🅇🄸🄸

3.1K 150 27
                                    

Naprawdę mogłam być teraz gdziekolwiek. Jednak ja siedziałam próbując ogarnąć, kolejny bezsensownym temat z fizyki. Naprawdę po ucieczce z domu mogłam po prostu iść pobiegać do lasu czy gdziekolwiek. Jednak prawda jest taka, że cholernie potrzebuje tej obecności. No, ale tak to już jest, jak cały rok ma się wywalone na frekwencję. A potem nauczycielka oświadcza, że jak to się nie poprawi to, więcej ci nie odpuści. Bo może jakbyś łaskawie pojawiała się na lekcjach, to coś byś rozumiała. Guzik prawna no, ale niech już jej będzie. Dlatego właśnie teraz siedziałam w ostatniej ławce, przy oknie modląc się o dzwonek. Ostatni tego dni.

- Aria chodź rozwiążesz zadanie. - Nauczycielka zwróciła się do mnie, a ja mało nie zeszłam na zawał.

Pani Johansson to naprawdę miła kobieta, żeby nie było. Gdybym miała fizykę z kimś innym, pewnie już dawno byłabym w dupie. Jednak miała jedną wadę. Wierzyła w umiejętności, których nie posiadałam i próbowała mi udowodnić, że jednak te mam.

Bez marudzenia wstałam z misja, zabierając ze sobą książkę. Podeszłam do tablicy i przeczytałam polecenie. Z tego wszystkiego nie zrozumiałam prawie żadnego słowa. Taki ze mnie przyszły fizyk. Ostatecznie skoczyło się to tak, że nauczycielka powiedziała mi krok po kroku, co mam zrobić a ja po prostu pisałam.

- Dobrze, że chociaż się starasz. - Oświadczyła, chociaż to nie była prawda. - Plus.

Bez dyskutowania podziękowałam i wróciłam na swoje miejsce. Ta kobieta naprawdę się nade mną litowała. W tym momencie zadzwonił dzwonek, a ja w mgnieniu oka zebrałam się i wyszłam z klasy. W mgnieniu oka znalazłam się przy samochodzie, przy którym zdecydowałam się czekać na przyjaciół. Którzy na swoje szczęście zjawili się dosyć szybko.

- I jak? Przetrwałaś fizykę? - Spytał Pedro, zasiadając na tylnym siedzeniu obok Maddi.

- Jeszcze lepiej. Zarobiłam plusa. Jeszcze jeden i dostanę cząstkowa ocenę. - Oświadczyłam dumnie, odpalając silnik.

- Ty masz więcej szczęścia jak wiedzy Ari. - Rzuciła rozbawiona Veronika, na której słowa po prostu wzruszyłam ramionami.

- To gdzie jedziemy? - Spytał w końcu Dylan przerywając temat szkoły.

- Może tam, gdzie zawsze biegamy? - Zaproponowała Veronika.

- Tyle że Ari nie wie, gdzie to jest. Jeździe z nami pierwszy raz. - Zauważyła Maddi siedzącą pomiędzy Pedrem a swoim mate. - Więc będziesz jej musiała wytłumaczyć, gdzie to jest.

- Z chęcią jej pokaże. - Oświadczyła, szeroko się uśmiechając.

Jak się okazało, Veronika w miarę umiała tłumaczyć drogę. Dlatego znaleźliśmy się na miejscu w miarę szybko. Zaparkowałam samochód i wysiadłam, rozglądając się po okolicy. Leśny parking otoczony gęstym lasem. Kiedy usłyszałam dźwięk pękających kości, odwróciłam się by zobaczyć już przemienionych chłopaków. Ich ubrania leżały na moim samochodzie.

- Dajesz Ari. Pokaż nam, jak przemienia się alfa. - Veronika nie byłaby sobą, gdyby nie wytknęła mi bycia alfą.

Odwróciłam się do nich plecami i zrzuciłam z siebie ubrania. Skupiłam się i już po chwili poczułam jak kości, łamią się w moim ciele. Szybko stanęłam na czterech łapach. Teraz to Ava miała większą kontrolę nad naszym ciałem.

~ Nie narzekaj tyle, tylko ruszaj się bo nas noc zastanie. - Oczywiście Ava po prostu musiała się wtrącić.

Bez zbędnych dyskusji po prostu ruszyłam przed siebie. Wbiegłam w las, czując pod łapami miękka trawę. Przyznaje, to było coś niesamowitego. Nagle poczułam jak, ktoś na mnie wskoczył. Przewróciłam się pod ciężarem białego wilka. Maddi dobrze bawiła się przygniatając mnie do trawy. Jednak to ja byłam alfa. Dlatego szybko ją z siebie zrzuciłam. I wtedy skoczyły na mnie trzy wilki. Dwa czarne i jeden brązowy. Mimo usilnych prób nie dałam rady ich z siebie zrzucić. Przemieniałam się od wczoraj i jeszcze nie wszystko szło mi, tak jakbym chciała. Wilki w końcu ze mnie zeszły a ja podniosłam się na cztery łapy i otrzepałam się z trawy.

Cztery pozostałe wilki ruszyły dalej, a ja długo nie czekając zaczęłam je gonić. Byłam dosyć szybka, a jako alfa na pewno byłam szybsza od omeg, dlatego szybko wysunęłam się na przód. Pozostałe wilki biegły za mną. Jednak w końcu się zatrzymałam słysząc wycie, które sprawiło, że ciarki przeszły po moim ciele.

~ To nasz mate. - Poinformowała mnie wilczyca jakby nie zauważyła.

Podniosłam łeb, by ujrzeć stającego na wzniesieniu masywnego wilka ze znakiem banitów na prawej łapie. Omego zaczęły, powarkiwać usuwając się w tył.

~ Spokojnie. To mój mate nic wam nie zrobi. - Poinformowałam ich telpatycznie a oni nieco się uspokoili.

Wilk podszedł do mnie i tracił mnie nosem. Następnie przeszedł obok mnie ocierając się o mój bok. I w taki oto sposób obszedł mnie dokoła. Nie mam pojęcia, co to miało być, ale było bardzo przyjemne. W końcu otarł się łbem o mój łeb. Odpowiedziałam podobnym zachowaniem, a on polizał mnie po pysku.

~ Chodź ze mną. - Poprosił, odwracając się i idąc w stronę, z której przyszedł.

~ Nie wystawie ich przecież. - Oświadczyłam, nie robiąc ani kroku.

~ Czasami mnie dobijasz Aria. - Poinformowała mnie moja niezadowolona wilczyca. Jednak nie ważyła się zrobić nawet kroku bez mojej zgody.

~ Niech któryś przyniesie, wasze ubrania i chodźcie wszyscy. - Słowa mojego mate nieźle mnie zdziwiły. Dlatego, zanim zdążyłam zareagować, Dylan już pobiegł po rzeczy. ~ Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że poprosiłem twoją omegę o przyniesienie rzeczy.

~ To przyjaciele nie słudzy. - Oświadczyłam oburzona.

Po chwili Dylan wrócił z tobą w pysku. Najpewniej powrzucał do niej nasze ubrania. Bo tak dla ciekawostki Pedro grał w szkole drużynie więc miał dzisiaj przy sobie torbę na strój. Była aktualnie maksymalnie wypchana.

Mój mate ruszył przed siebie a ja za nim. Słyszałam za sobą kroki wilków. Czyli reszta ruszyła za nami. Tylko po co i gdzie on nas wszystkich ciągnął. Nie miałam pojęcia i nawet nie byłam pewna czy nieco się nie boję. Zdołałam go poznać przez te kilka dni jednak nie na tyle dobrze by rzucić się za nim w ogień. I pewnie nie na tyle by dać mu się prowadzić na ślepo. Jednak nie byłam sama i to dodawało mi odwagi.

W końcu się zatrzymaliśmy a mój mate się odmienił. Odwróciłam nerwowo łeb, by nie zobaczyć zbyt wiele. To była nieco głupia sytuacja.

- Ubrałem się. - Oświadczył rozbawiony Zayden. - Teraz wy. - Odwrócił się, dając mi chwilę.

Szybko się odmieniłam i ubrałam. To samo zrobili moi przyjaciele. No cóż, oglądanie nagich wilkołaków a oglądanie swojego nagiego mate to dwie różne sprawy. Już obrana podeszłam do banity i wtedy zauważyłam jezioro.

- Mogłaś darować sobie resztę ciuchów. - Stwierdził, uśmiechając się do mnie cwaniacko.

- Ja cię kiedyś zabije. - Rzuciłam rozbawiona, zrzucając z siebie wierzchnia warstwę ubrań.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz