Od czytania oderwały mnie dopiero dźwięki kroków dochodzących z zewnątrz. Odłożyłam książkę i energicznym krokiem podeszłam do okna. Otworzyłam je i wyszłam na parapet, następnie kierując swoje kroki wzdłuż dachu. Zbrojownia znajdująca się z tyłu budynku miała całkowicie płaski dach. Dzięki temu można było bez problemu na nim przesiadywać. Ja i moja bliźniaczka robiłyśmy to bardzo często. Była to nasza miejscówka. Nikt nigdy tam nie pchychodził, przez co miałyśmy zagwarantowany święty spokój. A kiedy mieszkasz w domu watahy wypełnionym po brzegi wilkami, rzadko masz okazję pobyć w samotności. Usiadłam na brzegu dachu i zsunęła się z niego na płaski dach. Spadłam dwa metry na nogi. Kości w piszczelach pękły pod wypływem siły uderzenia. Upadłam na płasko, klnąc pod nosem. Kurwa czy to serio musi aż tak boleć?
~ Ty się ciesz, że przynajmniej nie goi się jak u ludzi. O ile u ludzi można to nazwać gojeniem. - Wtrąciła moja wilczycy, którą ja zamierzałam ignorować. Skoro ostatnio tylko się kłócimy, nie zamierzam jej prowokować.
- Nie gadaj, że zbliża się twoja przemiana? - Pisnęła uradowany Colleen, która siedział jakieś dwa metry ode mnie. - No nareszcie. Już zaczynałam się bać, że jesteś niezmienną. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale wtedy ojciec oddałby mi watahę.
- Skąd wiesz, że nie chłopakom? - Obróciłam się na bok i spojrzałam na bliźniaczkę. Aktualnie nie za bardzo powinnam się ruszać. Kości muszą się dobrze zrosnąć a słabo byłoby je teraz przestawić.
- Proszę cię. - Parsknęła rozbawiona szatynka. - Im to nie można powierzyć kaktusa. A co dopiero całej watahy. Ojciec by tak nie ryzykował.
- W sumie. - Ponownie się obróciłam tym razem na plecy. Tak było mi wygodnie i miałam dużo lepszy widok.
- Szczęściara. - Dorzuciła Colleen. - Ja zmieniałam się w wakacje i niewiele mi z tego przyszło. A ty masz dobry tydzień wolnego.
- Ta wolnego, przez które ojciec będzie mnie tu trzymał jak w więzieniu. - Westchnęłam cicho, na samą myśl o tym co mnie czeka. - A potem dwa razy więcej treningów. Bo przecież wilka też trzeba trenować.
- Hej miałam to samo. No i ja traciłam wakacje a ty rok szkolny. Poza tym już nie udawaj, że z ciebie taka dusza towarzystwa. Teraz i tak zadomawiają się u nas banici więc ojciec i tak nigdzie by cię nie puścił.
- Może masz trochę racji. - Kiedy ból w nogach zniknął, nieco niepewnie podniosłam się na rękach.
- Oczywiście, że mam. - Stwierdziła, wilczyca spoglądając w stronę lasu. - Mówię ci, że z ich pobytu tutaj nie wyniknie nic dobrego. Nie ufam im.
- To banici. Im nikt nie ufa, jednak wątpię by rozrabiali. Lub przynajmniej robili coś z zakresu tych bardziej zakazanych czynności. Oni żyją z ostatnią szansą i raczej nie zamierzają jej zmarnować.
- Oni nie mają już nic do stracenia Ari. Więc jestem pewna, że będą naginać zasady. - Moja siostra warknęła dokładnie tak jakby ktoś z banitów był w pobliżu.
- Ja tam im ufam. Puki nie dadzą mi dobrego powodu, nie zamierzam ich dyskrminować. - Wzruszyłam ramionami, szukając czegoś w kieszeniach.
- Czasem się zastanawiam czy nie masz zbyt dobrego serca, aby być alfą. - Colleen wyjęła z kieszeni paczkę papierosów i podała mi ją. - To cichy treningowe debilu. Nie obstawiam, że nosisz w nich papierosy.
- Umiem dawać drugie szansy i wierzę, że każdy może się zmienić. Nie wiesz, co sprawiło, że swego czasu podjeli takie, a nie inne decyzje. - Wyjęłam jednego papierosa i zabrałam z paczki zapalniczkę, którą moja bliźniaczka tam wcisła. - Nadzieja matką głupich.
Papierosy nie działaby na wilkołaki tak jak na ludzi. W trakcie, kiedy oni mogli co najwyżej nabawić się raka płuc na nas tytoń działa uspokajająco. Niczym dobre leki tyle, że papierosy łatwiej zdobyć. Poza tym przynajmniej dla mnie dobrze smakują.
- A co do matki lepiej jej unikaj. Zabije cię, jeśli dowie się, że palisz. - Stwierdziła, chowając paczkę do kieszeni bluzy.
- Nie dowie się. Dzisiaj i tak pewnie już jej nie spotkam. - Wsadziłam papierosa do ust i go zapaliłam. Rzuciłam zapalniczkę Colleen i uchwyciłam wyrób tytoniowy dwoma palcami.
Pogoda była szczerze taka sobie. Wiało i było nieco chłodnawo. Na szczęście wilkołaki dobrze znoszą mrozy. Inaczej pewnie siedziałabym teraz pod kocem i patrzyła za okno.
- Słyszałaś, że Lili znalazła mate? - Spytała w końcu moja siostra, na co ja zrobiłam wielkie oczy.
Nasz ojciec ma sześć sióstr. I nie posiada braci. Lili była córką jednej z jego sióstr. Kończyła w tym roku dziewiętnaście lat. Jej matka była najstarsza z rodzeństwa, jednak zrezygnowała z tytuły alfy na rzecz naszego ojca. No, ale wracając do samem Lili. Strasznie jej nie lubiłam. Była strasznie pusta i wredna. Taka czarna owca w rodzinie. Zazwyczaj nie przyznaje się do tego, że jesteśmy spokrewnione.
- Rodzice jej nie wychowali, to może on zdoła. - Powiedziałam, bardziej wrednie niż miałam w zamiarze.
Lili była jedna z tych wikczyc, które uwielbiały mnie wyśmiewać. Kiedy obcięłam włosy, zaczęła mówić do mnie w męskiej formie osobowej. Było to irytujące, bo kobieta to nie tylko długie włosy, piersi i pół dupy wystającej spod krótkiej spódnicy. Jednak ona nigdy tego nie zrozumie.
- Wredna szmata. Ona to jest gorsza od większości tych ludzkich pustaków ze szkoły. - Warknęła Colleen. - Wdała się zdecydowanie w rodzinę swojego ojca.
Tak dla jasności to nie czysta złośliwość. Po prostu większość kobiet z tej rodziny miały podobny styk bycia. I były cholernie niesympatyczne. Chociaż mężczyźni nie było wiele lepsi.
- Daj spokój. - Machnęłam ręką olewczo. - Nie zamierzam sobie podnosić ciśnienia przez kogoś jej pokroju.
~ Jej wilczycy nie jest lepsza. - Zauważyła Ava. ~ Jakby mogła to kręciłaby ogonem, przed każdym napotkanym samcem.
- Masz rację. Niewarto. - Szatynka ułożyła się płasko na dachu.
~ Możesz przestać mnie ignorować? - Upomniał się Ava która była już na mnie lekko wkurzona.
~ Nie. - Rzuciłam krótko, ponownie ją blokując.
Nie miałam siły na kolejną kłótnię z moim wilczym ja. Zawłaszcza, że pewnie znowu zrobiłaby mi wykład o truciu się fajkami. A naprawdę nie musiałam tego słuchać po raz pięćsetny. Co do blokady kiedy byłam blisko przemiany, Ava mogła łatwo ją pokonać. Ogólnie im bliżej było pełni, tym blokada działała gorzej. Najmocniejsza była dzisiaj dni przed pełnią podczas księżycowego nowiu.
Ja dopaliłam papierosa i położyłam się obok bliźniaczki. Nogi już całkowicie mi się zrosły. Dobrze, że nasza regeneracja była taka skuteczna. Chyba nie wytrzymałabym pół roku w gipsie.
Resztę wieczory rozmawiałyśmy o wszystkim i w zasadzie o niczym. Zresztą nasze rozmowy dosyć często tak wyglądały. Zaczynałyśmy od wielkim filozoficznym tematów wagi watahy tylko po to, by skończyć na tematach pokroju współczesnej mody.
W końcu zasnęłyśmy na dachu. Często nam się to zdarzało. I przychodziło nam to dosyć łatwo. Kiedy było już kompletnie ciemno, obudził mnie dźwięk łamanych gałęzi. Ktoś chodził nieopodal domu watahy. Zdecydowałam się wstać i sprawdzić kto to taki. No tak bo co mogło pójść nie tak?
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...