🄸🅅

4K 159 30
                                    

Kiedy lekcje dobiegły końca, byłam najszczęśliwsza osobą na świecie. Jednak osiem godzin to zdecydowana przesada. Serio jak ja mam naprawdę się skupić i myśleć pełne osiem godzin? Po prostu niewykonalna. Zwłaszcza że przez to, co poczułam rano, mój wilk był niespokojny. Najchętniej zerwałby się z miejsca i ruszyła za zapachem. Jednak nie mogłyśmy tego zrobić. W końcu nie było pewności, że to nasz mate. No i nie chce ryzykować i przy okazji denerwować swojego ojca.

Wyszłam z sali i skierowałam się do swojego samochodu. Moja osobista mała wataha i ruszyła do siebie. Mieszkają w zasadzie w swoim sąsiedztwie w grupce domów blisko lasu. Z tego, co się orientuję, mieszkają tam same wilkołaki omega. Przy samochodzie oczywiście musiała już czekać moje bliźniaczka. No tak po przemianie nie tylko pojawią się umiejętność przemiany. W ludziej postaci też stajemy się silniejsi i szybsi. Mamy lepsze zmysły i pojawia się specjalna zdolności indywidualna dla każdego wilkołaka.

Colleen potrafiła przesuwać przedmioty za pomocą umysłu. Brzmi potężnie, jednak ta moc miała swoje ograniczenie. Bywała przydatna, jednak nie można było opierać się tylko na niej w walce. Marcus, który przyszedł na świat jako drugi, wyczuwał obecność wrogo nastawionych mu osób. Jeśli ktoś chciał go, zaatakować on wyczuwał jego obecność i wiedział, gdzie się taka osoba znajduje. Nie ważne człowiek czy wilkołak. Jacke trzeci z miotu potrafił w niewielkim stopniu kontrolować innych. Jednak tylko omego i delty oraz ludzi. No i działanie mocy było dosyć krótkotrwale.

- Mówiłam, że dzisiaj wracasz sama. - Rzuciłam z szerokim uśmiechem, otwierając drzwi za pomocą pilota.

- Przemieniłabym się, a potem cię zabiła. - Szatynka wyprostowała się dumnie, wsiadając do samochodu.

- Jeśli dałabyś radę. - Wsiadłam do jeepa od strony kierowcy i odpaliłam silnik. - Jestem niezłą wojowniczką.

- Jednak jeszcze się nie przemieniłaś. - Stwierdziła, uchylając okno. - Więc po prostu nie ma opcji, byś ze mną wygrała.

Niestety moja siostra miała rację. Jak dobra bym nie była i jak wielkich predyspozycji bym nie posiadała z przemienionym wilkołakiem, nie mam rządnych szans. Fizycznie jest niemożliwe, bym wygrała.

- W końcu się zmienię. - Zapewniłam, brzmiało to jednak bardziej jak słowa nadziei niż stwierdzenie.

Nigdy nie jeździłam zbyt szybko, kiedy wiozłam siostrę. Ona za bardzo się bała. Dlatego dotarcie do granicy lasu zajęło nam dłuższą chwilę. Skupiałam się na drodze więc kiedy usłyszałam warczenie siostry, byłam mocno zdziwiona i nie miałam pojęcia o co chodzi.

- Patrzy. - Warknęła a ja odwróciłam głowę w jej stronę. Drogę znałam na pamięć, więc z tym nie było problemu.

Moim oczom ukazały się dwa wilki biegnące obok mojego samochodu. Od razu poznałam w nich banitów. Mieli na przednich łapach coś w rodzaju tatuażu. Pojawiał się on samoistnie, kiedy wilki traciły przynależność do watahy.

- Śledzą nas. - Warknęłam odruchowo, wracając spojrzeniem na drogę.

Przyspieszyłam, tym razem nie zwracając uwagi na lęk siostry. Widziałam jak, kontrole przejmuje jej wewnętrzny wilk Zena. Ona miała w sobie dużo więcej odwagi. I to ta część mojej siostry najczęściej wpędzała ją w kłopoty.

- Myślisz, że czego chcą? - Moja siostra spojrzała na mnie, lekko się uspokajając.

- Sprawdzają, co będziemy robić. - Chciałam na nią spojrzeć jednak kiedy usłyszałam jej pisk, wróciłam wzrokiem na drogę. - Pewnie nic nam nie zrobią. W końcu nie zaryzykują wyrzucenia z tych terenów i wkurwu naszego ojca.

- Obyś miała rację. - Colleen zaciska dłonie na fotelu. No tak cała ona.

Kiedy byłyśmy już blisko domu, głównego wilki pobiegły w głąb lasu. Tak jak podejrzewałam, jedynie nas obserwowały. A my już po chwili byłyśmy na miejscu.

- Dokument. - Rzucił beznamiętnym tonem wilk przy bramie. Pewnie takie siedzenie i kontrola są cholernie nudne.

- Jasne. - Pokazałam mu legitymację, w której oczywiście widniało, że jestem córka alfy. Przez co ten lekko się skłonił i otworzył bramę.

Westchnęłam cicho i przejechałam przez bramę. Zaparkowałam samochód na moim miejscu parkingowym i zgasiłam silnik.

- Wziąć ci plecak? - Spytała moje siostra, dla której oczywiste było, że od razu pójdę do gabinetu ojca.

- Pewnie i dzięki. - Podałam siostrze plecak i wysiadłam z auta. Kiedy i ona to zrobiła zamkłam samochód. - Posiedzimy dzisiaj w naszym miejscu?

- Pewnie. - Rzuciła podekscytowana Colleen. - Będę czekać. Więc kiedy wykonasz obowiązki, to od razu przyjdź. - Oświadczyła, kierując się w stronę domu watahy.

I ja udałam się w tę stronę. Jednak moja bliźniaczka ruszyła w stronę mieszkalną a ja w urzędową. Po schodach weszłam na najwyższe piętro, gdzie mieściły się gabinety najważniejszych członków watahy w tym mojego ojca. Bycia przyszłą alfą ma swoje minusy. Są nimi na przykład duża liczba obowiązków i to, że trzeba się nachodzić. Serio czy wszystko w tym domu związane z alfą musi być na najwyższych piętrach?

Kiedy w końcu udami mi się pokonać absurdalną liczbę schodów stanęłam przez dużymi drzwiami. Widniała na nich plakietka Alfa Donovan Black. Bez pukania weszłam do środka, na co tata podniósł wzrok znad papierów. Tylko ja, moje rodzeństwu i mama wchodziliśmy do gabinetu taty bez pukania. Wszyscy inni za bardzo się bali.

- Już jesteś? - Spytał wyraźnie zdziwiony. - No cóż, dzisiaj nie mam dla ciebie nic specjalnego. Poćwicz z Finleyem i masz na dzisiaj wolne.

- Jasne. - Podeszłam do jego biurka i spojrzałam na dokumenty. Nagle poczułam jak tata, łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Ja wylądowałam na jego kolanach. Zawsze to robił, kiedy według niego robiłam się zbyt ciekawska.

- Matko, jaka tu już jesteś ciężka. - Stwierdził rozbawiony, czochrając mnie po włosach.

- I za stara na takie rzeczy. - Wstałam z kolan taty i poprawiłam swoje rozczochrane włosy. - Co to za papiery?

- Dla mnie nigdy nie będziesz. - Wzruszył ramionami i spojrzał na kartki. - Umowa z przywódcą banitów. Chcą tu zostać na przynajmniej pół roku.

- Jasne. - Ruszyłam do wyjścia a przez mój brak skupienia Ava przejęła kontrolę. - W krótce będę siadać tak na kolanach, swojego mate więc jestem za stara. - Wydusiła, po czym wyprowadziła nas z gabinetu.

~ Ja cię kiedyś zabije. - Rzuciłam, biegnąc do swojego pokoju. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi.

Wbiegłam do pokoju i szybko przebrała się w biały podkoszulek i czarne spodenki. Tak ubrana ponownie wybiegłam z pokoju, by dotrzeć na salę treningową. Chciałam jak najszybciej odbębnić ten trening. Ja to się dzisiaj nabiegam.

Kiedy dotarłam na miejsce, beta mojego ojca już na mnie czekał. Kiedy nie miał zbyt wielu zajęć, to mnie trenował. Chyba tak dla rozrywki. W końcu nie co dzień można rozstawiać po kątach przyszłą alfę.

- Hej Fin. - Rzuciłam, zdejmując buty. Zawsze ćwiczyłam boso.

- Hej Ari. Gotowa na wypierdol? - Spytał, unosząc garde.

- No chyba ty. - Podbiegłam do niego i od razu wymierzyłam cios w jego stronę.

On zablokował moją rękę. Chciałam się wyrwać, kiedy poczułam straszny ból w prawej ręce. Potem do moich uszy doszedł charakterystyczny dźwięk łamanej kości. Tak na pewno nie powinno być...

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz