🅇🅇🅇

1.9K 96 1
                                    

Po tym, co powiedział mi ojciec, miałam kompletny mętlik w głowie. Zapewnił mnie, że wilkołaki mógłby wybaczyć Zaydenowi. Tylko pytanie, czy on chciał tego wybaczenia? Mój mate wydawał się być szczęśliwy jako banita. Doskonale odnajdywał się w roli przywódcy. Poza tym wiedziałam, że czuje pewne zobowiązanie względem tych wilkołaków. I wiedziałam to aż zbyt dobrze, bo przecież sama je czułam. I wiedziałam, że nie umiałabym odejść. Chociaż tak naprawdę jeszcze nigdy nie musiałam stanąć przed takim wyborem. I chyba najbardziej przerażał mnie fakt, że kiedy będę musiała podjąć tą decyzję. A ta chwila nastąpi szybciej jak później.

Wróciłam do pokoju i szczerze byłam na siebie zła. Znikałam z Zaydenem na całe noce. Chodziłam z nim po korytarzu, beztrosko rozmawiając i liczyłam, że ojciec niczego się nie domyśli. Potraktowałam go jak debila. Niestety, mój ojciec potrafił dodać dwa do dwóch, więc szybko skojarzył, że zaczęłam znikać na całe dni, kiedy banici się u nas pojawili. To było tak oczywiste, że trudno było się nie domyślić.

~ No i powiedz mi, co teraz z tym zrobisz? - Oczywiście moje wilcze ja musiało się wtrącić.

~ Muszę to przemyśleć. Więc jeśli mogłabyś siedzieć cicho i dać mi pomyśleć byłabym wdzięczna. - Rzuciłam może nieco zbyt agresywnie.

~ Te spokojnie Ari... No, ale jeszcze pozwolę sobie zauważyć, że nadal nie wiemy, co ukrywa twój ojciec.

~ Może najpierw uporam się z problemem łowców, potem Zayden a na deser zostawię sobie to, co ukrywa mój ojciec. Bo znając życie, to będzie jakiś rozpierdajacy mózg sekret rodzinny.

~ Dobra tylko przypominam. Bo beze mnie to kiedyś własnej głowy zapomnisz. - Stwierdziła Ava, a ja chciałam już coś powiedzieć jednak doszłam do wniosku, że ja rację.

Wróciłam do pokoju, gdzie napotkałam Dylana. Siedział na podłodze, przeglądając jakieś księgi. Usiadłam obok niego i spojrzałam mu przez ramię, by dowiedzieć się co to takiego. I jak się okazało to księgi ze spisem starych rytuałów.

- Myślałam, że masz dyżur na kuchni. - Oświadczyłam, a Dylan chwilowo oderwał się od sterty książek.

- Miałem. No, ale zacząłem kichać i szefowa kuchni mnie wywaliła, żebym przypadkiem kogoś nie zaraził. - Wyjaśnił, przeczesując palcami włosy. - Pomijając fakt, że nie jestem chory, tylko wszedłem do magazynu w którym jest więcej kurzu niż w opuszczonej bibliotece.

- Kiedy ktoś tam posprząta. - Zapewniłam, wzruszając ramionami. - I znalazłeś coś? - Spytałam, spoglądając na stos książek.

- Kiedyś na pewno. - Stwierdził, odkładając książkę. - Jeśli chodzi o rytuały z dziećmi pół krwi, to nie ma ich wcale aż tak dużo. Jednak jeden przyciągnął moją uwagę. - Podał mi książkę i wskazał na konkretną stronę.

- Przekazanie mocy. - Odczytałam i przeniosłam na niego zdziwione spojrzenie.

- Przez to, że te dzieci mają w sobie ludzkie geny, łowcy mogą przejąć ich moc. Jak wiemy takie pół wilki, nie są tak silne jak my jednak to zawsze coś.

- Kurwa. - Rzuciłam, odkładając książke. - I co możemy z tym zrobić?

- Do rytuału potrzebne jest miejsce, gdzie znajdziemy siły czterech żywiołów. Ziemię, wiatr i ogień mają w zasadzie wszędzie. Jednak jeśli chodzi o wodę, musi to być silny strumieni. Co sugeruje okolice rzeki.

- Czyli zapewne mają obóz gdzieś przez rzece, która płynie przy granicy. - Podsumowałam, podnosząc się z ziemi. - Muszę o tym powiedzieć Zaydenowi. Dzięki Dylan jesteś wielki.

- Nie ma sprawy alfo. - Rzucił, za co oberwał w ramię co przyjął z rozbawieniem.

Wyszłam z pokoju i od razu skierowałam się do gabinetu Alfy banitów. Tym razem już nawet nie próbowałam być dyskretna. I tak ojciec już wiedział. A skoro wiedział, on to matka pewnie też wiedziała. Więc nie miałam już przed kim tego ukrywać. Weszłam do jego gabinetu, a ten podniósł wzrok znad jakiś papierów. Spojrzał na mnie, zdziwiony a ja podeszłam do jego biurka.

- Najpewniej chodzi o rytuał przekazania mocy. Łowcy chcą odebrać wilczą część, która odziedziczyli dzieci po wilczych rodzicach. W ten sposób mogą stać się szybsi, silniejsi i pewnie będą mieli lepsze zmysły. - Poinformowałam go bez zbędnych wstępów.

- To brzmi okropnie. - Stwierdził, wstając z krzesła. - Wiemy, gdzie mogą przeprowadzić ten rytuał.

- Najpewniej przy rzece, bo potrzebują silnego strumienia wody. - Wyjaśniłam, na co ten skinął głową.

- Nie możemy działać zbyt pochopnie, bo wtedy ich wystraszymy, a nie o to nam chodzi. - Zauważył, omijając mebel. - Nie możemy być pewni, że to o ten rytuał chodzi. Więc zanim zaczniemy przeszukiwać rzeki, sprawdzimy dom który najpewniej zajmują łowcy. Moje wilki twierdzą, że kręcą się tam ludzie z łukami, którzy śmierdzą śmiercią.

- Mimo wszystko sugeruje najpierw sprawdzić rzekę. Wiem, że sugerujesz się raczej umysłem, który mówi ci, że lepiej sprawdzić ten trop, bo jest pewniejszy. Jednak tutaj chodzi o dzieci.

- Masz rację. - Stwierdził, drapiąc się po karku. - Najpierw sprawdzimy rzekę.

Pokiwałam lekko głową, przypominając sobie rozmowe z ojcem. Czy powinniśmy o tym teraz rozmawiać? Pewnie nie. To słaby czas na takie rozmowy. Chociaż może lepiej rozwiązać to na świeżo? Ja to jednak nie jestem dobra w to całe budowanie związku.

- O czym tak myślisz? - Spytał, w końcu przerywając chwilę ciszy. - I nawet nie zaprzeczaj, bo przecież widzę, że bijesz się z myślami.

- Chodzi o to, że mój ociec się domyślił i o wszystkim wie. - Wyjawiłam, co spotkało się z czymś w rodzaju strach mojego mate. - Nie o naszych próbach poradzenia, sobie z łowcami. Wie o więzi.

- To było dosyć oczywiste, że się domyśli. - Stwierdził z wyraźną ulgą. - Poza tym to chyba całkiem dobrze. Bo kiedy teraz będziemy znikać, on będzie przekonany, że po prostu jesteśmy razem.

- Pewnie to niewole zmienia, ale powiedział, że wilki mógłby przyjąć cię jako swojego. - Oświadczyłam, nawet nie wiedząc na co liczyłam.

- Wiesz, że nigdy nie opuszczę banitów. Jacy by niebyli to moja rodzina... Kiedy zmarli rodzice miałem tylko ich. Poza tym dawno temu przysięgłemu ojcu, że będę ich chronić i nie zamierzam złamać tej obietnicy. - Podszedł do mnie i położył dłoń na moim policzku. - Bardzo mi przykro Ari, ale niemożliwym jest, bym został. Za wiele łączy mnie z życiem banity.

- Masz rację. - Rzuciłam, wykonując nieco zbyt nagły krok w tył. - Nie mam pojęcia, po co ci to w ogóle powiedziałam. Jesteś zbyt związany z tym życiem.

- Wiem, że to boli, ale ty też nie jesteś gotowa dla mnie odejść. - Stwierdził zgodnie z prawdą. - Nie chce, żeby to tak się skończyli. Jednak czasem nie mamy na pewne rzeczy wpływu. Istnieją sytuację bez wyjścia w których...

- Więź mate to w naszym przypadku po prostu za mało...

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz