócić do łóżka. Tak w tej kwestii mocno różnie się od Colleen. Ona bardzo lubi się uczyć. Po prostu sprawia jej to przyjemność. No, a przynajmniej nauka biologi i chemii. Moja bliźniaczka chciałaby być kryminologiem. Za to ja nie mogłam patrzyć na to miejsce i szczerze najchętniej rzuciłabym szkole. I to nawet jakoś mocno by nie zaważyło na mojej przyszłości. Na akademie dla dzieci alf przyjmą mnie, chodzbym nie zdała nawet podstawówki. Nie no dobra może przesadzam. Jednak tam wymagano jedynie podstaw z matmy i umiejętności czytania. Serio jestem pewna, że to wystarczy. No i plus do tego bycie dzieckiem alfy i przyjmą cię na bank. A mi szczerze zależy tylko na tym. To właśnie jest mój życiowy cel, do którego zamierzam dążyć.

~ A może by tak... - Zaczęła moja wilczycy, jednak ja nie zamierzałam dać jej dokończyć.

~ Nie. Ojciec mnie zabija jak będę miała tyle nieobecności, co w zeszłym roku. - Wysiadłam z auta i zabrałam plecak. ~ Wiesz przecież, że ostatnio zabronił nam patrolować przez miesiąc. Chcesz znowu tak skończyć?

~ Dobra dotarło. Chodźmy do tej budy.

Tak w tamtym półroczu miałam tak po pięćdziesiąt sześćdziesiąt procent obecności. Uczyłam się tak na tróje, dwóje przy dobrych wiatrach czasem wpadła jakaś czwórka. Słowem byle zdać i zapomnieć. Niestety mój ojciec nie miał tego samego podejścia co ja.

Ruszyłam w stronę tego więzienia w nadziei na spotkanie jakiejś znajomej twarzy. Dobra szkołe lubiłam za jedno. Miałam tutaj sporo znajomych i przede wszystkim moją paczkę. Przez życie w domu watahy miałam po dziurki w nosie dzieci bet i delt. Na szczęście w szkole dane mi było spotkać moje ukochane omegi. Ich w domu watahy raczej nie było dużo i nigdy w nim nie mieszkały.

Omegi cenie za to, że umieją rozmawiać o czymkolwiek innym niż sprawy watahy. No i nie mają takiego kija w dupie. A już przede wszystkim za to, że umieją się buntować. Nie są tak ślepo zapatrzone w prawo ustalone przez alfę. Taka córka bety na przykład w życie nie poszłaby ze mną na wagary, bo to przecież zakazane. Nie to, że nie lubię żadnych bet ani delt. Czasem po prostu miło od nich odpocząć.

Ku mojej wielkiej radości w końcu w tłumie dostrzegłam Pedro. Był wilkołakiem pół Hiszpańskiego pochodzenia podobnie jak jego siostra bliźniaczka Veronika. Oboje byli w naszej paczce. Zaliczała się do niej jeszcze blondynka Madii i jej mate brunet Dylan. Podeszłam do nich, jednak zanim zdążyłam coś powiedzieć, poczułam ciężar na swoich ramionach. Po chwili koło mnie wylądowała Madii, mierząc mnie spojrzeniem swoich zielonych tęczówek. Już po chwili stał przy nas Dylan. No, ale może tak trochę szczegółowiej.

Veronika miała czarne lekko falowane włosy do ramion. Jej oczy były intensywnie ciemnobrązowe a cera nieco ciemniejsza. Co do figury była bardzo szczupła i średnio krągła. Ani nic wybitnego, ani nie deska. Jej brat był do niej bardzo podobny. Z tym że jego włosy są mocno kręcone a ciało lekko umięśnione.

Madii była blondynka z włosami do połowy pleców. Jej oczy były dosyć jasnozielone. Oliwkowa cera i piegi na buzi, przez które wyglądała mega słodko. Jednak nie dajcie się zwieść to prawdziwy szatan. Co do ciała to sporo ćwiczyła, przez co było lekko umięśnione no i, że tak to ujmę matka natura hojnie obdarzyła Madii. Za to jej mate Dylan miał jasnobrązowe nieco dłuższe włosy i czekoladowe oczy. Co do cery nie był ani specjalnie jasny anni ciemny. Jak na wilka przystało miał lekko zarysowane mieście, jednak on w przeciwieństwie do reszty nie ćwiczył w ogóle więc był najmniej uniesiony z naszej piątki.

- Idziemy gdzieś dzisiaj? - Spytała Madii, która jak zawsze musiała mieć pierwsze słowo.

- Nie mogę. - Odpowiedziałam niemal od razu. - I wam też nie radzę.

- Ari dobrze gada. Banici na jakiś czas zatrzymują się na naszym terenie. Puki nie będziemy pewni, że nie stanowią zagrożenia lepiej nie włączyć się po nocy. - Stwierdził Pedro, który był u nas głosem rozsądku.

- Niech wam będzie. - Rzuciła zrezygnowana blondynka, krzyżując ramiona na piersiach. - Co mamy jako pierwsze?

- Zjebie wam humor. - Oświadczyła Veronika, sprawdzając coś na telefonie. - Hiszpański.

Ogólnie nauka Hiszpańskiego była całkiem fajna. Język był dosyć prosty i dosyć dobrze mi wchodził. To był ten jeden przedmiot, z którego byłam w miarę dobra. Jednak same lekcje były bardzo nudne. Mieliśmy beznadziejną nauczycielkę i w zadzie wszystko musieliśmy przepracować sami. Na szczęście Pedro i Veronika płynie umieją Hiszpański z oczywistych względów, więc nam pomagali.

- A Twój klon będzie na lekcji? - Pedro spojrzał na mnie pełen nadziei.

Ta Pedro kocha się w mojej bliźniaczce od bardzo dawna. W zasadzie tak się poznaliśmy. Kiedy przyszłam do liceum i miałam jeszcze długie włosy, Pedro wziął mnie za Colleen i zaczął mnie podrywać. Tak się poznaliśmy. Był to całkiem zabawny początek.

- Mój klon jest na każdej lekcji. - Zauważyłam rozbawiona. - Moje męskie odpowiedniki pewnie też będą. - Dodałam, mając na myśli braci.

- Więc chodźmy. Pedro musi mieć czas, żeby poślinić się do Colleen. - Veronika zarzuciła torebkę na ramię i ruszyła w stronę wejścia do budynku.

My niczym wierna wataha ruszyliśmy za szatynka niczym za naszym alfą. Moje rodzeństwo nie wchodziło w skład naszej paczki. Szczerze chciałam oddzielać rodzinę od mojego życia towarzyskiego.

- A pójdziemy gdzieś, chociaż w weekend? - Madii nie dawała za wygraną.

- Jeśli ojciec wypuści naszą księżniczkę z domu. - Dylan spojrzał na mnie, a na jego wrednej gębie wymalował się szeroki uśmiech.

- Oby cię wykąpali w srebrze. - Warknęłam próbując ukryć rozbawienie, jednak na niewiele się to zdało.

Tak byłam jedyną nie omegą w towarzystwie, co często było mi wypominanie. Tak samo, jak to, że mój ojciec bywa strasznie przewrażliwiony. Jednak nigdy mi to nie przeszkadzało. Potrafiłam śmiać się z głupich przytyków znajomych. Zwłaszcza że nie były w żaden sposób wredne a po prostu zabawne.

- Dobra spokój przyszła alfo. - Perdo objął mnie ramieniem.

- Bo co znowu zaczniesz mnie podrywać? - Spytałam, marszcząc brwi. - Błagam tylko nie to.

Cała nasza paczka wybucha śmiechem w tym nawet sam Pedro. Po tym, jak sprawa z pomyślna się wyjaśniła, zgodnie przyznaliśmy, że dobrze wyszedł na tej pomyłce. Serio moja siostra chyba nie byłaby zadowolona z takiej formy podrywu.

- Dobra dobra. - Uspokoiła nad Veronika. - Chodźmy, nie chce mieć spóźnienia w poniedziałek rano.

- Jaka obowiązkową. - Rzucił rozbawiony Hiszpan, ruszając za bliźniaczka.

Ja ruszyłem za nimi. Szkoła była okropna no, ale dzięki nim jeszcze jakoś ciągnę. Ja naprawdę nie wiem, co bym zrobiła bez tych omeg.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz