🅇🄸🄸🄸

3.1K 161 3
                                    

Ruszyłam powoli przed siebie, stopy mocząc w zimnej wodzie. Chłód, który poczułam początkowo sprawił, że chciałam się wycofać. Jednak tego nie zrobiłam. Poczułam bowiem jak Zayden łapie moją dłoń, splatając nasze palce. Skupiłam swoje spojrzenie na jego idealnie zbudowanym ciele. W tej chwili tatuaż banitów nie odznacz się tak bardzo. Lub stał się mniej atrakcyjnym elementem. Wilkołak patrzył prosto w moje oczy a ja oddychałam miarowo. Czułam się tak, jakby nagle cały świat przestał istnieć. Dokładnie tak jak, wtedy kiedy spotkałam go po raz pierwszy. Może właśnie dlatego oderwałam od niego spojrzenie. Tak bardzo nie chciałam zatracać się w uczuciu, które było tak sztuczne i nieprawdziwe. A może po prostu się go bałam? Nie szczerej miłości opartej tylko na więzi. Nie byłam tego pewna. I nawet nie chciałam o tym myśleć. A przynajmniej nie w tej chwili.

Wykonałam kolejny krok do przodu. Ponownie poczułam nieprzyjemne zimno roznoszące się po moim ciele. Nienawidziłam zimna. Rzadko je odczuwałam. Wilkołaki były na nie raczej odporne. Jednak ta woda była lodowata. Tak zimna jakby ktoś celowo ją schłodził. Westchnęłam cicho, przymykając powieki. Sytuacja, w której się znalazłam, była delikatnie mówiąc niekomfortowa. Nie miałam ochoty wchodzić do tej przeklętej wody. Była na to zdecydowanie zbyt zimno. Jednak nie miałam też za bardzo jak uciec. Mój mate trzymał mnie za rękę, uniemożliwiając mi ucieczkę. 

Kiedy weszliśmy na tyle głęboko, by woda sięgała mi kolan zatrzymałam się nagle. Moje mieście się spięły i poczułam jak przez moje ciało, przechodzi dreszcz. Nie zamierzałam wchodzić głębiej. 

- Spokojnie. - Mój mate mało nie wybuch śmiechem na moją reakcję. - Za chwilę się przyzwyczaisz. - Zapewnił chlapać mnie zimna woda. 

- Ej!  - Pisnęłam niezadowolona, odskakując od niego. - Popierdoliło cię? To jest cholernie zimne. 

- Jesteś strasznie delikatna przyszła alfo. - Stwierdził rozbawiony, na co ja go szturchłam.

Wilkołak stracił równowagę i wpadł do wody. Po chwili wynurzył się z niej i wypluł wodę z ust. Spojrzał na mnie, dokładnie tak jakby planował moje morderstwo. I już widziałam, jak to się skończy. 

- Nawet nie próbuj. - Ostrzegłam, szturchając go palcem po klacie.

- Nie jestem aż takim chamem. - Stwierdził, przeczesując włosy tak by zgarnąć mokre kosmyki z twarzy.

- Jak romantycznie. - Wtrącił Predro, za co zgromiłam go wściekłym spojrzeniem. - No co? Prawdę tylko mówię. 

- On mówi prawdę. - Maddi wzruszyła ramionami, następnie wchodząc na barana swojego mate. Ten wszedł głębiej do wody, a ona pozostała względnie sucha. 

- Potrafią myśleć te twoje omegi. - Oświadczył, mój mate stwierdzając, że to musi być świetny pomysł. 

- Ustalmy sobie coś raz na zawsze. To nie moje omego tylko moi przyjaciele. I jeśli nie chcesz bym cię wystawiła, to sobie to zakoduj. 

- Dobra już się tak nie czepiaj głupich słówek. - Wilkołak odwrócił się do mnie tyłem, a ja westchnęłam cicho. 

- Kurwa musisz kucnąć. Bo ja nie wiem, jak ty to sobie wyobrażasz. - Zayden burknął coś pod nosem i ukucnął a ja usiadłam na jego ramionach. 

Podniósł się, tak jakbym nie ważyła dosłownie nic. Następnie wszedł do głębszej wody tak, że sięgała mu ona do pach. Przez co ja miałam zanurzone tylko nogi. 

- Zadowolona księżniczko? - Spytał z cwaniackim uśmiechem, na co przewróciłam oczami. 

- Miałeś mnie tak nie nazywać. - Rzuciłem rozbawiona czochrając go po włosach. 

- A ty miałaś mi tak nie robić. Więc jesteśmy kwita. - Stwierdził, łapiąc moja rękę. 

Nagle poczułam jak, oblewa mnie zimna woda. Oddech utkwił mi w gardle, a kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam śmiejące się bliźnięta. 

- Ej! Ja naprawdę nie chciałam być mokra. - Rzuciłam zaczesując włosy do tyłu. - Jesteście okropni. Po prostu okropni. 

- Trzeba było przerwać te małżeńskie kłótnie. - Stwierdziła Veronika tym razem chlapać Dylana i Maddi. 

Nim się obejrzałam, wywiązała się z tego prawdziwa wojna. Chlapaliśmy się woda, a ja skończyłam całą mokra. Oczy miałam praktycznie cały czas zamknięte, więc chlapałam woda na oślep. W końcu mój mate stracił równowagę i oboje skończyliśmy w zimnej wodzie. 

Szybko się wynurzyłam, przecierając twarz dłońmi. Otworzyłam oczy i spojrzałam na swojego mate, który uśmiechał się jak głupi. Prezentując przy tym, swoje idealne białe zęby. 

- Ale z ciebie pokraka. - Rzuciłem, rozbawiona szturchając go w ramię. 

- No bo z ciebie to jest primabalerina. - Ochlapał mnie wodą jednak w tej chwili nie robiło mi to już większej różnicy. 

- Mogę o coś spytać? - Wtrącił się Dylan na co Zayden, pokiwał głową. - Jak stałeś się banitą? 

- Urodził się nim. - Rzuciłem, uprzedzając go w udzieleniu odpowiedzi. Opowiadał mi o tym na jednej z naszych niby randek. 

- Moi rodzice byli banitami. Matka został wygnana za zabicie człowieka, a tatę poznała kiedy zatrzymała się u jednej z watah wraz ze zgrają banitów. Stał się banitą, wybierając życie z nią. 

- To może zabrzmi głupio. - Stwierdziła nieco niepewnie blondynka. - Jednak brzmi to cholernie romantycznie. Porzucił wygodne życie, by nie utracić miłości swojego życia. 

To prawda. Ten, kto raz stał się banita, nie może stać się członkiem watahy. Banicja jest nieodwracalna. I nawet najprawdziwsza miłość tego nie zmieni. Takie mamy prawo i nic tego nie zmieni. Dlatego martwiła mnie moja relacje z Zaydanem. Czy jestem gotowa porzucić dla niego watahę? Tego na razie nie jestem pewna i nawet nie chce o tym myśleć. 

- Czemu głupio? - Spytał mój mate. - Prawdziwa miłość to ta, dla której jesteś gotowy wiele poświęcić. Bo czym jest miłość, o którą nie walczysz? - Mówiąc te słowa, spojrzał na mnie a ja poczułam dziwne ciepło w środku. 

- Pustymi słowami. - Wydusiłam, niewiele myśląc. 

Nie powiedziałam Zaydenowi, że go kocham. Nigdy go nie pocałowałam. Jedynie okazyjnie trzymaliśmy się za rękę. To było wszystko, co do tej pory między nami zaszło. I szczerze mi się nie spieszyło. Prawdziwej miłości nie buduję się godzinami a latami. Może więź trochę nam to ułatwi, jednak nie chciałam się szpieszyć. Jeśli miałam porzucić dla niego wszystko co znałam, musiałam być pewna swego. 

W wodzie spędziliśmy jeszcze dwie godziny. Potem wyszliśmy na brzeg, by się wysuszyć. Siedziałam obok mojego mate, aż w końcu położyłam się na trawie. Okolica była przepiękna. Zawsze bardzo lubiłam ten las. 

- Chyba powinniśmy już wracać. - Zauważył Pedro, wyrywając mnie z chwili zamyślenia. 

- Masz rację. - Stwierdziłam, podnosząc się z ziemi. - Zaraz zajdzie słońce. A mnie czeka jeszcze srogi opieprz. 

- Niby za co? - Spytał mój mate siedzący obok mnie. 

- Wyszła z domu, mimo zakazu ojca plus znikłam na cały dzień. - Wyjaśniłam, podnosząc się z ziemi. - Więc pewnie będzie nieciekawie. 

- No, ale chyba zobaczymy się jutro? - Spytał pełen nadziei. 

- Pewnie... W końcu czymże jest miłość, dla której nie złamiesz kilku zakazów?

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz