Poczułam okropny ból głowy. Otworzyłam oczy i nieco niechętnie podniosłam się do siadu. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Betonowe ściany i podłoga, które już pewnie nie jedno przeszły. A przede mną kraty. Najpewniej wykonane ze srebra. Jakoś nie miałam ochoty ich dotykać i się przekonywać. Zayden leżał jakieś pół metra ode mnie. Nadal nie odzyskał przytomności. Jednak jakoś nie miałam ochoty go budzić. I tak musieliśmy czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
Tylko pytanie, gdzie my jesteśmy? Bo najpewniej wcale nie w obozie nad rzeką. Bo szczerze wątpię, by mieli tam takie miejsce. Tylko w tym wypadku gdzie jesteśmy? Jak daleko nas wywieźli? I co z nami zrobią? Masa pytań pozostawiona bez odpowiedzi.
Oparłam się plecami o betonową ścianę. Była przyjemnie chłodna. Pomogło mi to złagodzić ból. Nie zdziałało to cudów jednak to zawsze coś. Przymknęłam powieki, a kiedy poczułam czująś rękę na udzie, podskoczyłam wystraszona.
- Spokojnie. To tylko ja. - Zayden usiadł obok mnie, również opierając plecy o ścianę. - Dawno temu się obudziłaś?
- Nie. Dosłownie kilka minut temu. - Oświadczyłam, spoglądając na niego. - Ciekawe, kiedy ktoś się nami zainteresuje.
- Pewnie niedługo. Przerobią nas na futro lub ozdobę naścienną. - Stwierdził, a mnie na samą myśl przeszedł dreszcz. - No, chyba że najpierw postanowią nas utuczyć.
- Ta tylko dodatkowych kilogramów mi trzeba. - Rzuciłam z lekkim uśmiechem. - Miejmy nadzieję, że ktoś w końcu przyjdzie. Chcę wiedzieć, na czym stoję.
Zayden w odpowiedzi jedynie skinął głową. Położyłam głowę na jego ramieniu i ponownie zamkłam oczy. Nie chciałam tego okazać, jednak się bałam. Co chyba było normalne. W końcu nie wiadomo co mnie czekało. Być może miałam nie dożyć następnego wschodu słońca. A może będą mnie katować przez wiele tygodni. Tego nie mogłam być pewna. Łowcy byli zdolni do naprawdę okropnych rzeczy.
Z zamyślenia wyrwało mnie skrzypienie drzwi. Łowca podszedł do kraty i sprawdził, czy się trzyma. Potem wyszedł a do pomieszczenia, weszła nasza blond znajoma. Uśmiechnęła się do nas z wyższością i zarzuciła blond warkocz na plecy.
- Dobrze cię znowu widzieć. - Oświadczyła, krzyżując ramiona na piersiach. - Ostatnio pokazałaś mi, że potrafisz walczyć. Zaimponowałaś mi, a to sztuka.
- Dzięki... Chyba. - Rzuciłam nieco niepewnie, przyglądając się kobiecie.
- Jednak głupota mnie rozczarowałaś. Myślałam, że trudniej będzie cię dopaść. A sama się podłożyłaś.
- Każdy robi czasem głupie rzeczy. Jak widzisz, ja zrobiłam to. - Wyjaśniłam, podnosząc się z ziemi.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko. Tak jakby już wygrała. I zamierzała mi to udowodnić w jakiś naprawdę bolesny sposób.
- Czy to nie jest poprawne? Zwierzęta siedzące w klatce. Oddzielone od normalnych ludzi. - Spytała, skutecznie podnosząc mi ciśnienie.
- Nie jesteśmy zwierzętami. A nawet jeśli to nawet zwierząt się tak nie traktuje. - Warknęła, podchodząc do krat.
- Na tak. Powinnam raczej nazwać was potworami. Mój błąd. - Posłała w moją stronę krzywy uśmiech, a gdyby nie te kraty już byłaby martwa.
- Czego od nas chcesz? - Spytałam, chcąc w końcu przejść do konkretów.
Kobieta podeszła jeszcze bliżej krat i złapała je rękami. Uśmiechnęła się po raz kolejny. Jakby napawała się tą chwilą. I bez wątpienia właśnie to robiła.
- Jakoś czas temu, co już pewnie wiecie, zaczęłam porywać dzieci z mieszanych związków. - Zaczęła, a ja spojrzałam na nią z mordem. - Jednak ta historia zaczyna się kilka miesięcy temu. Widzisz. - Rzuciła, odchodząc od kraty. - Odnalazłam specjalny rytuał, do którego te dzieci było mi potrzebne. Jednak nie jako jego część. Nie zabijam dzieci. - Zapewniła, podchodząc do drzwi i je otwierając. Do pomieszczenia wszedł łowca prowadzący dziewczynkę. - Na nich ten rytuał sprawdzałam. Odkryłam jak pozbawić was wilczej strony. Jednak musiałam to dopracować. A łatwiej odebrać wilka pół wilkołakowi niż temu czystej krwi.
Spojrzałam na nią, czując narastającą we mnie panikę. Przecież to niemożliwe! Nie można sprawić, że wilkołak stanie się człowiekiem. To przecież przeczy wszelkim prawą natury.
- Jak możesz nam to zrobić. - Warknęła, mało nie rzucając się na kraty.
- Dziecko ja was nie krzywdzę. - Zapewniła i podeszła do dziewczynki. Pogłaskała ją po włosach, a ona nie zareagowała. Jakby nie dochodziło do niej nic co dzieje się wokół. - Odbieram wam brzemię. Bycie wilkołakiem musi być straszne. Przemianę związana z bólem. Przywiązanie do lasu niepohamowana rządzą mordu. Ja wam to wszystko odbiorę. I pozostawię spokój ducha.
- Nie my jesteśmy potworami, tylko Ty. - Rzuciłam, starając się panować nad własnymi emocjami. Co wcale nie było łatwe. - Nie widzisz, co z nią zrobiłaś? Wygląda jak zombi.
Kobieta gestem ręki pokazała, by mężczyzna zabrał dziewczynkę. Ten posłusznie, wykonał polecenie. Za to przywódczyni łowców skrzyżowała ramiona na piersiach, poważniejąc.
- Uwierz mi, że będzie Ci dobrze. Żadnego głosu w głowie, który będzie Ci mówił, co masz robić. Niczym szatan namawiający do złego. - Ponownie podeszła do kraty i przełożyła przez nią rękę dotykając mojego policzka. - Zaimponowałaś mi już jakiś czas temu. Silna i zdecydowana. Jesteś przyszłą alfą tutejszej watahy i przeznaczoną Alfy banitów. Trudna sytuacja. - Stwierdziła i zaczęła gładzić mnie palcem po policzku. Ja wycofałam się gwałtownie. - Pomyśl. Zero wilka zero niewygodnej więzi czy to nie jest jak marzenie.
- Kocham Ave i nie pozwoli Ci jej odebrać. - Oświadczyłam, bardzo stanowczo a ta spojrzała na mnie zskoczona.
- To wasze wilcze ja mają imiona? Niczym osobne byty? Zabawne. - Stwierdziła parskając śmiechem.
- Nie twoja sprawa jak żyjemy. Mamy prawo podejmować decyzje. A my lubimy być właśnie tacy. - Zapewnił mój mate, który odezwał się pierwszy raz od bardzo dawna. - Chcemy być wilkołakami. A ty to uszanuj lub zacznij wojnę.
- Zawsze lubiłam wojny. - Zdradziła i pstrykała Zaydena w nos.
Postępowała sobie śmiało, bo wiedziała, że nic nie możemy. Gdybyśmy coś jej zrobili, mielibyśmy przesrane. A i tak nic by nam to nie dało. W końcu w okolicy na pewno była masa łowców. Którzy tylko czekają, by móc nas zakatować.
- Więc jesteś tysiąc razy gorsza niż my. - Zapewnił Zayden, który uzyskał tyle, że wkurzył łowczynie. A jej złość była ostatnim, czego nam było trzeba.
- Powiedział kundel wyklęty przez własny gatunek. - Warknęła wyjątkowo jadowicie. - Będziecie pierwszymi wilkołakami pełnej krwi, które uleczę. Czujcie się zaszczyceni i żegnajcie się ze swoimi futrzastymi wcieleniami. - Blondynka po raz kolejny obdarzyła nas swoim krzywym uśmiechem i wyszła z pomieszczenia.
Byłam wściekła. Nie ja byłam wkurwiona. Jak można robić coś takiego? Ta psychopatka nie mogła odebrać mi Avy. Ja nie mogłam jej stracić. Przecież ona była nieodłączną częścią mnie. Każdy wilk był nieodłączną częścią wilkołaka. A odebranie go było jak przepołowienie duszy. Cis tysiąc razy gorszego niż śmierć. Jednak chciałabym skończyć jako płaszcz.
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...