🅇🅇🅅🄸

2.2K 102 0
                                    

Kiedy dotarłam na piętro rodziny alfa, od razu udałam się do swojego pokoju. Omeg nie było, bo zapewne poszły na grupowe śniadanie. Od razu podeszłam do szafy i wyjęłam z niej ubrania. Przeszłam do łazienki, gdzie wzięłam naprawdę długi i gorący prysznic by pozbyć się zapachu Zaydena. Następnie ubrałam na siebie czarny golf bez rękawów i czarne rurki z dziurami na kolanach. Na nogi ubrałam glany i tak wyszłam z pokoju. Byłam głodna i naprawdę liczyłam na to, że uda mi się zjeść śniadanie w samotności. Niestety w kuchni siedziska cała moja rodzinka. W zadzie to nie pamiętam, kiedy ostatnio zjedliśmy razem śniadanie.

Bez słowa zajęłam swoje miejsce przy stole. Wzięłam talerz i zaczęłam robić sobie kanapki. Bliźniacy cały czas ze sobą rozmawiali, a Celleen wdała się w rozmowę z mamą. Tata czytał jakieś papiery. Ta iście rodzinne śniadanie. No, ale nie zamierzam narzekać. Nie mam teraz głowy wzmacniania relacji rodzinnych.

- Gdzie wyszłaś w nocy? - Spytał nagle tata, podnosząc wzrok znad kartek trzemanych w dłoni. - I nawet nie próbuj kłamać, że nigdzie. Widziałem, jak wychodzisz.

- Musiałam się przejść. - Wyjawiłam, kończąc robić kanapki. - Przez to ile mamy wilków w domu watahy czuję się nieco przytłoczona. - Wyjaśniłam, zaczynając śniadanie.

- I kiedy wróciłaś? - Dopytał, a ja poczułam się jak na przesłuchaniu.

- Nie wiem, jakoś nie sprawdzałam. Po dwóch godzinach czy jakoś tak. - Zmyśliłam licząc, że nikt nie przyłapie mnie na kłamstwie.

- A potem chodzisz ledwo żywa. - Stwierdził ojciec, kręcąc głową z deaprobatą. - To trudna sytuacja. Musimy być czujni i wypoczęci.

- Dobra tato nie mam pięciu lat i nie muszę spać po dwanaście godzin na dobę. - Przypomniałam, jakby on wcale o tym nie pamiętał. - Poza tym ty też jakiś szczególnie o siebie nie dbasz. Wiem, że mało śpisz i bez przerwy pracujesz.

- Kiedy już zostaniesz alfą, zrozumiesz ile to jest pracy. - Stwierdził by jak zawsze ominąć temat swojego pracoholizmu. - A potem odnajdziesz swojego przeznaczonego i już w ogóle nie będziesz miała na nic czasu.

- Dobra daruj szczegóły. - Poprosiłam, a tata zaśmiał się lekko. - Nie mam pojęcia co w tym takiego zabawnego. - Rzuciłam, pijąc herbatę która przygotowała mama.

- Ja nic nie powiedziałem. To ty dopowiadasz sobie nie wiadomo co. - Zauważył, wracając wzrokiem do papierów. - Może ty już naprawdę kogoś sobie znalazłaś, tylko nie zamierzasz mi nic powiedzieć.

- Teraz to ty dopowiadasz sobie nie wiadomo co. - Stwierdziłam, kończąc swoje śniadanie.

- Pamiętaj, że każdy alfa może rządzić sam. Jednak zawsze jest mu łatwiej, kiedy ktoś stoi u jego boku. - Oświadczył, a ja wstałam od stołu. - Poza tym fajnie byłoby dożyć wnuków.

- To o to możesz prosić moje rodzeństwo. Bo mi się do bycia matką nie śpieszy. - Poinformowałam go i wyszłam z kuchni.

Opuściłam nasze piętro, by jak zawsze udać się na patrol. Szczerze przyznam, że są one strasznie nudne. Nic się na nich nie dzieje. A moja jedyna rozrywka w ostatnim czasie jest łamanie prawa z moim mate. Pokonywałam kolejny korytarz. Wilków robiło się coraz więcej, bo śniadanie dobiegało końca. Aż nagle wpadłam na swoje omegi. Uśmiechnęłam się szeroko, a Veronika stanęła obok mnie.

- To jak udała się noc z twoim przeznaczonym? - Spytała, poruszając brwiami.

- Rozmawialiśmy i oglądaliśmy film. Więc nie dopowiadaj sobie nie wiadomo czego. - Rzuciłam, kątem oka spoglądając na pozostała trójke która bacznie przysłuchiwała się rozmowie.

- Wasz związek jest dziwny. - Stwierdziła Veronika i w tym samym momencie dogonił mnie jej brat.

- Wy się nie zachowujecie jak para. Najbardziej romantyczną rzeczą, jaką zrobiliście, było trzymanie się za ręce. A i jeszcze jak wsiadłaś mu na barana wtedy nad jeziorem. - Przypomniał Pedro, patrząc na mnie niezadowolony.

- Po pierwsze znamy się niecałe dwa miesiące, czyli dosyć krótki. A po drugie i uwaga, bo to może być dla was szok. To, że coś nas łączy nie znaczy, że musimy się lizać na każdym kroku. - Oświadczyłam, obserwując ich reakcje. - A jeśli chodzi o coś więcej, to mi się nie śpieszy.

- Powiedz szczerze. Wam się w ogóle układa? - Spytała Madii, a ja westchnęłam cicho.

- Szczerze to nawet nie wiem... No, ale chyba ciężko, żebym kochała go na zabój po dwóch miesiącach. - Zauważyłam, przeczesując włosy palcami. - Zwłaszcza że sytuacja jest, jaka jest. No i mało sprzyja miłosnym klimatom.

- Dobra to teraz ja mam pytanie. - Wtrącił Dylan, wpychając się na miejsce Veroniki. - Dlaczego twój mate pytał mnie o rytuały związane z dziećmi pochodzenia pół ludzkiego.

Czyli postanowił, że załatwi to sam. Po prostu pięknie. Chociaż by mu wyjaśnił, dlaczego tego potrzebuje, a nie zrzuca to na mnie.

- Kiedyś nie wróciłam na noc do pokoju. To dlatego, że wraz z Zaydenem opuściliśmy teren domu watahy. Udaliśmy się do miejsca, godzie łowcy często przebywali ostatnimi czasy. Znaleźliśmy martwą parę wilkołaka i człowieka. Zayden podejrzewa, że łowcy zabrali ich dzieci. Bo przecież łowcy niepełnoletnich nie zabijają. - Wyjaśniłam, a moi przyjaciele patrzyli na mnie jak na wariatkę.

- Oszalałaś, przecież mogłaś umrzeć. - Stwierdziła Veronika, jakby to wcale nie było takie oczywiste.

- Jeśli tutaj zostaniemy, to też zginiemy. Łowcy nie będą czekać wiecznie, aż w końcu wyjdziemy z domu watahy. Przyjdą tutaj i żaden dom watahy ich nie powstrzyma. - Oświadczyłam bardzo pewnie. - To nie uniknione więc musimy, zacząć działaś albo to schronienie stanie się naszym więzieniem, a potem grobowcem.

- To jest totalne szaleństwo. - Stwierdziła Madii. - Jednak brzmi wiarygodnie. W końcu mało prawdopodobne by łowcy po prostu sobie odpuścili, bo my zostaniemy tutaj.

- Racja. - Poprał ją jej mate. - Znajdę dla was ten rytuał. - Obiecał Dylan. - Tyle weź na siecie uważaj, bo to co robisz jest niesamowicie niebezpieczne.

- A ja doskonale o tym wiem. Jednak muszę coś zrozić, bo mój ojciec jakoś o tym nie myśli nie wiem dlaczego.

- Może na jakiś plan. Lub wie o czymś, o czym nie wiemy my. - Stwierdził Pedro, a ja wzruszyłam ramionami.

- Jeśli tak to mi o tym nic nie wiadomo. A nie zamierzam siedzieć i czekać. Poza tym Zayden jest uparty i nie przestanie na moją prośbę.

- Trafiła kosa na kamień. - Rzuciła rozbawiona Veronika, a ja spojrzałam na nią z mordem w oczach. - No co taka prawda. - Wzruszyłam ramionami.

- Te siostra. - Spojrzałam w górę i dostrzegam Jacka swojego brata. - Ty się nie wdawaj w dyskusje, tylko pracuj.

- Przecież widzisz, że nic się nie dzieje.

- No, chyba że się dzieje a ty tego nie widzisz, po paplasz zamiast pracować. - Zasugerował, a ja pokazałam mu środkowy palec.

- Dobra my spadamy. Dostaliśmy dzisiaj wykaz zadań. Wiesz, wszyscy muszą coś robić. - Poinformował mnie Pedro, a ja skinęłam głową.

Omegi ruszyły w swoją stronę, a ja zostałam sama. No to jeszcze tylko kilka godzin bezsensownego chodzenia w te i z powrotem i wolne. Po prostu żyć nie umierać.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz