🅇🅇🄸🅇

1.9K 114 5
                                    

Przespana noc była dla mnie niczym nagroda. Zwłaszcza że zdążyłam już obstawić, iż będę cała nic chodzić po lesie i znowu nie zmrużę oka. Na szczęście jak się okazało moja moc, jest całkiem przydatna. A w połączeniu z mocą mojego mate nieco ułatwiła nam zadanie. Dylan obiecał, że jak najszybciej zrobi nam spis rytuałów, do których potrzeba dzieci pół krwi. Dzięki czemu będziemy mogli ustalić, co kombinują łowcy. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze, by jakoś rozwiązać sprawę z łowcami. Co bardzo mnie cieszyło. Bo mimo wszystko miałam już dosyć tego, że żyjemy tu jak w więzieniu. Upchani jak sardynki w puszcze. A to na pewno nie działało zbyt dobrze na wilkołaki, które nienawidzą zamknięcia i obcych na swoim terenie. Niestety jesteśmy mocno terytorialni. Przez co tylko przez niezrozumiany przeze mnie cud jeszcze się nie wyzabialiśmy.

~ Aria przyjdź do mojego gabinetu. Musimy porozmawiać. - W mojej głowie rozbrzmiał głos ojca a moje serce przyspieszyło.

~ Zaraz będę. - Zapewniłem i podniosłam się z łóżka.

W tym momencie moja pierwsza myślą było, że ojciec już wie. Jednak odrzuciłam ją od siebie, bo inaczej pewnie serce wyskoczyłoby mi z klatki piersiowej. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Reszta zapewne miała teraz dyżur w kuchni, więc ich nie było. Wyjęłam pierwsze lepsze ubrania i je na siebie założyłam. Czarne legginsy do tego zwykła nieco dłuższa bluzka na ramiączkach. Na to zarzuciłam czarną bluzę, a na nogi założyłam czarne buty sportowe. Wyglądałam znośnie, dlatego tak wyszłam z pokoju.

Starałam się nadmiernie nie stresować i nie wymyślałam coraz to gorszych scenariuszy. W końcu ojciec mógł tylko chcieć mi powiedzieć, że będę mieć inne godziny patroli. Czy cokolwiek innego. No, ale zestresowana ja, która wie, że poniekąd robi źle, od razu założyło, że ojciec o wszystkim wie. Tak kończy się igranie z prawem. A przez to, że droga od mojego pokoju do gabinetu była dosyć długa, miałam czas na ułożenie sobie wytłumaczenia które tylko mnie dobiło. Księżycu mniej mnie w swej opiece.

~ Dramatyzujesz. - Warknęła moja wilczyca. ~ Na pewno o niczym nie wie. Gdyby tak było nie ciągnął by, cię przez cały dom watahy. Za to złożyłby ci osobistą wizytę i zamknął w pokoju. Zwłaszcza że przypominam, że jeszcze niedawno założyłyśmy, iż twój ojciec coś wie, ale nam tego nie mówi.

~ Obyś miała rację. - Rzuciłam, już widząc drzwi do gabinetu ojca.

~ Ja zawsze mam rację. - Zapewniła, a ja jedynie przewróciłam oczami.

Zapukałam do drzwi gabinetu i położyłam dłoń na klamce. Kiedy usłyszałam pozwolenie, weszłam do środka i obdarzyłam ojca pytającym spojrzeniem. Wydawał się być, bardzo spokojny co nieco mnie uspokoiło. Chyba jednak nie chodzi o to, o czym myślałam.

- Aria siadaj. - Polecił mój ojciec, wskazując krzesło przed sobą. Ja nieco niepewnie zajęłam to miejsce. Dobra nadal się stresowałam, a on pewnie bez trudu to wyczuł. - Posłuchaj mnie. - Zaczał odkładając długopis, który wcześniej trzymał w rękach. - Wiem, że ostatnio zaniedbuje cały twój trening na bycie alfą, ale widzisz, jak wygląda cała ta sytuacja. Mam masę pracy na głowie i nie mam czasu myśleć o twoim szkoleniu.

Chyba w życiu jeszcze nie poczułam takiej ulgi. Czyli jednak nie chodziło o to, że wie. Chodziło tylko i wyłączenie o to głupie szkolenie. O którym sama ostatnio nie miałam czasu nawet pomyśleć. Więc nawet nie zauważyłam jego braku.

~ A nie mówiłam? - Spytała Ava, która przeżyła swoją chwilę triumf. - Ja nigdy się nie mylę.

~ Dobra. Potem się pozachwycasz swoją nieomylnością i zajebistością.

Na moje szczęście Ava postanowiła współpracować. Najpewniej teraz zachwycała się tym, że miała rację gdzieś w głębi mojej podświadomości. Pewnie już myśli, jak i kiedy mi to wypomni.

- Nic nie szkodzi. - Przyznałam zgodnie z prawdą. - Wiem, że jesteś strasznie zajęty. A szkolenie nigdzie nie ucieknie. - Wzruszyłam ramionami, lekko się uśmiechając.

- Mimo to czuję się winny. - Oświadczył i podniósł się z miejsca. - A teraz mam chwilę na jedną szybką lekcję.

- Więc chodźmy. - Wstałam z miejsca i wraz z ojcem opuściłam jego gabinet.

Zazwyczaj, kiedy o czymś mi opowiada, chodzimy tak po korytarzach domu watahy. Pewnie było to spowodowane tym, że zawsze byłam bardzo energicznym dzieckiem. I kiedy byłam młodsza, nie byłam w stanie usiedzieć pięciu minut. Dlatego zawsze chodziliśmy, by łatwiej było mi się skupić. I tak już po prostu zostało.

- Wbrew temu, co ci się wydaje Ari, alfa nie można się urodzić. - Zaczął a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Wydaje ci się, że siła to wszystko, co musi mieć prawdziwa alfa. A to nie jest prawda. Alfy są porywcze i agresywne. A prawdziwy przywódca i alfa watahy musi być przede wszystkim opanowany i czujny. Musisz nad sobą panować. I zawsze być czujna, bo zawsze ktoś czyha na Twoje miejsce. A wiele z tych osób nie ma pojęcia, jakie tak naprawdę trudne jest bycie alfą. Ile to wyrzeczeń i poświęceń. I ile pracy trzeba włożyć, by być dobrą alfą. - Oświadczył, a mi to wszystko wydawało się wyjątkowo oczywiste jak na kolejną lekcje. - Dlatego to ciebie wybrałem na swoją następczynię. Nie tylko dlatego, że przyszłaś na świat jako pierwsza. Od pierwszych lat waszego życia wiedziałem, że Ty będziesz najlepszym wyborem. Colleen często brakuje odwagi. Marcusa zgubiła nadmierna pewność siebie. A Jack jest zbyt porywczy i za mało opanowany. To nie tak, że nie kocham was wszystkim czy któreś z was mnie zawiodło. Po prostu musiałem porzucić uczucia i dokonać zimnej kalkulacji co do tego, który z was nadaje się na to stanowisko najlepiej.

- I gwarantuje ci, że cała nasza czwórka doskonale to zrozumie. - Zapewniłam, przeczesując włosy palcami. Wcześniej nawet nie pomyślałam o tym by chodzby raz przeciągnąć je szczotką, więc teraz pewnie wyglądają okropnie.

- Wiem, że spoczywa na tobie ogromną odpowiedzialność. I w zasadzie to ja wybrałem, jaka będzie twoja przeszłość. Jednak to jest cena bycia przyszłą alfą. Ciężka praca i często brak wyboru. - Wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego pytająco. Ta rozmowa wyglądała podejrzanie.

- Tato może po prostu powiesz mi wprost, to co zamierzasz mi powiedzieć. - Poprosiła, mając już naprawdę dosyć tych podchodów.

- Nie myśl tylko o tym, co najlepsze dla watahy. Pomyśl też czasem o sobie. - Poprosił, a ja nadal nie rozumiałam o co mu chodzi. - Matko Ari przecież widzę, że masz się ku alfie banitów.

Zatrzymałam się gwałtownie, co było bardzo głupie. Niestety był to dosyć jasny przekaz dla mojego ojca, który spojrzał na mnie z cwaniackim uśmiechem.

- Jest po prostu miły. To co najwyżej tylko przyjaźń. - Zapewniłam a mój ojciec, pokręcił głową rozbawiony.

- To samo powiedziałem ojcu, kiedy spytał mnie o twoją mamę. Pamiętaj, że Zayden urodził się banitą, a dla takich nasze prawo odnajduje wybaczenie. I to łatwiej niż ci się wydaje. - Alfa poczochrał mnie po włosach i wrócił do swojego gabinetu, zostawiając mnie w kompletnym szoku na środku korytarza.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz