🅇🄸🅇

2.6K 129 6
                                    

Siedziałam w pokoju na łóżku, przytulają do siebie poduszkę. Przewróciłam oczami chyba już piąty raz pod rząd, wysłuchując kazań. Jednak nie kazań ojca czy matki a moich przyjaciół. W ogóle to super mam przyjaciół. Zamiast mnie wspierać i trzymać moją stronę to prawią mi kazania i wytykają błędy. Jakby to nagle miało zmienić kilka moich ostatnich decyzji. A w zasadzie jedną bardzo istotną decyzję.

- Jak mogłaś mu tak łatwo wybaczyć?! - Wykrzyczała wkurzona Veronika. - Przecież on cię okłamał! I to nie w byle jakiej sprawie!

- To do ciebie nie podobne, żeby tak wybaczać! - Kontynuował Pedro. - Co się z tobą dzieje dziewczyno!

- Jakto co! To przez więź! - Stwierdziła Madii. - Do reszty przez nią zgłupiała!

- Przestaniecie się na mnie drzeć i mnie wysłuchacie? - Poprosiłam, chcąc ich zastopować zanim nakręcą się do reszty. - Wiem, że może wam się to nie podobać, jednak to była moja decyzja. Ja mu wybaczyłam a wy musicie to uszanować. Poza tym nie róbmy z igły widły. No i to wybaczanie to bardzo w moim stylu. - Dodałam nieco ciszej.

- Bywasz taka durna. - Warknęła Veronika. - Nie możesz tak po prostu mu odpuszczać, bo ładnie się uśmiechnął.

- To, co mam odstawić scenę? Bo nie powiedział mi do końca prawdy? Zresztą to nawet nie było kłamstwo. On po prostu mi tego nie powiedział.

- Idę po twoją mamę, bo Ty na pewno jesteś chora Ari. - Stwierdziła Madii, siadając obok mnie na łóżku. - Za łatwo wybaczasz Ari. To chyba twoja największą wada.

- Dobra. - Warknęłam, wstając z łóżka. - Pokrzyczycie sobie na mnie później. Teraz idę na patrol po domu watahy.

Ominęłam przyjaciół, jakimś cudem dostając się do szafy. Przez to, że teraz w pokoju spaliśmy w piątkę i wszyscy mieliśmy tutaj swoje rzeczy zrobiło się dosyć no ciasno. Jednak ja nie narzekałam. Dobrze było mieć ich przy sobie i wiedzieć, że nic im nie grozi. Szybko ubrałam na siebie zwykle czarne rurki i do tego spora za dusza białą koszulkę. Na nogi ubrałam glany.

- Przemyśl jeszcze to wybaczenie. - Rzuciła Veronika.

- A wy nie rozpierdolcie moich metrów kwadratowych, bo ja chce mieć do czego wrócić. - Poprosiłam, wychodząc z pokoju.

W kuchni trafiłam na swoje rodzeństwo. Równie gotowe i chyba równie wkurwione co ja było gotowe udać się na patrol po domu główny. Zwykle raczej rzadko się tym zajmowaliśmy. Jednak ojciec stwierdził, że i tak teraz nie mamy nic lepszego do roboty. No i na tę ilość wilków brakuje mu strażników.

- O czym tak kłóciłaś się ze współlokatorami? - Spytała Colleen, a ja westchnęłam cicho robiąc sobie kawę.

- Różnica w poglądach mieszkaniowych. - Wyjaśniłam na co moje rodzeństwo, zaśmiało się gorzko. - Chyba nie tylko ja to znam.

- Ciężko mieszkać z kilkoma osobami naraz. - Stwierdził Marcus, a ja mu przytaknąłem. - Zwłaszcza na przestrzeni przystosowanej dla jednak osoby.

- Nawet mi nie mów. - Wtrącił Jack, popijając kawę.

Usiadłam na blacie i zaczęłam pić kawę. Tak mamy krzesła, ale ja zdecydowanie wolę siedzieć na meblach do tego nie przeznaczonych, w sumie to nie wiem dlaczego. No, ale ja mam coś dziwnego z tymi miejscami do siedzenia. Nigdy nie mogłam siedzieć jak normalny człowiek tylko na blacie lub na oparciu kanapy.

- Jeszcze nie gotowi? - Spytał ojciec, wchodząc do kuchni. - Wasza zmiana zaczęła się piętnaście minut temu. - Oświadczył niezadowolony. - Gdybyście tak po prostu pracowali, to już by was wylali.

- Dobra. - Rzuciłam, dopijając kawę. - Idę.

Naprawdę nie miałam już siły z nikim się dzisiaj kłócić. Dlatego po prostu ominęłam ojca i wyszłam z kuchni. Od razu skierowałam się do składu z bronią. Zabrałam jeden pas i pistolet tak na wszelki wypadek. Zawsze warto mieć tę przewagę, gdyby ktoś postanowił dać popis, swojej zajebistości. Do tego jeden sztylet, bo te są bardziej praktyczne, niż by się wydawało. Tak uzbrojona ruszyłam na patrol. Chodziłam korytarzami, momentami z trudem przepychając się przez wilkołaki. Dłoń trzymałam na broni, tak by nikt mi jej nie zabrał. Bo gdyby ktoś sobie ją przywłaszczył i komuś coś by się stało to chyba by mnie zabiczowano.

Wszystko wydawało się być względnie dobrze. Wilkołaki z watahy i banici próbowali nie wchodzić sobie w drogę. Co mnie cieszyło. Nie rządałam od nich by się kochali. Zbyt wiele zostało powiedziane, byśmy mogli się dogadać. Więc ta obojętność była najlepszym wyjściem.

Nagle dostrzegłam Zaydena, który rozmawiał o czymś z jednym ze swoich. I było to dosyć dziwne, bo rozmawiali telepatycznie.

~ Ava możesz usłyszeć, o czym rozmawiają? - Spytałam moją wilczyce, która ostatnio siedziała wyjątkowo cicho.

~ Nie. Aks mnie blokuję. - Wyjaśniła, a ja tylko nabrałam podejrzeń. ~ Ari obiecaj, że nie z robisz nic głupiego. - Warknęła moja wilczyca a ja westchnęłam cicho.

~ Zrobię tylko to, co należy do moich obowiązków. Czyli przypilnuje swojego dobytku. - Oświadczyłam, oddalając się od Zaydena i jego rozmówcy.

~ Nie ufasz mu? - Ava widocznie postanowiła kontynuować temat.

~ Mimo wszystko nie powiedział mi, że jest alfą. Może ukrywać coś więcej. Trudno mi ufam mu w stu procentach. - Wyjaśniałam, przypominając sobie słowa przyjaciół. ~ Jeśli raz nie powiedział mi prawdy, może to zrobić po raz kolejny.

~ Wybaczyłaś mu, a nadal drążysz ten temat. - Rzuciła wkurzona Ava, która nie zamierzała odpuścić.

~ Wybaczyłam. Jednak trudno jest zapomnieć o kłamstwie.

Ava już mi nie odpowiedziała. Chyba się na mnie obraziła. I w sumie to trudno mi się jej dziwić. Jest totalnie zafiksowana na punkcie więzi jak każde wilcze ja. To ona odczuwa ją w największym stopniu. Jednak nie miałam czasu na jej fochy. Dlatego ruszyłam dalej by pilnować wilków. I wtedy napotkałam dwa wilki, które patrzyły sobie prosto w oczy warcząc i prezentując wysunięte kły. W naszym świecie nazywa się to prezentacja siły. Następuje ona zawsze przed walką. Wilki okazują swoją siły, by odstraszyć przeciwnika. Jednak tutaj nie zapowiadało się by któraś, ze stron miała odpuścić.

- Ej! - Warknęłam w ich kierunku. - Dobrze wam radzę się rozejść. - Rozkazałam, puki co darując sobie użycie głosu alfa. Jednak kiedy wilki na mnie nie zareagowały, nie miałam wyboru. - Rozejść się, ale już. - Ryknęłam głosem alfy czym zwróciłam uwagę wilków.

Spojrzały na mnie i przez chwilę tak właśnie stały. Ja stałam dumnie się prostując, w nadziei na to, że zdecydują się odejść. I na szczęście po chwili obaj odeszli w soich kierunkach.

~ Ari wszystko okej? - Spytała moja bliźniaczka, która musiała usłyszeć mój ryk.

~ Tak. Tylko dwa wilki były w bojowych nastrojach. - Wyjaśniłam, ruszając dalej. ~ Widziałaś może alfę banitów?

~ Tak. Był tu przed chwilą, ale już poszedł. Mam go poszukać? - Spytała, a ja musiałam na szybko wymyślić jakąś wymówkę.

~ Nie. Jak go zobaczę, to osobiście mu powiem. - Rzuciłem czując, że to brzmiało w chuj sztucznie.

~ Gratuluję. Tytuł kłamcy roku jest twój Ari. - Rzuciła Ava, a ja tylko przewróciłam oczami.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz