Pożegnania zawsze były trudne. Zwłaszcza kiedy żegnasz osobę, która była dla ciebie ważna. A świadomość, że być może już nigdy jej nie zobaczysz, wcale nie pomagała ci w pogodzeniu się z całą tą sytuacją. A chyba już najgorsze było to, że czasem chciałoby się poznać tę osobę lepiej. Tak by wasza znajomość nie skończyła się na kilku pięknych, lecz ulotnych chwilach. Które być może pozostaną w twojej pamięci, jednak to będą tylko wspomnienia. Chwile, do których nigdy nie zdołasz wrócić. A z czasem staną się rozmytymi obrazami, które mimo starań ciężko było przywołać. Będą chciały zniknąć, chociaż ty zrobisz wszystko, by przy tobie zostały. Bo są wszystkim, co zostało po tak ważnej dla ciebie osobie.
Spojrzałam na banitów, którzy zbierali się do drogi. Mieli odejść jeszcze dzisiaj. A w zasadzie to już odchodzili. A ja patrzyłam na to z boku, czując dziwne ukłucie bólu oraz równie nieprzyjemną pustkę w środku. Chociaż nie powinnam się tak czuć. Podjęłam decyzję, więc powinnam czuć się z nią dobrze. Problem w tym, że tak się nie czułam. A wręcz przeciwnie, czułam się okropnie. Jakby ktoś wyrwał mi serce z klatki piersiowej.
I gdzieś tam w tłumie zbierających się wilkołaków dostrzegłam Zaydena. Szedł w moją stronę, a ja starałam się powstrzymać łzy które cisły mi się do oczu. Nie mogłam płakać. Nie teraz i nie dzisiaj. Czas na żal i smutek nadejdzie później. Kiedy zostanę sama. I nikt nie będzie mógł dostrzec mojej słabości. Bo alfa nie może być słaba. I przede wszystkim musi zawsze godzić się ze swoimi decyzjami. Jak trudne one nie były.
- Jak się czujesz? - Spytał, w nieco nieudolny sposób zaczynając naszą ostatnią rozmowę.
- Jakoś się trzymam. - Zapewniłam, uśmiechając się lekko. Miałam szczerą nadzieję, że mój uśmiech wyglądał chociaż trochę szczerze. - A ty? - Dopytałam kontynuując nasz suchy dialog.
- Jakoś muszę się trzymać. Banici potrzebują mojej siły. Nie czas na słabość i łzy. - Oświadczył, a ja w pełni go rozumiałam. - Przykro mi, że nie mogę z tobą zostać.
- A mi jest przykro, że nie mogę z tobą odejść. Jednak wataha mnie potrzebuje. A ja nie mogę ich zawieść. Pokładają we mnie zbyt wielkie nadzieje. - Wytłumaczyłam, chociaż on nie potrzebował wyjaśnień. Chyba to mi były bardziej potrzebne.
- Rozumiem to w stu procentach. W końcu robię to z tych samych pobudek. - Dodał, na co ja skinęłam głową.
To była trudna decyzja, jednak ją podjęliśmy. Postanowiliśmy, że nie będziemy się ze sobą w ogóle kontaktować. To byłoby zbyt bolesne. Poza tym Zayden będzie prowadził banitów na drugu koniec kontynentu. Więc marne szanse, że jeszcze kiedyś go zobaczę. A nawet jeśli to, co to zmieni? Alfa będę i za dwadzieścia i za pięćdziesiąt lat. Poza tym już za rok mogę być kimś kompletnie innym. A za dwadzieścia lat będziemy sobie kompletnie obcy.
- Przykro mi, że to tak się kończy. - Rzuciłam, przerywając niezręczną chwilę ciszy.
- Obiecasz mi coś? - Spytał, a ja jedynie skinęłam głową na tak. - Bądź po prostu szczęśliwa. Żyj tak, jakbyś nigdy mnie nie poznała. Bo być może kiedyś poznasz kogoś, kto zdoła wypełnić pustkę po mnie. I nie chce by wtedy wspomnienia o mnie, blokowały twoje szczęście.
Czy zapomnienie jest naprawdę najlepszą rzeczą, jaką możemy dla siebie zrobić? Być może. Zapewne oszczędziłoby nam to wielu cierpień i zawodów. Jednak lepsze pytanie brzmi czy chce zapomnieć? I czy w ogóle umiałabym to zrobić?
- O ile obiecasz mi to samo. - Poprosiłam, a on jedynie skinął głową na tak. - Szkoda, że nie dane nam było spędzić razem więcej czasu.
- Oddałbym wiele za to, by te miesiące spędzone z tobą mógłby być normalne. Lub bym mógł spędzić z tobą jeszcze kilka miesięcy. Jednak banici nie mogą zostawać na dłużej w jednym miejscu. W końcu naszą karą jest wygnanie i brak domu. - Wyjaśnił, chociaż ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Rok. Tyle maksymalnie banici mogą przebywać w jednym miejscu. Jednak ci unikali tak długich pobytów. Wilki łatwo przywiązują się do jednego miejsca. I tak długie pobyty jedynie utrudniają odejście.
- Nie umiem się żegnać. - Stwierdziłam, patrząc prosto w jego czarne oczy. - Nienawidzę tego robić i jeszcze jestem w tym beznadziejna.
- Ja też nie umiem się żegnać. Więc po prostu skończmy biadolić, bo to za cholerne nam nie idzie. A nie chce w taki sposób pamiętać ostatnich chwil spędzonych z tobą.
Nim zdążyłam zapytać o co mu chodzi, ten podszedł do mnie bliżej i połączył nasze usta. Początkowo pocałunek był delikatny, jednak z czasem stał się bardziej intensyny. On położył dłonie na mojej talii, a ja jedna dłoń ułożyłam na jego karku a druga położyłam płasko na jego klatce piersiowej. Jego usta była dokładnie takie jak sobie wyobrażałam. A nasz pierwszy tak intensywny i zapewne ostatni pocałunek był doskonały. Włożyłam w niego wszystkie emocje, które względem niego żywiłam. A on najwyraźniej zrobił to samo. Nasze usta obrały jeden rytm, a my oderwaliśmy się od siebie dobiero kiedy zabrakło nam powietrza.
- Tak chce pamiętać nasze ostatnie chwile. Chcę pamiętać, że odchodząc zrobiłem jedną rzecz, na którą miałem ochotę od bardzo dawna.
- Ja też chciałam pocałować cię od bardzo dawna. - Przyznałam, odsuwając się od niego. - Będę za tobą tęsknić. I mimo wszystko pewnie nigdy cię nie zapomnę.
- Wiem. Bo ja też nie zdołam zapomnieć. A przynajmniej nie tak szybko, jak zapomnieć powinienem. - Stwierdził a ja po prostu stałam, patrząc na niego przez dłuższą chwilę. - Powinienem już iść. Powinniśmy wyjechać jak najszybciej... Zanim jeszcze się nie rozmyśliłem.
- Idź. Tylko dbaj o siebie i nie daj się zabić. A przynajmniej niezbyt szybko. - Poprosiłam, a on skinął głową.
- Będziesz wielką alfą. I szczerze już nie mogę się doczekać, aż o tobie usłyszę. - Oświadczył, uśmiechając się szeroko.
- Myślę, że się nie naczekasz.
To było ostatnie zdanie, jakie do niego powiedziałam. Po nim wycofał się powoli i odszedł. Wrócił do swoich i razem odjechali. A ja zostałam sama. Stałam, wpatrzona w bramę nie mogąc uwierzyć, że on odszedł. Nawet teraz wydawało się to kompletnie nierealne. Jednak było prawdą. Rzeczywistością, z którą teraz musiałam żyć. I na którą musiałam wyrazić zgodę. W końcu to była moja decyzja. Mogłam z nim odejść, jednak nie umiałam porzucić watahy, przyjaciół i rodziny. Nie umiałam wybrać losu banitki.
Sama zostałam na własne rządanie. I teraz musiałam nauczy się żyć, z podjętymi przez siebie wyborami. Jak trudne by to nie było.
- Kocham cię Zayden. - Wyszeptałam, chociaż on już nie mógł tego usłyszeć.
Od autorki: i w ten oto sposób dotarliśmy do końca historii Zaydena i Ari.
Mam nadzieję, że ich historia podobała wam się chociaż trochę i, że bawiliście się dobrze czytając to co napisałam.
Wszystkim chciałabym podziękować za gwiazki i komentarze które motywowały mnie do pisania. Jestem wam bardzo wdzięczna za to, że byliście ze mną w trakcie tworzenia losów naszej pary alf z kompletnie dwóch różnych światów.
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...