~Colleen~
Szczerze nie mogłam uwierzyć w to, co się działo. W ciągu kilku miesięcy wszystko się schrzaniło. Banici zamieszkali w domu watahy, byliśmy terroryzowani przez łowców, a to jedynie wierzchołek tej góry lodowej. Bo pod tym wszystkim leżała jeszcze Aria i jej więź z alfą wygnańców. A w tym wszystkim jeszcze jej degradacja. Nie mogłam uwierzyć, że ojciec to zrobił. I po wszystkim jeszcze spytał mnie, czy jestem gotowa przyjąć stanowisko Ari. Chyba go pojebało, jeśli myśli, że to zrobię. To Aria szkoliła się do tego całe życie. Poza tym nie nadaje się na przywódcę. Wiem gdzie leżą moje granice i co chciałabym robić w życiu. I nie ma to nic wspólnego z byciem alfą.
Poza tym jeszcze ta wiadomość od mojej bliźniaczki. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że mają ją łowcy. Nie sądziłam, że mogła się aż tak głupio podłożyć. I jeszcze ta sprawa z odbieraniem nam wilków. To wszystko zdecydowanie mnie przerastało.
Wpadłam do gabinetu ojca i wzięłam kilka głębszych wdechów. Ten spojrzał na mnie zdziwiony, odrywając się od papierów. Podeszłam do jego biurka i oparłam się o nie, patrząc mu prosto w oczy.
- Łowcy mają Arie i alfę banitów. - Wydusiłam odgarniając z twarzy ciemne kosmyki włosów. - Aria twierdzi, że wiedzą jak pozbawić ją wilka. Wiedza jak pozbawić wilka nas wszystkich. - Poprawiłam się po chwili, patrząc na rosnące zdziwienie na twarzy mojego ojca.
- Musimy ich znaleźć. - Oświadczył i wstał z miejsca, momentalnie opuszczając gabinet.
Miałam nadzieję, że szybko ich znajdziemy, inaczej może być już za późno. A kto wie co się z nimi stanie, kiedy ich duszę ulegną rozpadowi. Wolę nawet o tym nie myśleć.
Szybko wybiegłam z gabinetu, by poszukać przyjaciół Ari. W sumie sama nie miałam pojęcia, po co ich szukałam. Musiałam czymś zająć myśli, kiedy mój ojciec będzie wszystko załatwiać. Na szczęście grupa omeg siedziała na stołówce. Podbiegłam do nich, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. Czy to takie dziwne, że biegam? No może trochę.
- Łowcy mają Arie. - Wydusiłam a oni w momencie zamarli.
- Kurwa. - Wydusiła Veronika siadając na najbliższym stołku.
Najchętniej to wpadłabym w panikę. Niestety w tym jestem całkiem dobra. Nigdy nie umiałam trzymać nerwów na wodzy. I pewnie też dlatego przywódca byłby ze mnie marny. Jednak nie mogłam panikować. Moja panika była ostatnią rzeczą jakiej było nam teraz trzeba.
- Hej spokojnie. - Pedro chyba widząc co się ze mną działo, podszedł do mnie i objął ramieniem. - Ari na pewno nic nie będzie. Jest twarda i nieugięta.
- Nie rozumiesz. Łowcy umieją odebrać nam wilki. - Oświadczyłam a ten spojrzał na mnie zdziwiony. - Mogą rozerwać naszą duszę i odebrać nam część siebie.
- Przecież coś takiego zniszczy wilkołaka. Zrobi z niego chodzące zombi. - Stwierdził zszokowany Dylan, a ja zaczęłam panikować jeszcze bardziej.
- Ej na pewno ją znajdziemy. Przecież nie może być daleko. - Kontynuował latynos, który był z nas wszystkich najbardziej opanowany. - Zobaczysz, nic jej nie będzie. Szczerze to bardziej martwiłbym się o łowców, którzy spróbują dobrać jej się do skóry. Ona ich tam wymorduje.
- Obyś miał rację.
Czas mijał nieubłaganie, a my narazie wszystko co mieliśmy to wilka który mógł wyczyść obecność Zaydena i Ari. Dlatego pozostało nam mieć nadzieję, że jakoś uda mu się ich namierzyć.
Mężczyzna rozłożył przed sobą mapę i spojrzał na nas spokojnie. Ja cały czas ściskałam dłoń Pedro. Ten nie odstępował mnie nawet na krok. Za co byłam mu naprawdę wdzięczna. Gdyby nie on pewnie już dawno straciłabym nad sobą kontrolę.
- Potrzebuje czegoś, co połączy mnie z Arią. - Oświadczył wilkołak, oczekując szybkiej reakcji.
- Jesteśmy z Ari bliźniaczkami. - Wyjaśniłam a ten pokazał mi bym podeszła.
Puściła dłoń Pedro i podeszłam do bety. Ten wyciągnął do mnie ręce, którą ja złapałam. W tym samym momencie poczułam jakby energię przechodzącą przez moje ciało. Przed oczami ujrzałam jasny blask, a po chwili biegłam przez las. A takie przynajmniej miałam wrażenie. Zatrzymałam się dopiero przed starym zamkiem stojącym nieopodal granicy. Tam też wyczułam obecność siostry. I nagle znowu jasny blask, a kiedy otworzyłam oczy, wszystko było już normalnie.
- Stara posiadłość królów mieszczę a się dwa kilometry za granicą. - Oświadczył wilkołak, przyglądając się mapie na której x zaznaczył miejsce, które widzieliśmy w trakcie trwania wizji.
Mój ojciec i główna beta banitów zorganizowali wilkołaki. Wszyscy byli gotowi by w końcu stoczyć tę wojnę. Która jak się okazało, była nieunikniona. Niestety nie można chować się w nieskończoność. A chyba na to liczył mój ojciec, zamykając nas za murami domu watahy.
Wpakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy w drogę. Nie było czasu do stracenia, dlatego też wybraliśmy najkrótsza trase.
- Mogłem jej nie pomagać. - Stwierdził Jack, który był na siebie ewidentnie zły.
- Daj spokój, to była jej decyzja. - Oświadczył Marcus, który widocznie zamierzał podnieść brata na dychu. - Przecież wiesz, jaka jest uparta. Gdybyś jej nie pomógł, sama znalazłaby jakiś sposób.
- Zawsze była uparta i nie dało jej się przekonać, że nie ma racji. - Dorzuciłam, śmiejąc się lekko.
- Pod tym względem jesteście bardzo podobne. - Dodał Pedro, który jechał razem z nami.
To miała być ciężka bitwa. Wszystkie siły były nam potrzebne. Dlatego uzbrojono również omegi. Dzisiaj musieliśmy pokona łowców i wygnać ich z naszej ziemi.
Szturchnęłam lekko wilkołaka. Chyba miał rację. Jednak nie mogłam mu tego przyznać. Wtedy on i jego ego nie zmieściliby się w tym samochodzie. No niestety wilkołaki lubią komplementy i to aż za bardzo.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z samochodów. Wyjęłam broń za paska spodni i ją odbezpieczyłam. Nie lubiłam bezsensownych wojen. Jednak te zaczęli łowcy. A ja z przyjemnością pomogę ją zakończyć.
Już po chwili padły pierwsze strzały. Łowcy byli gotowi na nasze przybycie. Co w zasadzie nie powinno mnie dziwić. Moją dwójkę naszych więc byli pewni, że po nich przyjdziemy i tak właśnie się stało.
Zabijaliśmy łowców a oni nas. Musieliśmy się liczyć z ogromnymi stratami, po obu stronach. Ja cały czas szłam przed siebie, chcąc w końcu znaleźć siostrę. I tak postanowiłam zejść do piwnicy. Kiedy w końcu pokonałam schody, natknęłam się na swojego ojca.
- To chcieli zrobić nam wszystkim. - Oświadczył, wpatrując się, w jedną z cel. - A ja prawie na to pozwoliłem.
Podeszłam do niego i spojrzałam na cele. Wiedziały w niej dzieci, nie robiąc dosłownie nic. Wydawały się kompletnie wyprute z emocji. Najpewniej jakiś czas temu odebrano im wilki, a to był tego skutek.
- Znajdźmy Arie. Kiedy w końcu pokonamy łowców, zabierzmy stąd wszystkich. - Zarządziłam, nie wierząc w to, że wydaje komuś rozkazy.
- Chodźmy.
Pokonaliśmy długi korytarz, na końcu którego znajdowały się metalowe drzwi. Były wykonane z domieszki srebra, dlatego by je otworzyć musieliśmy mieć rękawiczki. Kiedy w końcu nam się to udało, weszliśmy do środka. Moja siostra i jej mate leżeli nieprzytomni na ziemi, a z ich nosów płynęła krew.
- Aria!
CZYTASZ
Nasze dwa światy
WerewolfAria od zawsze starała się robić wszystko by udowodnić ojcu, że będzie świetna alfą. Poświęcała się treningom i sprawom watahy a nic innego nie miało dla niej znaczenia. Przykładna córka alfy a przede wszystkim przykładna przyszła alfa watahy. Z dru...