🅇🄸🅅

2.9K 145 2
                                    

Biegłam przez las razem z Zaydenem. Usilnie próbowałam go dogonić, jednak jak się okazało nie było to takie łatwe. Banici są wyjątkowo szybcy. W końcu żyją w sposób bardzo pierwotny i bliski temu prawidłowemu dla wilkołaków. To daje dużo siły ich wilkom. Zawsze podziwiałam banitów za ich siłe i odwagę. Dobra może i byli to przestępcy jednak czy można definiować kogoś przez jeden błąd? Zwłaszcza że z tego, co się dowiedziałam banici raczej rzadko mają jakieś poważne przestępstwa, na sumieniu. W końcu, gdyby było inaczej, zostałoby zabici a nie wygnani.

Od ostatnich wydarzeń minął miesiąc. Ojciec stwierdził, że nie będzie się do mnie odzywał. I tak też ignorował moje istatnie od miesiąca. Mnie to jakoś nieszczególnie przeszkadzało. Miałam więcej swobody i mogłam robić, co chciałam. Więc nie miałam w zamiarze narzekać. Zwłaszcza że nie zrobiłam nic złego. To ojciec coś przede mną ukrywa. A jako przyszła alfa mam pełne prawo wiedzieć o wszystkim, co się dzieje. A jednak ojciec coś ukrywa. A mnie to wkurza, bo czuje, że nie traktuje mnie poważnie.

Nagle Zayden się zatrzymał i mnie złapał. Położył dłonie na moich udach i uniósł mnie do góry. Ja oplotłam go nogami w pasie a ten zaśmiał się w tej cudowny sposób. Uwielbiałam jego śmiech. Było w nim coś tak uroczego, a zarazem męskiego. Ciężko mi to nawet określić. W ogóle wiele rzeczy w stosunku do niego ciężko mi nazwać. No, ale zwarzywszy na to, iż naukowcy twierdzą, że miłość działa jak narkotyk to chyba nic dziwnego.

- Jesteś zbyt wolna. Popracujemy nad tym. - Stwierdził rozbawiony, opierając swoje czoło o moje.

- Dobra, ale teraz mnie puść. - Zaśmiałam się lekko, a co zrobił mój mate? Po prostu mnie puścił a ja wylądowałam tyłkiem, na twardej ziemi. - Hej! Może trochę delikatniej?

- Myślałem, że z ciebie taka twarda babka, że nie zrobi to na tobie wrażenia. - Ukląkł przede mną, a ja przewróciłam oczami.

- Teraz nie wiem, czy mam cię zabić, czy... - Położyłam dłonie na ziemi i wtedy stało się coś, czego nie mogłam przewidzieć.

Czułam się tak, jakbym ponownie zaczęła biec. Widziałam to, co mieści się w najdalszej części lasu. Dokładnie tak jakbym właśnie tam była. Słyszałam wszystko i czułam. Do siebie wróciłam dopiero po chwili.

- Ari co jest? - Spytał mój zmartwiony mate. O no proszę, jaki teraz opiekuńczy.

- Nic... Chyba po prostu właśnie odkryłam swoją wilczą moc. - Zainteresowany wzrok wilkołaka sprawił, że kontynuowałam. - Widziałam to, co mieści się w najdalszej części lasu. To było dokładnie tak jakbym tam była.

- Brzmi jak coś przydatnego. Możesz skontrolować las, nawet nie ruszając się z miejsca. - Stwierdził, szczerząc się jak głupi. - O ile nauczysz się to kontrolować.

- Spokojnie nauczę się. Potrzebuję tylko trochę czasu.

Mój mate stwierdził, chyba że jest w nastroju na wygłupy. Złapał moje kostki i przeciągnął mnie do siebie, na co ja jedynie się zaśmiałam i przewróciłam oczami. Coś sprawiło, że nie chciałam uciekać ani się stawiać. Zayden zbliżył się do mnie chyba z zamiarem pocałowania. Jako że znaliśmy się już miesiąc, byłam w stanie przyjąć taką czułość. Jednak wtedy strzała wbiła się między nas. Mój mate zareagował natychmiast, prostując się jak struna. Ja podniosłam się z ziemi i zbliżyłam do chłopaka, by być jak najbliżej niego.

- Aria spadaj stąd. - Zażądał warcząc. Wzrokiem wodził pomiędzy drzewami szukając strzelca.

- Zapomnij. - Warknęła, prezentując swoje białe kły. - Skąd ta pewność, że to było specjalnie. Może ktoś tylko ćwiczy strzelanie z łuku. To się ostatnio robi modne.

~ Ava skarbie przemów jej do rozumu. - W mojej głowie rozbrzmiał głos Aksa wilka Zaydena. Ta nasze wilki są o wiele bardziej wylewne w uczuciach.

~ Tej upartej wariatce? Może być trudno. - Stwierdziła moja wilczyca, na co ja przewróciłam oczami.

- Wyrwij strzale z drzewa. - Rozkazał mój mate a ja zrobiłam, co kazał i podałam mu strzałę. - To symbole łowców. - Wskazał na znaki wyryte na strzale. Dlatego teraz się stąd wynosimy. - Odrzucił strzałę i złapał moja rękę, kierując się w stronę domu watahy.

Zaczęliśmy biec, co chyba było tylko znakiem dla łowców, że polowanie się zaczęło. Biegłam tak szybko, jak tylko mogłam i w tym momencie coś do mnie dotarło.

- Nie możemy ich zaprowadzić do domu watahy. - Stwierdziłam, jednak Zayden jakoś nie był tym nadmiernie zainteresowany.

- Uwierz mi, że niewiele trzeba by znaleźć wielki budynek w środku lasu. Nie podchodzą, bo nie mieliby szans z całą wataha.

W zasadzie to miało sens. Dlatego też już nic nie powiedziałam w nadziei, że dożyje końca tego dni. Łowcy są znani ze swego uporu. To ludzie, którzy pałają do nas czystą nienawiścią. I żyją tylko po to, by nas tępić. Niektórzy są tego nauczeni od dziecka. A inni przeżyli w życiu, coś co sprowadziło ich na te ścieżkę. Problem w tym, że to wszystko stanowi zamknięty krąg. Oni zabijają nas, bo nas nienawidzą. My zabijamy ich w ochronie własnej, co budzi nienawiść w ich ludziach. I tak koło się zamyka.

- Biegnę do banitów. Ty wracaj do domu. - Zarządził Zayden, na co ja jedynie skinęłam głową. - Uważaj na siebie i nie zatrzymuj się, puki nie będziesz w domu.

- Ty też uważaj. - Puściłam jego dłoń, a ten odbił w prawo by dostać się do banitów.

Ja biegłam cały czas przed siebie. Nie zamieszałam skończyć jako dywanik łazienkowy bandy wariatów. No niestety istnieją znacznie lepsze sposoby, by umrzeć.

~ Jestem tego samego zdania. - Wtrąciła Ava, która po prostu nie mogła darować sobie komentarza. ~ Dlatego przebieraj tymi nogami. I tak w ogóle pokazanie łowca, że jesteś wilkołakiem, było głupie. Pewnie zdradził was znak naszego mate jednak może gdybyście tak nie zaregowali to daliby sobie spokój.

Nic nie odpowiedziałam. Wolałam skupić się na ucieczce. To zdecydowanie nie był dobry czas na takie rozważania. Nagle poczułam silny ból w ramieniu. Który z łowców trafił. Bolało znacznie bardziej, niż powinno. Jednak czemu ja się dziwnie? W końcu to łowcy, którzy na pewno świetnie wiedzą jak zadać ból wilkołakowi. W tym momencie obstawiałabym, że to srebro co oznacza, że zaraz dosłownie zwali mnie z nóg. Ta myśl zmotywowała mnie by przyspieszyć jeszcze bardziej. I w końcu dostrzegłam bramę. Strażnicy chyba szybko zorientowali się, o co chodzi. Dwóch z nich wyszło poza bramę z bronią w rękach. Ja nic nie powiedziałam, po prostu przekroczyłam bramę i wpadłam w ramiona swojego kuzyna Zacka.

Dopiero teraz poczułam jak, bardzo słaba jestem. Srebro wnikło do krwiobiegu a ja zaczęłam czuć tego konsekwencje. Kręciło mi się w głowie, a obraz stawał się niewyraźny. W końcu pochłonęła mnie nicość.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz