🅇🅇🅇🄸🄸

1.7K 89 2
                                    

Po ostatniej rozmowie z Nicki intensywnie myślałam nad tym, co czeka mnie dalej. I chyba już pogodziłam się z tym, że mój mate nie będzie częścią mojego życia. Zayden nie jest moją własnością. Nigdy nie był i nigdy nie będzie niczyją własnością. I tak samo ma się sprawa ze mną. Dlatego nie oczekuje od niego, że porzuci, wszystko co zna i kocha, by być ze mną. Na moje nieszczęście to, co go uszczęśliwia, jest nieodłącznie związane z banitami. A ja jestem nieodłącznie związana z moim stadem. Z watahą czarnej gwiazdy. Nie byłabym w stanie jej porzucić ani odejść. A jak powszechnie wiadomo, nie można mieć wszystkiego. A ja nie mogę mieć zarówno Zaydena, jak i mojej watahy. A niestety mój wybór padł właśnie na nią. I to z wielu powodów.

Moje życiowe rozmyślania zostały przerwane przez wszczęty alarm. Moje ciało momentalnie się spięło a ja zatrzymałam się, by przeanalizować sytuację. Przez chwilę starałam się z kimś skontaktować telepatycznie, jednak nic to nie dało. Nikt mi nie odpowiedział dlatego zerwałam się do biegu. Będę musiała sama, dowiedzieć się o co chodzi.

~ Mam złe przeczucie Ari. - Poinformowała mnie moja wilczyca.

~ Ja też Ava. - Zgodziłam się z nią, a ta już nic nie powiedziała.

Nasze przeczucia nie zawsze się pokrywają. Dlatego, kiedy tak jest i dodatkowo jest to złe przeczucie, jestem podwójnie przerażona. Dlatego biegłam tak jakby goniły mnie same ogary piekieł, przy okazji mało się nie zabijając. Musiałam wiedzieć, co się działo. A najprostszym sposobem, by to sprawdzić było wybiec z budynku, co też uczyniłam. Wybiegłam przez główne drzwi, przy okazji mało nie wyrywając ich z zawiasów. Rozejrzałam się i to, co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach. Łowcy z niesamowitą łatwością pokonywali nasze ogrodzenie, dostając się do środka. Co oznaczało, że mój mate miał rację. Ich cierpliwość się wyczerpała.

- Aria musisz stąd iść. - Oświadczył Daniel główny Delta watahy. - To rozkaz twojego ojca. - Dodał, wiodząc moją niechęć.

- Zapomnij. - Warknęłam omijają wilkołaka. - Jestem przyszłą alfą i nie będę się chować, kiedy inni oddają życie za tą sforę! - Wykrzyczałam, biegnąc przed siebie.

Wbiegłam do zbrojowni, a Zack podał mi broń. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech i wybiegłam, po drodze zgarniając jeszcze parę zapasowych magazynków. Jak prawdziwy strzelec wepchałam je do kieszeni bluzy i ruszyłam w poszukiwaniu wygodnego miejsca do oddania strzałów. Nie było czasu do stracenia, więc wybrałam w miarę nie najgorsze miejsce i tam stanęłam. Łowcy przechodzili przez panel, który nie był pod napięciem. A miałam kurwa o nim komuś powiedzieć.

Odbezpieczyłam broń i ją  uniosłam oddałam kilka strzałów, zabijając pierwszego łowcę. Niestety w ten sposób zwróciłam na siebie uwagę innych. Łowcy ruszyli w moim kierunku, a ja zużyłam na nich cały magazynek. Oczywiście ku mojemu szczęściu okazało się, że nie mam czasu by przeładować broń. Dlatego odrzuciłam ją w bok, zamierzając walczyć z łowcą na głowę pieści.

Niektórzy łowcy strzelali. Inni walczyli w walce kontaktowej. Podobnie jak wilkołaki. Wiedziałam, że tego dni wielu polegnie. Jednak teraz nie miałam czasu o tym myśleć.

Tuż przed moją twarzą przeleciało ostrze sztyletu. Zapewne było to srebro z domieszką diamentu. Dzięki niemu rana nie uległa przypalenie. A to było niekorzystne, kiedy chcesz zadać wilkołaków ranę, z której poleje się krew.

Wykonałam odruchowy krok w tył, z trudem utrzymując równowagę. Wysunęłam pazury, by te mogły mi posłużyć jako broń. Nie darowałam sobie również pokazania kłów. Z mojego gardła wydobył się warkot. Co wcale nie zrobiło na łowcy żadnego wrażenia.

W dwóch krokach pokonał dzielący nas dystans i wziął kolejny zamach ostrzem. Uchyliłam się, pozwalając mu powtórzyć ten ruch kilkukrotnie. Dzięki temu odnalazłam jego odsłonięty punkt, w który wbiłam pazury. Ten jednak nie pozostał mi dłuży. Ostrze jego sztyletu wbiło się w moje ciało. Zapiszczałam, żałośnie na co ten parsknęła śmiechem. Szybko wyrwałam jedna dłoń z jego ciała i pazurami poderznęłam mu gardło. Łowca opadł na ziemię, pozostawiając w moim ciele sztylet.

Odeszłam nieco na bok i oparłam się o ścianę. Wyrwałam sztylet z ciała. I jak to mawiają czym się strułeś, tym się lecz. Obiłam sztylet o najbliższy głaz, tym samym pozbawiając go diamentowej części. Ta była bardzo droga, więc zazwyczaj było jej niewiele. Następnie podwinęłam koszulkę i przyłożyłam bok ostrza do rany. Trzymałem go tak zaledwie parę sekund. Tylko tyle by przypalić ranę i powstrzyma krwawienie. Co jak się okazało, podziałało a ja mogłam walczyć dalej.

Pot spływał po moim czole. Czułam się okropnie zmęczona, a rany na moim ciele dawały o sobie jasno znać. Mimo tego dyskomfortu nie mogłam się poddać. Walka trwała nadal i wydawała się nie mieć końca.

Powaliłam kolejnego łowcę. I wtedy usłyszałam świst za głową. Odwróciłam się gwałtownie i dostrzegłam Zaydena, który trzymał w dłoni strzałę. Następnie pociągnął mnie do siebie, a ja przytuliłam się do jego torsu. Nie rozumiałam o co mu chodzi, aż nie wyprostował ręki wbijając strzałe do tchawicy kolejnego napastnika.

- Musimy pogadać. Już. - Zażądał a ja jedynie pokiwałam głową.

Musiałam przyznać, że kiedy Zaydem się rządzi, jest naprawdę seksowny. Chociaż nie lubiłam, kiedy ktoś mi rozkazywał jego byłam jeszcze w stanie się posłuchać. I tak dałam się zaciągnąć do zbrojowni, w której leżały jedynie resztki broni.

- O co chodzi? - Spytałam zniecierpliwiona, chcąc to wszystko przyspieszyć.

- Tak nie wygramy Aria. - Stwierdził, a ja musiałam przyznać mu rację. - Nie zabijemy smoka, pozbawiając go łusek. By go zabić, musimy odciąć głowę.

- Chcesz zabić ich przywódcę. - Dopytałam, chcąc mieć pewność, że rozumiem na czym opiera się jego plan. Po takim czasie walki byłam już zmęczona i nie koniecznie rozumiałam, co się do mnie mówi.

- Tak. - Odpowiedział, przeczesując włosy palcami. - Podejrzewam, że nie jest w centrum bitwy, jednak musi być gdzieś niedaleko. A twoja moc pomoże nam go odnaleźć.

- Nie jestem pewna czy mam dosyć siły, by jej użyć. - Ostrzegłam, czując, że moje zmęczenie fizyczne a przede wszystkim psychiczne może mnie pokonać.

- Jeśli nie będziesz wystarczająco silna użyczę ci nieco swojej mocy. Damy radę tylko musisz się skupić.

- Dobra tylko gdzie użyjemy mocy? Żeby się skupić, potrzebuje ciszy i względnego spokoju. - Przypominałam, a ten wydał się mieć to wszystko doskonale przemyślane.

- Opuścimy teren domu watahy. Byle szybko. - Złapałam moja dłoń i pociągnął mnie do wyjścia, a ja ruszyłam za nim.

Jakimś cudem udało nam się opuścić teren domu watahy. Po drodze za zabiliśmy kilku łowców. A jak się okazało nie odkryli jednej z łuk, w ogrodzeniu z której mogliśmy skorzystać. Nie wiem, kim był ten który atakował moja watahę. Jednak dobrze radziłabym mu już zacząć błagać, o łaskę której z mojej strony na pewno nie uświadczy.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz