🅇🅇🄸🄸🄸

2.3K 113 0
                                    

Kiedy dotarliśmy na miejsce, Zayden powiedział, że powinnam iść pierwsza. Może normalnie bym się kłóciła, ale byłam tak bardzo zmęczona, że po prostu przyjęłam jego ofertę. Przeskoczyłam przez płot i ruszyłam w stronę domu watahy. Po drodze wpadłam na Enzo któremu oddałam broń. Dzięki temu, że każdy z nas pojawił się o różnej porze, ponoć miało to wyglądać mniej podejrzanie. Chociaż jak dla mnie to nic nie zmieniało. Zniknęliśmy na całą noc, więc jeśli ktoś to zauważył to nasz powrót o różnych porach i tak nic nie zmienia.

Weszłam do domu watahy i ignorując dosłownie wszystko, pokonałam ciąg schodów który w tym momencie zdawał się ciągnąć bez końca. Kiedy w końcu dotarłam na piętro rodziny alfa, weszłam do swojego pokoju. Moi przyjaciele spali jak zabici. Pedro spał na dywanie a Veronika na stercie kocy ułożonej na podłodze. Dylan i Madi spali za to na materacu ułożonym na ziemi przytuleni do siebie.

Zdjęłam buty i nie warząc na nic, po prostu położyłam się na łóżku. Byłam tak okropnie zmęczona, że zasnęłam niemal od razu co bardzo rzadko mi się zdarzało.

- Aria. - Czyjś głos wyrwał mnie ze snu, z czego powodu byłam bardzo niezadowolona.

Nakryłam się mocniej kołdrą, mając nadzieję, że ten ktoś po prostu odpuści. Niestety nigdy nie mogło być tak dobrze. Kołdra została ze mnie zerwana, a ja poczułam okropne zimno atakujące moje ciało. Niechętnie otworzyłam oczy i dostrzegłam Marcusa mojego brata.

- Ruszaj się, zaraz zaczynamy zmianę. - Oświadczył i wyszedł z pokoju.

Miałam ochotę to wszystko olać i zostać w łóżku. Spałam niecałe dwie godziny i czułam się jak żywy trup. Jednak nie mogłam dać innym powodów do podejrzeń. No i nie mogłam zawiść watahy ani ojca. Jako przyszła alfa powinnam udzielać się w tak trudnych czasach. Dlatego, mimo że czułam się jak trup, wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, z której zgarnęłam ubrania. Ruszyłam do łazienki przy okazji starając się nie podeptać moich omeg, które tak w ogóle nadal spały. Kiedy oni się położyli?

Weszłam do łazienki i zdjęłam z siebie ubrania. Zasnęłam w spodniach, przed co na ciele miałam odbite miejsca od szwów. Weszłam do kabiny prysznicowe i puściłam kompletnie lodowatą wodę w nadziei, że to mnie rozbudzi. Umyłam się szybko i wyszłam spod prysznica jednak nie czułam się dużo lepiej. Wytarłam się do ręcznika i ubrałam wybrane wcześniej ciuchy. Czarne dresy i biały top może nie były najlepszym strojem, jednak w tej chwili miałam poważniejsze problemy jak swój ubiur. Włosy szybko przeczesałam, dziękując sobie z przeszłości za pozbycie się tych długich kłaków. Może było ładne i wyglądałam w nich bardziej kobieco, ale chyba szlag by mnie trafił, gdybym miała je teraz czesać.

Udałam się do kuchni, gdzie wypiłam duży kubek kawy i zapchałam się dwiema kanapkami, które z trudem przełkłam. Jeśli nie zsane na stojąco to będzie to cud stulecie. W końcu udałam się na patrol. Czułam jednak, że nie jestem tak skupiona, jak powinnam. Trudno jednak tak z siebie sto procent, kiedy nie spałeś nawet dwóch godzin. Dlatego szłam przed siebie udając, że mam wszystko pod kontrolą, kiedy nagle koło mnie zjawił się Zayden.

- Macie w sforze kogoś, kto zna się na rytuałach? - Spytał niemal od razu, jednak ja byłam ledwo żywa i chwilę zajęło mi zrozumienie pytania.

- Mama Dylana się na tym zna. On też trochę w tym siedzi. - Rzuciłam, spoglądając na swojego mate który też nie wyglądał najlepiej. - Chodzi o te porwane dzieci? - Spytałam nieco ciszej. Nie mogłam nic do niego powiedzieć telepatycznie, bo byłam na to zbyt słaba.

- Tak. Potrzebujemy kogoś, kto szybko zdoła udzielić nam odpowiedzi. Przemyślałem to i takie samodzielne przeszukanie tych wszystkich rytuałów, kiedy chuja się na tym znasz zajmie wieki. - Stwierdził, ziewając cicho. - Wybacz.

- Spałeś coś dzisiaj w ogóle? - Spytałam, skupiając się na jego wielkich worach pod oczami i bladej skórze.

- Nie. Przyszedłem tak późno, że nie opłacało mi się już kłaść. - Stwierdził, przeczesując włosy palcami. - Jednak to nic. Często zdarzało mi się nieprzesypiać nocy.

- I tak się martwię. - Przyznałam zgodnie z prawdą.

- A ja martwię się o ciebie, bo wyglądasz, jakbyś zaraz miała zemdleć. - Oświadczył, a ja westchnęłam cicho. - Obiecaj, że jak skończysz zmianę to pójdziesz się położyć, a wieczorem przyjdziesz do mnie.

- Obiecuje. - Rzuciłam, chociaż nawet bez obietnicy po zmianie zamierzałam położyć się od razu do łóżka. - Jednak ty też obiecaj, że się prześpisz.

- Dobrze. - Rzucił, przyciągając mnie do siebie. Najpierw chciałam spytać co robi, jednak po chwili zdałam sobie sprawę, że prawie na kogoś wpadłam. - Naprawdę musisz się przespać.

- I to zrobię za sześć godzin. - Zapewniłam i w momencie poczułam się okropnie. Sześć godzin brzmiało w tym momencie tak okropnie.

- A i będziemy potrzebować tego spisu wilkołaków, które poślubiły ludzi. - Stwierdził rozglądając się, pewnie by sprawdzić czy nikt nas nie słucha. - W ten sposób będziemy mogli sprawdzić, czy ataki się powtarzają.

- I co będziemy tak znikać co drugą noc? - Spytałam, jakoś nie mogąc sobie tego wyobrazić.

- Nie. Będę wysyłać banitów. Jesteśmy zbyt rozpoznawalni i nasze zniknięcia byłby zbyt zauważalne. - Wyjaśnił, a ja skinęłam głową chociaż nie uśmiechako mi się narażanie wilkołaków. - I spokojnie to banici. Świetnie potrafią radzić sobie sami. Część z nich miesiącami, a nawet latami samotnie przemierzało lasy w poszukiwaniu watahy banitów, która by ich przyjęła. Więc gwarantuje, że nic im nie będzie.

- Wierzę w nich jednak i tak się martwię. Jeśli zaatakuje ich grupa kilkudziesięciu łowców mają marne szanse. - Stwierdziłam, przedstawiając jeden z najczarniejszych scenariuszy.

- To jest ryzyko, które musimy podjąć, by coś zdziałać. Inaczej dalej będziemy tutaj siedzieć i czekać aż nas wyzabijają. - Przypomniałm, jakby wcale o tym nie pamiętała.

- Przecież wiem. Nie podoba mi się to, jednak chyba nie mamy innego wyjścia. - Westchnęłam cicho, kątem oka dostrzegając podejrzliwe spojrzenia jednej z wilczyc. - Chyba powinieneś się oddalić. To, że tak sobie razem spacerujemy i szeptamy, robi się coraz bardziej podejrzane.

- Masz rację. - Przyznał i spojrzał na kilka mijających nas wilków. - Dasz rady być o dwudziestej?

- Będę trochę później. Ojciec wraca z biura, na nasze piętro koło dwudziestej a nie chce się z nim minąć. Więc raczej coś koło dwudziestej pierwszej.

- Więc będę cię oczekiwać w mym jakże luksusowym biurze. - Stwierdził, na co zaśmiałam się lekko.

Zayden skręcił w inna stronę, zostawiając mnie samą. Pozostało mi tylko liczyć na to, że nie zasnę podczas patrolu i przy okazji, że uda mi się dotrzeć do jego biura niezauważona.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz