🅇🅇🅅

2.2K 110 2
                                    

Obudziłam się, leżąc obok Zaydena. Przytulał mnie do siebie mocno, a ja miałam chwilę by przemyśleć parę rzeczy. Zastanawiało mnie czy ciągnięcie tego wszystkie ma w ogóle jakiś sens. W końcu on i tak odejdzie. A ja nie mogę tego zrobić. Jestem przyszłą alfą i mam zobowiązania względem watahy. A on jest banitą i tak samo, jak ja ma zobowiązania wobec swoich wilków. Nie może ze mną zostać, nawet gdyby bardzo tego chciał. Więc teraz nasuwa się pytanie, czy to ma jakikolwiek sens. Czy ciągnięcie tego dalej nie sprawi tylko, że będziemy bardziej cierpieć po rozstaniu? Oczywiście, że będziemy cierpieć bardziej, jeśli pozwolimy sobie na przywiązanie. A niestety nie istnieje inne zakończenie niż to, w którym się rozstajemy. A przynajmniej ja nie umiałam go dostrzec.

~ Jesteś cholerną pesymistką. - Stwierdziła Ava, na co przewróciła oczami.

~ A ty widzisz inne wyjście z tej sytuacji? - Spytałam doskonale wiedząc, że nie wymyśli niczego mądrzejszego.

~ Możemy odejść i tyle. Czy pozycja alfy jest dla ciebie aż taka ważna? - Dopytała, a ja westchnęłam cicho.

~ Wiesz, że to nie jest takie proste. Mam zobowiązanie i złożone obietnice. Poza tym umówmy się, nie odnalazłabym się wśród banitów.

~ Tak mówisz a nie wiesz, jakby było. W końcu nigdy banitką nie byłaś. - Upierała się moja wilczyca, a ja powoli traciłam cierpliwość.

~ Jednak wiem, że bycie banitą jest trudne. A tym bardziej bycie ich luną. Zresztą ty nie myślisz trzeźwo, bo chcesz być po prostu z naszym przeznaczonym. - Stwierdziłam, spoglądając na śpiącego banitę. I muszę przyznać, że wygląda całkiem słodko.

Wilczyca nic już mi nie odpowiedziała, co było dla mnie jednoznaczne z moim zwycięstwem. Siegnęłam po telefon i sprawdziłam, godzinę coś sobie uświadamiając. Wyrwałam się z objęć mojego mate i odłożyłam telefon.

- Wstawaj. - Rzuciłam, szturchając Zaydena.

- Co? - Spytał, uchylając powieki. On ma naprawdę lekki sen.

- Jeśli chcesz tę listę wilkołaki, które odeszły z watahy to wstawaj. Mój ojciec o tej godzinie zawsze je śniadanie z mamą. - Wyjaśniłam i wstałam z materaca.

- A to nie jest podejrzane, że cię nie ma? - Dopytał, podnosząc się do siadu.

- Jakoś się wytłumaczę. A teraz się rusz, bo czas nie działa na naszą korzyść. - Złapałam swoje ubrania i szybko zaczęłam się ubierać.

Zayden zrobił to samo. Dlatego już po dziesięciu minutach byliśmy gotowi. Opuściliśmy jego gabinet i ruszyliśmy w stronę tego należącego do mojego ojca. Wolałam, by jak najmniej osób widziało mnie z alfa banitów. Ostatnio i tak pokazujemy się razem, częściej niż powinniśmy. Gabinet mojego ojca mieścił się na drugim końcu korytarza. Dlatego też szybko udało nam się tam dostać. Drzwi oczywiście były zamknięte. Jednak to nie był większy problem. Otworzyłam je za pomocą zapasowego klucza, który posiadałam i w zasadzie zawsze miałam go przy sobie. W sumie to nawet nie wiem dlaczego. Chyba po prostu z przyzwyczajenia. Weszliśmy do środka a ja zamkłam za nami drzwi.

- To wiesz gdzie może leżeć ta lista? - Spytał, a ja rozejrzałam się po gabinecie.

- Jakoś nigdy mnie to nie obchodziło, ale to musi być w jednej z taczek. Znając mojego ojca, to szukaj pod "O".

Podeszłam do półki i zaczęłam sczytywać podpisy z segregatorów. Miałam nadzieję, że w końcu znajdę coś, co może brzmiałoby jak to czego szukam. Jednak jak się okazało tych segregatorów, było od cholery. Mój ojciec naprawdę musi mieć wszystko uporządkowane i tak odnajduje się najlepiej. Zgodnie z tym, co powiedziałam, zaczęłam szukać pod "O". I kiedy natrafiłam na teczkę podnisaną "Odeszli" od razu zapaliła mi się czerwona lampka. Wyjęłam segregator, starając się przy okazji niczego nie zrzucić. Następnie położyłam go na biurku i jak się okazało, miałam dzisiaj szczęście. To było właśnie to, czego szukałam.

- Chodź tutaj. - Zwróciłam się do Zaydena, a ten już po chwili stał obok mnie.

- Doskonale. Imiona, nazwiska, miejsca zamieszkania. Sporo tych informacji jak na fakt, że są wam obojętni. - Stwierdził, wyjmując telefon.

- Ojciec zawsze wszystko musi wiedzieć. Taki już jest. - Stwierdziłam, wzruszając ramionami.

Zayden zaczął robić zdjęcia każdej ze stron. Nie było ich wiele więc z tym uwinęliśmy się dosyć szybko. Kiedy skończył zamkłam segregator i odłożyłam go na miejsce. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zrzuciła. Miedziana figurka wilka spadła na podłogę robiąc ogromny hałas. Jak ściany są na tyle szczelne, by nie przepuścić dźwięku rozmów tak to pewnie było słychać. Szybko zgarnęłam figurkę i odłożyłam ją, na miejsce licząc, że przez ilość wilków i panujący hałas nikt się tym nie zainteresuje.

- Brawo niezdaro. - Syknął mój mate, a po chwili ktoś spróbował wejść do gabinetu. Jak dobrze, że zamkłam drzwi na klucz.

Niestety to musiał być beta. Po chwili było słuchać dźwięk przekręcania się klucza w drzwiach. Wiedziałam, że chowanie się po kątach niewiele da, więc zrobiłam coś bardzo głupiego.

- Potem wyjaśnię teraz rób co karze. - Rzuciłam w pośpiechu i usiadłam na biurko, nieco rozchylając nogi.

Wilkołak szybko załapał aluzje. Stanął między moimi nogami i zaczął kiwać biurkiem. Wydałam z siebie dosyć charakterystyczny jęk a Zayden sapnął w bardzo wilczy sposób. Drzwi na powrót się zamkły. A po chwili usłyszałam przekręcanie się klucza w drzwiach.

- Jak ty na to wpadłaś? - Spytał rozbawiony Zayden, a ja przewróciłam oczami.

- Kiedyś szukaliśmy z Finem mojego ojca i mało nie wparowaliśmy moim rodzicom w trakcie wiadomo czego. - Wyjaśniłam, przypominając sobie jak głupio się wtedy czułam. - Stwierdziłam, że nie wpadniemy teraz na nic lepszego. Bo niby na co? Chowanie się pod biurkiem, które chuja by dało. I jakbyśmy się z tego wytłumaczyli?

- Miejmy nadzieję, że nie spyta o to twoich rodziców. - Stwierdził, odsuwając się ode mnie. W sumie to nawet nie wiem, czemu tak się ustawiliśmy. I tak nas nie widział i chodziło tylko o dźwięk.

- A jakby miał o to spytać? Wiesz, co alfo dzisiaj wszedłem do twojego gabinetu i słyszałem podejrzane dźwięki. Dlatego zapytam wprost, czy posuwałeś tam dzisiaj żonę? - Spytałam, naśladując głos bety.

- No dobra masz rację. - Stwierdził rozbawiony Zayden. - Bo też w sumie kto inny mógłby tu teraz być. Dobra najważniejsze, że mamy listę i możemy zacząć działać. - Oświadczył, pokazując mi telefon.

- Ta a teraz lepiej stąd chodźmy. Ten numer może nie zadziałać po raz drugi. - Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Następnie powoli wyszłam z gabinetu. Na szczęście jest pora śniadania, więc raczej nikt się tutaj nie kręci. Tylko beta to pracoholik i nawet śniadanie je siedząc w papierach. - Chodź byle szybko.

Zayden wyszedł z gabinetu a ja zamknęłam drzwi. Szybko się oddaliliśmy. Mój mate zniknął za drzwiami swojego gabinetu, a ja ruszyłam w drogę powrotną na swoje piętro. To był doprawdy szalony poranek.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz