Kiedy dotarliśmy na miejsce, Zayden powiedział, że powinnam iść pierwsza. Może normalnie bym się kłóciła, ale byłam tak bardzo zmęczona, że po prostu przyjęłam jego ofertę. Przeskoczyłam przez płot i ruszyłam w stronę domu watahy. Po drodze wpadłam na Enzo któremu oddałam broń. Dzięki temu, że każdy z nas pojawił się o różnej porze, ponoć miało to wyglądać mniej podejrzanie. Chociaż jak dla mnie to nic nie zmieniało. Zniknęliśmy na całą noc, więc jeśli ktoś to zauważył to nasz powrót o różnych porach i tak nic nie zmienia.
Weszłam do domu watahy i ignorując dosłownie wszystko, pokonałam ciąg schodów który w tym momencie zdawał się ciągnąć bez końca. Kiedy w końcu dotarłam na piętro rodziny alfa, weszłam do swojego pokoju. Moi przyjaciele spali jak zabici. Pedro spał na dywanie a Veronika na stercie kocy ułożonej na podłodze. Dylan i Madi spali za to na materacu ułożonym na ziemi przytuleni do siebie.
Zdjęłam buty i nie warząc na nic, po prostu położyłam się na łóżku. Byłam tak okropnie zmęczona, że zasnęłam niemal od razu co bardzo rzadko mi się zdarzało.
- Aria. - Czyjś głos wyrwał mnie ze snu, z czego powodu byłam bardzo niezadowolona.
Nakryłam się mocniej kołdrą, mając nadzieję, że ten ktoś po prostu odpuści. Niestety nigdy nie mogło być tak dobrze. Kołdra została ze mnie zerwana, a ja poczułam okropne zimno atakujące moje ciało. Niechętnie otworzyłam oczy i dostrzegłam Marcusa mojego brata.
- Ruszaj się, zaraz zaczynamy zmianę. - Oświadczył i wyszedł z pokoju.
Miałam ochotę to wszystko olać i zostać w łóżku. Spałam niecałe dwie godziny i czułam się jak żywy trup. Jednak nie mogłam dać innym powodów do podejrzeń. No i nie mogłam zawiść watahy ani ojca. Jako przyszła alfa powinnam udzielać się w tak trudnych czasach. Dlatego, mimo że czułam się jak trup, wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, z której zgarnęłam ubrania. Ruszyłam do łazienki przy okazji starając się nie podeptać moich omeg, które tak w ogóle nadal spały. Kiedy oni się położyli?
Weszłam do łazienki i zdjęłam z siebie ubrania. Zasnęłam w spodniach, przed co na ciele miałam odbite miejsca od szwów. Weszłam do kabiny prysznicowe i puściłam kompletnie lodowatą wodę w nadziei, że to mnie rozbudzi. Umyłam się szybko i wyszłam spod prysznica jednak nie czułam się dużo lepiej. Wytarłam się do ręcznika i ubrałam wybrane wcześniej ciuchy. Czarne dresy i biały top może nie były najlepszym strojem, jednak w tej chwili miałam poważniejsze problemy jak swój ubiur. Włosy szybko przeczesałam, dziękując sobie z przeszłości za pozbycie się tych długich kłaków. Może było ładne i wyglądałam w nich bardziej kobieco, ale chyba szlag by mnie trafił, gdybym miała je teraz czesać.
Udałam się do kuchni, gdzie wypiłam duży kubek kawy i zapchałam się dwiema kanapkami, które z trudem przełkłam. Jeśli nie zsane na stojąco to będzie to cud stulecie. W końcu udałam się na patrol. Czułam jednak, że nie jestem tak skupiona, jak powinnam. Trudno jednak tak z siebie sto procent, kiedy nie spałeś nawet dwóch godzin. Dlatego szłam przed siebie udając, że mam wszystko pod kontrolą, kiedy nagle koło mnie zjawił się Zayden.
- Macie w sforze kogoś, kto zna się na rytuałach? - Spytał niemal od razu, jednak ja byłam ledwo żywa i chwilę zajęło mi zrozumienie pytania.
- Mama Dylana się na tym zna. On też trochę w tym siedzi. - Rzuciłam, spoglądając na swojego mate który też nie wyglądał najlepiej. - Chodzi o te porwane dzieci? - Spytałam nieco ciszej. Nie mogłam nic do niego powiedzieć telepatycznie, bo byłam na to zbyt słaba.
- Tak. Potrzebujemy kogoś, kto szybko zdoła udzielić nam odpowiedzi. Przemyślałem to i takie samodzielne przeszukanie tych wszystkich rytuałów, kiedy chuja się na tym znasz zajmie wieki. - Stwierdził, ziewając cicho. - Wybacz.
- Spałeś coś dzisiaj w ogóle? - Spytałam, skupiając się na jego wielkich worach pod oczami i bladej skórze.
- Nie. Przyszedłem tak późno, że nie opłacało mi się już kłaść. - Stwierdził, przeczesując włosy palcami. - Jednak to nic. Często zdarzało mi się nieprzesypiać nocy.
- I tak się martwię. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- A ja martwię się o ciebie, bo wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. - Oświadczył, a ja westchnęłam cicho. - Obiecaj, że jak skończysz zmianę to pójdziesz się położyć, a wieczorem przyjdziesz do mnie.
- Obiecuje. - Rzuciłam, chociaż nawet bez obietnicy po zmianie zamierzałam położyć się od razu do łóżka. - Jednak ty też obiecaj, że się prześpisz.
- Dobrze. - Rzucił, przyciągając mnie do siebie. Najpierw chciałam spytać co robi, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że prawie na kogoś wpadłam. - Naprawdę musisz się przespać.
- I to zrobię za sześć godzin. - Zapewniłam i w momencie poczułam się okropnie. Sześć godzin brzmiało w tym momencie tak okropnie.
- A i będziemy potrzebować tego spisu wilkołaków, które poślubiły ludzi. - Stwierdził rozglądając się, pewnie by sprawdzić czy nikt nas nie słucha. - W ten sposób będziemy mogli sprawdzić, czy ataki się powtarzają.
- I co będziemy tak znikać co drugą noc? - Spytałam, jakoś nie mogąc sobie tego wyobrazić.
- Nie. Będę wysyłać banitów. Jesteśmy zbyt rozpoznawalni i nasze zniknięcia byłby zbyt zauważalne. - Wyjaśnił, a ja skinęłam głową chociaż nie uśmiechako mi się narażanie wilkołaków. - I spokojnie to banici. Świetnie potrafią radzić sobie sami. Część z nich miesiącami, a nawet latami samotnie przemierzało lasy w poszukiwaniu watahy banitów, która by ich przyjęła. Więc gwarantuje, że nic im nie będzie.
- Wierzę w nich jednak i tak się martwię. Jeśli zaatakuje ich grupa kilkudziesięciu łowców mają marne szanse. - Stwierdziłam, przedstawiając jeden z najczarniejszych scenariuszy.
- To jest ryzyko, które musimy podjąć, by coś zdziałać. Inaczej dalej będziemy tutaj siedzieć i czekać aż nas wyzabijają. - Przypomniałm, jakby wcale o tym nie pamiętała.
- Przecież wiem. Nie podoba mi się to, jednak chyba nie mamy innego wyjścia. - Westchnęłam cicho, kątem oka dostrzegając podejrzliwe spojrzenia jednej z wilczyc. - Chyba powinieneś się oddalić. To, że tak sobie razem spacerujemy i szeptamy, robi się coraz bardziej podejrzane.
- Masz rację. - Przyznał i spojrzał na kilka mijających nas wilków. - Dasz rady być o dwudziestej?
- Będę trochę później. Ojciec wraca z biura, na nasze piętro koło dwudziestej a nie chce się z nim minąć. Więc raczej coś koło dwudziestej pierwszej.
- Więc będę cię oczekiwać w mym jakże luksusowym biurze. - Stwierdził, na co zaśmiałam się lekko.
Zayden skręcił w inna stronę, zostawiając mnie samą. Pozostało mi tylko liczyć na to, że nie zasnę podczas patrolu i przy okazji, że uda mi się dotrzeć do jego biura niezauważona.
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...