🅇🅇🅇🅅🄸

1.7K 95 3
                                    

Przygotowanie się do narady nie zajęło mi dużo czasu. Wzięłam jedynie szybki prysznic i założyłam świeże ubrania. Nie zamierzałam się stroić jakoś szczególnie. Bo też niby po co? W końcu mój wygląd jest w tej chwili ostatnią rzeczą, która kogokolwiek obchodziła. Dlatego nie przywiązałam do tego większej uwagi i niemal od razu wyszłam z pokoju.

- Aria. -Moja młodsza siostra podbiegła do mnie i spojrzała na mnie nieco przerażona. - Jak się trzymasz?

- Raczej nie umrę. - Wzruszyłam ramionami, co raczej nie spotkało się z przychylną reakcją mojej bliźniaczki.

- Miałaś w ciele srebrny sztylet. - Oświadczyła, jakbym wcale tego nie wiedziała.

- Kto się wygadał? - Spytałam, krzyżując ramiona na piersiach.

- Powiedzmy, że jedna z pielęgniarek nie mogła oprzeć się mojemu urokowi osobistemu. - Oświadczył Jack, który najpewniej użył swojej mocy na jednak z kobiet pracujących na oddziale szpitalnym. - No, ale mi mało kto może się oprzeć.

- Nic mi nie jest. Do jutra nie będzie nawet śladu. Więc nie róbcie z igły widły. - Poprosiłam i zamierzałam wyjść jednak drzwi zamkły mi się przed nosem.

- Nie skończyliśmy. - Oświadczyła Colleen która stała z uniesioną pięścią. Szpanerka.

- Mogłabyś nam wreszcie powiedzieć, co się dzieje. - Stwierdził Marcus, który również musiał wepchnąć się do rozmowy. - Jesteśmy rodziną. Rodzeństwem i to z jednego miotu.

- Jest wojna i to się dzieje. - Odpowiedziałam, jednak ich to nie usatysfakcjonowało.

- Nie chodzi o wojnę. Chodzi o Twoje znikanie, porywanie się samotnie na łowców. O co w tym wszystkim chodzi Aria? - Dopytała moja widocznie poirytowana bliźniaczka.

Naprawdę nie miałam czasu na użeranie się z dociekliwym rodzeństwem. I nie miałam też siły dłużej wciskać im kitu. I tak w końcu by się dowiedzieli. A chyba lepiej, żeby usłyszeli to ode mnie jak od osoby trzeciej.

- Zayden Forbs alfa buntowników to mój przeznaczony. Zadowoleni? - Spytałam z uwaga śledząc zdziwienie, malujące się na ich twarzach.

Może nie była to cała prawda. W końcu przemilczałam wszystko o porwanych dzieciach i rytuale. Jednak liczyłam, że ta informacja tak ich zszokuje, że nie będą dłużej dociekać.

- W sumie mogliśmy się tego domyślić. - Stwierdził Jack, drapiąc się po karku.

- Wy sobie to przetrawię, a ja idę. Nie zamierzam się spóźnić. - Rzuciłam i nie dając im czasu na reakcje, wybiegłam na schody.

Nie zamierzałam się spóźnić. Chciałam usłyszeć wszystko, co zostanie powiedziane na ten naradzie. Na której ustalenie zostanie, co zrobimy dalej w sprawie łowców. A to jakby nie było nasz najpoważniejszy problem. Już całkowicie pomijając to, że atmosfera w domu watahy stawała się coraz bardziej napięta. I nie miałam pojęcia, ile jeszcze wytrzymamy pod jednym dachem.

Stanęłam przed wejściem do sali narad. I tym, co uderzyło mnie na początku, było wspomnienie. To, w którym Zayden dumnie kroczy przez dom watahy w obstawie swoich wilków. To była moja pierwsza konfrontacja z taką wersją mojego mate. I pierwszy szok związany z tym jaką funkcje sprawował w swojej społeczności.

- Nad czym tak myślisz? - Spytał dobrze mi znany męski głos.

- Nad tym jaka decyzja może dzisiaj paść. - Skłamałam, przenosząc na niego spojrzenie. - To decydująca chwila.

~ Nie ważne co postanowi twój ojciec. My musimy wykonać swój plan. - Zarządził Zayden, zwracając się do mnie telepatycznie.

Ja w odpowiedzi jedynie skinęłam głową. I szczerze nie mogę uwierzyć, że dałam się wciągnąć w to szaleństwo. Siedzę w tym tyle czasu i nadal nie rozumiem, jak dałam się wrócić w to gówno. Kątem oka spojrzałam na Nicki i na deltę którego imienia nie znałam. Mieli być obecni na naradzie podobnie jak główny beta i główny delta mojego ojca.

Kiedy mój ojciec i jego obstawa w końcu dołączyli, weszliśmy na salę. Darując sobie zbędne grzeczności, od razu zajęliśmy swoje miejsce. Sytuacja robiła się coraz gorszą i wymagała, natychmiastowego działania.

- Rodziny ofiar domagają się pogrzebu. - Oświadczył Fin, zaczynając od chyba puki co najłatwiejszej decyzji.

- Przekaż im, że pogrzeb odpędzie się dopiero po rozwiązaniu problemu z łowcami. - Oświadczył mój ojciec, a mój mate przytaknął mu głową na znak zgody. - Teraz przejdźmy do poważniejszych decyzji. Musimy ustalić, co robimy z łowcami.

- Ja od początku powtarzam, że musimy ich zaatakować. I moje zdanie się nie zmieniło. - Oznajmił alfa banitów, krzyżując ramiona na piersi.

- Jeśli tak to musimy dobrze przemyśleć strategie ataku. Dowiedzieć się gdzie jest ich obóz. Nie możemy ich tak po prostu zaatakować bez żadnego przygotowania.

- Zapewniłam, że nie przygotujemy, się siedząc tutaj. - Zapewnił szatyn, prostując się dumnie. - A łowcy wykonali pierwszy krok. A kiedy oni wykonają już pierwszy krok to już tylko przyspieszają.

- Nie podoba mi się to. Jednak dostrzegam, że nie mamy, innego wyjaśnia. Dlatego w przebiegu kilku najbliższych dni wyślemy zwiadowców. Oni zbadają teren i na podstawie tych informacji przygotujemy plan ataku. Czy taki plan cię zadowala Forbs? - Spytał mój pełen powagi ojciec. Prostował się tak dumnie, że nie byłem pewna czy czegoś sobie nie uszkodzi.

- Jak najbardziej Black. - Zapewnił Zayden, również dumnie się prostując.

- Tylko nasuwa się teraz jedno pytanie. - Odezwał się Dan. Główny Delta mojego ojca. - Skąd łowcy wiedzieli, jakie są słabe punkty płotu?

- Coś sugerujesz? - Dopytał mój ojciec, spoglądając na swojego deltę.

- Może ktoś nas zdradził. - Zasugerował, co spotkało się z oburzeniem reszty zgromadzonych.

- Niby czemu ktoś z naszych miałby zdradzić? - Spytała oburzona Nicki, patrząc zdumniona na deltę.

- Nie mnie o to pytaj tylko swoich banitów. - Oświadczył, a ja już wiedziałam, że idiota tego pożałuję.

- Moje wilki stoją, po stronie swojej rasy zapewniam. - Wtrącił alfa nanitów, który wydawał się być wyjątkowo spokojny.

- Więc niby jak zostali banitami? - Dopytał Dan, co spotkało się z niezadowoleniem mojego ojca.

- Siadaj Dan i uspokój się w końcu. - Warknął na niego, a ten posłusznie wrócił na swoje miejsce. - Sugeruje sprawdzić monitoring. Może coś się złapało, co mogłoby nam pomóc.

- Dobry pomysł. - Przyznał banita. - W tej chwili chyba nie jesteśmy w stanie ustalić nic więcej.

- Niestety nasze ograniczone informacje nam to uniemożliwiają. - Oświadczył moi ojciec, który mimo całej sytuacji wydawał się być bardzo spokojny. - Dlatego sugeruje zakończyć spotkanie.

Wszyscy przytakli na znak zgody i zaczęliśmy się zbierać. A mnie zaczęła na poważnie martwić sprawa z monitoringiem. Przecież jeśli oni zobaczą, jak wychodziliśmy to będzie po nas.

~ Spokojnie moi technicy się tym zajęli. - Uspokoił mnie Zayden, na co ja przeniosłam na niego spojrzenie.

~ Miejmy nadzieję, że są na tyle dobrzy, by nic im nie umknęło. - Mruknęłam na co ten posłał mi spojrzenie, w stylu serio w to wątpisz.

Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy poczułam czując dłoń, na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam na ojca.

- Jak flirtujecie, to przynajmniej tak bym nie musiał na to patrzę. - Poprosił i mnie wyminął.

No tak cały on. Ta ten facet był zdecydowanie zbyt zafiksowany, jeśli chodziło o więź mate. Zwykle to mama go stopowała. Jednak ona nie uczestniczyła w naradach. To zdecydowanie zbyt mocno ją stresowało.

- Twój ojciec tak na serio? - Spytał Zayden, nie dając mi czasu na odpowiedź. - Teraz to tym bardziej muszę się z tą wynosić.

Skomentowałam to jedynie krótkim śmiechem. Pewnie rzuciłabym jakąś cienką ripostę, jednak teraz moje myśli zajmowało coś zupełnie innego. Te głupie nagrania mogły zniszczyć wszystko.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz