🄸🅇

3.4K 159 6
                                    

Od ostatnich wydarzeń minęły trzy dni. W tym czasie udało mi się spotkać jeszcze kilka razy z moim mate. Spotykaliśmy się zawsze w tym samym miejscu i rozmawialiśmy. Nic więcej. Zayden nawet nie próbował mnie dotknąć, co wydawało mi się nieco dziwne. W końcu znam wilkołaki na tyle, by wiedzieć, że te nienawidzą czekać. Zazwyczaj rzucają się na swoje partnerki przy pierwszej lepszej okazji. Dlatego byłam wdzięczna chłopakowi za to, że stara się utrzymać żądze na wodzy.

Podniosłam się z łóżka a przez moje ciało przyszła fala bólu. Byłam coraz bliżej przemiany, a ciało bolało mnie cozraz bardziej. Ava zyskiwała coraz większą kontrolę, co średnio mi się podobało. Ostatnimi czasy była jakaś dziwna. Z trudem udało mi się dostać do łazienki. Złapałam za brzeg koszulki i ją podciągłam. Moim oczom ukazała się skóra, która naciągana przez żebra, które łamały się jedno po drugim. Cholernie bolało. Byłam już tak blisko przemiany, że kości zaczęły łamać się samoistnie. Co do zbyt przyjemnych zjawisk nie należało.

~ Jakoś musisz wytrzymać. - Wtrąciła Ava, która ostatnio odzywa się bez przerwy. ~ Czuję, że to już blisko.

Westchnęłam cicho i weszłam pod prysznic. Liczyłam, że zimna woda uśmierzy mój ból. Trochę pomogło jednak tylko trochę. Stanęłam przed lustrem i palcami zaczesałam włosy do tyłu. Ubrałam na sienie koszulkę, majki i czarne legginsy. I nie nosiłam stanika. Nie czułam takie potrzeby, a przynajmniej nie kiedy nie opuszczam piętra rodzinnego. Które w tej chwili pewnie było puste.

Szłam bardzo wolno z powoduj bólu i kości, które były już mocno łamliwe. Weszłam do kuchni i zaczęłam ją przeszukiwać w nadziei na znalezienie czego do jedzenia. Niestety mimo tego, że lodówka była pełna, ja nie mogłam znaleźć nic na co miałam ochotę. Ostatnio w ogóle nie miałam apetytu. Jednak zazwyczaj byłam w stanie wmusić w siebie cokolwiek. Teraz jednak na samą myśl o jedzeniu robiło mi się niedobrze.

W końcu zrezygnowałam z poszukiwań czegoś do jedzenia. I tak nie miałam na to ochoty, a wymiototy nie były mi do szczęścia potrzebne. Wyszłam z kuchni i opuściłam piętro rodziny alfa. Stwierdziłam, że przejdę się do gabinetu ojca. Może znajdzie mi jakieś zajęcie, dzięki któremu będę mogła skupić myśli na czymś innym.

~ A może pobiegamy. - Zasugerowała wilczyce, a ja zastanawiałam się czy mogę jej ukręcić łeb.

~ Powiedziałam już Zaydenowi, żeby dzisiaj nie przychodził. Fizycznie już wymiękam. - Stwierdziłam z trudem pokonując kolejne stopnie.

~ Kiedy coś każe mi biec. - Pisnęła wilczyce, które wierciła się pod moją skórą.

Potrzeba powrotu na łono natury blisko przemiany jest bardzo duża. Już zdążyłam się o tym przekonać, a mój mate zdołał mnie ostrzec. Opowiedział mi o swojej przemianie. Która również była dosyć bolesna i bardzo wykańczająca. Chociaż tak chyba jest zawsze.

~ Mi też. - Wydusiła żałośnie. Mi też udzielała się ta silna potrzeba wyrwania się z tej klaustrofobicznej klatki.

Poczułam jak, kręci mi się w głowie. Oparłam się o najbliższą ścianę i przymknęłam oczy. Jeszcze tak źle to nie było. Musiałam zaczerpnąć świętego powietrza. Odepchnęłam się od ściany i cudem udało mi się opuścić budynek. Wzięłam głęboki wdech. Zdecydowanie tego mi było trzeba.

Rozejrzałam się po terenie, a moim oczom ukazała się masa uzbrojonych wilkołaków. Ojciec wzmocnił ochronę i to do bardzo pokaźnych rozmiarów. Wszyscy strażnicy mieli przy sobie broń palną. Już dawno minęły te czasy, kiedy wilkołaki walczyły tylko na pazury. Broń wyparła w znacznym stopniu tradycyjne pojedynki. I sama nie jestem pewna czy mnie to cieszyło, czy nie.

- Hej Ari. - Zwrócił się do mnie szef ochrony, jak i mój kuzyn.

- Część Zack. - Uśmiechnęłam się, do niego co on odwzajemnił. - Jak ma się sytuacja?

- Wygląda na to, że wszystko jest tak, jak powinno. - Wzruszył ramionami, spoglądając na przechodzących strażników. - Banici trzymają się na bezpieczne odległości. I na razie wygląda na to, że zamierzają stosować się do postawionych im zasad. A jak Twoja przemiana.

- Coraz gorzej. - Jeknęłam, czując kolejna fale bólu przechodząca przez moje ciało. - Wszystko mnie boli tak, że mam ochotę nie wstawać z łóżka. No, a jednocześnie coś każe mi biec. Tak szybko, jak tylko jest to możliwe.

- Więc biegnij mała. Możliwe, że doczekałaś się swojej przemiany. - Szturchnął mnie lekko w ramię, a ja poczułam się tak jakby przywalił mi z całej siły. - Końcowy etap przemiany nie zacznie się sam. Musisz go wywołać.

- Niby jak? - Spytałam zdziwiona, nie wierząc w to co słyszę.

- Po prostu posłuchaj swojego wewnętrznego zwierzęcia. Ono najlepiej wie co robić.

~ Jeden mądry. - Wtrąciła Ava a, ja przewróciłam oczami na co Zack zaśmiał się głośno. Chyba wiedział, o co chodzi. ~ Na co czekasz leniu? Rusz cztery litery i biegnij.

Spojrzałam znacząco na Zacka a ten skinął głową, na strażników aby mnie przepuści. Ja opuściłam teraz domu watahy i zaczęłam biec. Towarzyszył temu dźwięk pękających kości. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić w takim stopniu, że nie robiło to na mnie większego wrażenia. W końcu jednak upadłam na ziemię zrezygnowana.

~ No i co teraz geniuszu? - Warknęłam na wilczyce w trakcie, kiedy moje kości się zrastały.

~ Podnieś się i biegnij dalej. Alfy nie rezygnują tak łatwo. - Oświadczyła Ava a, coś w głębi mnie kazało mi się podnieść.

Kości zrosły mi się wyjątkowo szybko. Mimo niechęci ponownie podniosłam się z ziemi i po chwili znowu biegłam. W końcu poczułam pieczenie w mięśniach. Podświadomie poczułam jak moje oczy, zmieniają kolor na czerwony. W końcu coś kazało mi skoczyć.

Posłuchałam instynktu i poderwałam się nad ziemię. Poczułam silny ból, który jednak szybko ustąpił. Wylądowałam na ziemi, czując trawę pod łapami. Przyspieszyłam, czując jak coś mnie przyciąga. W końcu jednak zatrzymałam się gwałtownie.

~ A w tamtą stronę to do banitów. - Oświadczyła Ava. ~ I żeby nie było chętnie bym spotkała naszego przeznaczonego, jednak tam pewnie jest masa samców. A zauważę, że świeżo przemieniona samica to niezła atrakcja.

~ Więc wracajmy do domu.

Zwróciłam się w stronę domu watahy i ruszyłam w drogę powrotną. Zastanawiałam się dlatego o tym, że jestem już gotowa, powiedział mi kuzyn zamiast rodzonego ojca. Miło by było wiedzieć takie rzeczy. Przemiana jest owiana sporą tajemnicą. Nie opowiada się o niej szczeniakom, żeby ich nie wystraszyć. Chociaż jak dla mnie to głupota, ale na razie to nie ja decyduje. Z rodzeństwem też jakoś nigdy nie rozmawiałam. To, że mój organizm sam wywoła przemianę, było dla mnie po prostu oczywiste. Nie przypuszczałam, że trzeba się samemu pofatygować.

Strażnicy oczywiście nie byli chętni, by mnie wpuścić. Nieznany wilk wiadomo. Na szczęście Zack był w okolicy. Inaczej możliwe, że musiałabym stanąć nago przed banda napalonych kolesi. Oczywiście były też kobiety jednak one to mi tam bez różnicy.

Przekroczyłam prób bramy, a Zack zarzucił mnie mnie bluzę bym miała w co się ubrać. Skupiłam się z całych sił i jakimś cudem udało mi się wrócić do ludzkiej formy. Ubrałam na siebie bluzę, która zakryła wszystko, co powinna i ruszyłam w stronę domu watahy. Chyba czas odbyć z tatusiem poważną rozmowę w cztery oczy.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz