🅇🅇🅇🅅

1.8K 97 2
                                    

~Aria~

Pierwszym co poczułam, było przyjemne ciepło. Następnie do moich nozdrzy doszedł cudowny zapach, który tak dobrze znałam. Uchyliłam powieki i spojrzałam na śpiącego Zaydena. Jego spokój sprawił, że i ja się uspokoiłam. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta. Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej. Chciałabym budzić się tak już do końca życia. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. On odejdzie by być z banitami, a ja zostanę by którego dnia zostać alfą. Oboje pochodzimy z dwóch zupełnie różnych światów. Światów, które nigdy się nie połącza a między nami już zawsze będzie stał mur, którego nigdy nie uda nam się zburzyć.

~ Jesteś okropna. - Warknęła Ava. ~ On nas pożąda i mu na nas zależy. Gdybyśmy się z nim sparowały to, by nie odszedł.

~ Nie ma o tym mowy. Nie chcę trzymać go tutaj na siłę. To musi być jego wybór. - Oświadczyłam, spoglądając na jego spokojną twarz. ~ Poza tym nie jestem gotowa... Nie czuje się gotowa na to, by stanąć przed nim nago i dać mu się dotykać w taki sposób.

~ Nie mów tylko, że boisz się, że spojrzy na ciebie i stwierdzi, że nie jesteś tak piękna, jak inne jego kochanki.

~ Nie o to chodź. - Zaprotestowałam przeczesując palce i włosy. Co okazało się trudne przez przypięta kroplówkę. ~ Po prostu nie czuje się gotowa na seks. Czy to tak trudno zrozumieć?

~ No dobra już się tak nie wkurzaj. - Poprosiła a ja, westchnęłam cicho. ~ Wiem, że nie chcesz go zatrzymać w taki sposób. Jednak naprawdę jesteś gotowa pozwolić mu odejść?

~ Oczywiście, że nie. Jednak nie mam prawa trzymać go tutaj siłą. To musi być jego wybór, który podejmie zgodnie z samym sobą.

~ Kiedy ty w końcu pomyślisz trochę o sobie? - Spytała, jednak nie chciała znać odpowiedzi. Co uśmiadomiła mi, znikając w głębi mojej podświadomości.

Nie chciałam go stracić. Jednak podobnie jak ja był wolnym wilkołakiem. Sam podejmował decyzje. A ja, nawet jeśli to tak bardzo boli, nie mołam go przy sobie zatrzymać. Nie wybuduje własnego szczęścia na jego cierpieniu.

Powoli podniosłam się do siadu, czując ból w brzuchu. Skóra nadal w pełni się nie wygoiła. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło od zabiegu. Jednak na pewno nie aż tak dużo.

- Jak się czujesz? - Spytał dobrze znany mi męski głos.

Odwróciłam się ostrożnie i spojrzałam na Zaydena. Jego włosy były w kompletnym nieładzie a koszulka, w której spał była cała pognieciona. Doskonale było po nim widać, że dopiero się obudził.

- Bywało gorzej. - Przyznałam, obracając się w jego stronę. - A jak z tobą?

- Bywało lepiej. - Oświadczył, na co zaśmiałam się lekko. - Dzisiaj będzie narada odnośnie łowców. Twój ojciec postanowi co dalej i znając życie, pewnie będzie miał gdzieś moje zdanie.

- On z reguły mało kogo się słucha. - Wyjawiłam, odpinając kroplówkę. - Mam tylko nadzieję, że nie odkryje, że wychodziliśmy poza teren domu watahy. Bo to mogłoby się dla nas źle skończyć.

- Nie odkryje. Usunęliśmy wszystkie nagrania i nie ma świadków, którzy mogliby nas wydać. - Zapewnił, podnosząc się do siadu. - Poza tym tobie raczej nic by nie zrobił. Jesteś jego córką i następczynią.

- I właśnie dlatego wymaga ode mnie, bym dawała sworze dobry przykład. Gdyby się dowiedział, pewnie byłby naprawdę wściekły.

- Jenak nigdy się nie dowie. Więc się tym nie przejmuj. - Położył dłoń na moim ramieniu, a ja przeniosłam na niego spojrzenie. - I może to zostaw. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę.

- Oj daj spokój. Nikt jeszcze nie umarł od odpięcia sobie kroplówki. - Zapewniłam i wyjęłam igłę z ciała. Kiedy ją zobaczyłam, przeszedł mnie lekki dreszcz. Jak ja nienawidziłam igieł.

- Czy zawsze musi być po twojemu? - Spytał rozbawiony, a ja zaśmiałam się lekko.

- Jestem typową upartą alfą więc z reguły tak. - Przypomniałam, rozglądając się w poszukiwaniu moich ubrań. - Poza tym zapomnień, że opuszczę tę naradę. To jest zbyt ważne.

- Śmiem twierdzić, że Twoje zdrowie jest ważniejsze. Miałaś w ciele srebrne ostrze. To mogło cię zabić. - Zauważył, jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- Jednak nic mi nie jest. - Stwierdziłam, na co ten spojrzał na mnie wymownie. - No dobra może jest. Jednak mojemu życiu nic nie zagraża i jestem pewna, że brzuch wkrótce się zagoi.

- Jesteś niemożliwa i tyle. - Oświadczył, podnosząc się z łóżka. - Nie możesz tak lekceważyć własnego zdrowia.

- Teraz dramatyzujesz. - Skrzyżowałam ramiona na piersiach. - Jestem wilkołakiem i nic mi nie będzie. Więc nie musisz się tak zachowywać. Wiem, że się martwisz, jednak co byś nie zrobił nie przyklujesz mnie do tego łóżka. Więc lepiej pomóż mi szukać ubrań i przestań dramatyzować, bo to nic nie da.

- Niech Ci będzie. Tylko się nie przemęczaj. - Poprosił i wstał z łóżka. Podszedł do jednaj z szafek, z której wyjął moje ubrania i mi je podał.

- Jestem pewna, że chodzenie mi nie zaszkodzi. - Zapewniłam, podnosząc się z łóżka.

Zayden westchnął cicho i wyszedł, pozwalając mi się przebrać. Od razu zrzuciłam z siebie szpitalna koszule i odwinęłam bandaż, by zobaczyć, w jakim stanie jest rana. Wyglądało na to, że powoli zaczyna się goić. Nie miałam jednak, pojęcia jak długo to potrwa. Po srebrze zawsze goi się gorzej.

Poprawiłam opatrunek i włożyłam swoje ubrania. Wyszłam z sali. Przy wejściu stał alfa banitów, który cały czas na mnie czekał.

- Wiesz, o której jest ta narada. - Spytałam, kierując się do wyjścia ze skrzydła szpitalnego.

- Za godzinę. - Odpowiedział ruszając w moje ślady. - Myślę, że się ciebie nie spodziewa. Wilkołaki na pewno już mu doniosły o twoim stanie.

- Jeśli zna mnie tak dobrze, jak twierdzi to na pewno się spodziewa. Mnie mało kiedy można przepędzić. I raczej, nawet kiedy mnie tam nie chce, to ja się zjawiam.

- Tak jak, wtedy kiedy po raz pierwszy przyszliśmy rozmawiać o łowcach. - Stwierdził, na co ja skinęłam głową. - Wtedy akurat weszłaś dzięki mnie.

- No chyba mi się należało za to, że przemilczałeś, prawdę o tym kim jesteś. - Zauważyłam, a ten podrapał się po karku.

- Byłem pewien, że poznasz mnie po nazwisku. Jesteś jednam z tych słynniejszych banitów, chociaż to raczej negatywna sława i raczej trudno się nią chwalić.

- Jeśli mam być szczera nigdy jakoś nie interesowali mnie banici. Jakoś tak byliście mi obojętni, bo nigdy nie miałam z wami do czynienia.

- I popatrz, jak życie sobie z nas zadrwiło. - Zauważył, a ja parsknęłam śmiechem.

- Przeznaczenie to jednak wredna suka.

- I to wyjątkowo wredna. - Oświadczył, wzdychając cicho. - Pójdę do siebie. Muszę się jeszcze ogarnąć.

- To zobaczymy się na naradzie. - Stwierdziłam, na co Zayden skinął głową i ruszył w swoją stronę.

Ja za to ruszyłam do siebie. Byłam pewna, że ta narada będzie decydująca. Szkoda tylko, że wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak wpłynie ona na moje losy.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz