🅇🅅🄸🄸

2.8K 133 0
                                    

Ojciec zdecydował, że wezwie do domu głównego wszystkie wilkołaki, tak by przekazać wieści wszystkim. Dlatego teraz stałam oczekując na nadejście godziny spotkania, a mój umysł ogarniały setki dziwnych myśli. Początkowo moje myśli kręciły się wokół Zaydena. Jednak musiałam odejść od tego tematu. Nie chciałam o tym zbyt wiele myśleć. Zwłaszcza przed rozmową z nim. Tylko niepotrzebnie bym się nakręciła i potem z naszej rozmowy wynikłaby kłótnia stulecia. Jednak w konsekwencji przeszłam na jeszcze gorszy temat. Ojciec teraz na sto procent nie pozwoli mi chodzić do szkoły. Więc najpewniej będę musiała powtórzyć rok. A to była naprawdę ostatnia rzecz, na którą miałam w tej chwili ochotę. Spędzić rok dłużej w tym pierdolniku, bo wszystkie osobiste problemy postanowiły zwalić mi się na głowę. Po prostu żyć nie umierać.

Rozejrzałam się po tłumie, który zgromadził się w domu watahy. Był on dosyć pokaźny. W końcu wszyscy musieli stawić się na wezwanie alfy. I nikt nie miał jaj, by je zignorować. Pewnie obecność banitów na naszym terenie była nie najgorszą motywacją, by się zjawić. Gdzieś tam w tłumie wypatrzyłam Madii i Dylana, którzy sprawnie przepchali się przez tłum ludzi po chwili stając tuż przede mną.

- Ari co się dzieje? - Spytała blondynka wyraźnie zaniepokojona sytuacją.

- Ciężko to wyjaśnić... Znaczy, zrobię to po przemienieniu alfy. Wtedy wszystko będzie jaśniejsze. - Wyjaśniłam a moim przyjaciele mimo niechęci, przystali na moją propozycję.

Po chwili dołączyły do nas równie zdziwione bliźniaki. Zadały mi podobne pytanie i uzyskały podobna odpowiedź. Widziałam zdziwienie i strach malujący się na ich twarzach. Jednak sama w tej chwili byłem tak pogubiona, w tym co się dzieje, że nie byłabym w stanie nic im wyjaśnić. W końcu wyszłam na scenę stając obok swojej bliźniaczki, niedaleko moich rodziców.

- Nastały trudne czasy dla naszej watahy. - Zaczął mój ojciec, a wszystkie rozmowy ucichły. - Na naszym terenie pojawili się łowcy. - To zdanie wzbudziło żywe dyskusje wśród watahy. Jednak głośne warkniecie Donovana, przywróciło ich do porządku. - Jak wiemy trudne czasy, wymagają trudnych decyzji. Dlatego wszyscy przeniesiemy się do domu watahy. Dodatkowo przyjmiemy banitów, by zwiększyć własne siły. Wiem, że to wam się nie podoba. Jednak pamiętajcie, że dla łowców wszyscy jesteśmy równymi potworami. Nigdy się nie zawahają. Banita czy zwykły wilkołak, kobieta czy mężczyzna, dziecko czy dorosły. Ich jedynym celem jest wybić nas wszystkich, a my musimy zrobić dosłownie wszystko by móc przetrwać. I ocalić naszych bliskich i watahę. - Wyjaśnił ojciec, co spotkało się z bardzo mieszanymi relacjami. - Każda z rodzin wyślę jednego domownika po rzeczy. On ma wrócić do jutrzejszego popołudnia. Reszta zostaje w domu watahy. Banici dołącza do nas jutro. To tyle. - Wszyscy zeszliśmy ze sceny, a wśród watahy zaczęły się dyskusje.

- Chodźmy do mnie to wszystko wam wyjaśnię. - Rzuciłam w stronę przyjaciół, a oni bez zbędnego gadania ruszyli za mną.

Jakimś cudem udało nam się pokonać wszystkie korytarze i dotrzeć na piętro rodziny alfa. Tak na razie panował względny spokój. Weszliśmy do mojego pokoju a ja zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku.

- Zayden mój mate to alfa banitów. - Zaczęłam od razu, wyjeżdżając z największym niusem.

- Jaja se robisz tak? - Spytała zszokowana Veronika. - Czemu nic nie powiedziałaś? - Dodała po chwili, siadając obok mnie.

- Bo sama kurwa nie wiedziałam. - Rzuciłam wkurzona. - Dowiedziałam się dzisiaj, kiedy przyszedł rozmawiać z moim ojcem.

- Teraz to się dopiero pokomplikowało. - Wtrącił Dylan, który usiadł na fotelu przy biurku. I usadził swoją mate na swoich kolanach.

- Taa to tworzy problemy, z którymi tak średnio mogę sobie poradzić. - Podsumowałam, wzdychając ciężko. - Jeszcze do tego łowcy i gwarantowany oblany rok. Czy może być gorzej? - Spytałam, nawet nie chcąc znać odpowiedzi.

- No, ale wytłumaczył się jakoś? - Spytała Madii, a ja westchnęłam cicho.

- Mamy dopiero pogadać, kiedy jutro się wprowadzi. Wcześniej nie było czasu. Kurwa a wszystko tak dobrze się zaczęło.

Rzuciłam, przypominając sobie ostatni miesiąc. Te wszystkie chwile, w których uciekałam z domu jak zakochana bohaterka tandetnego romasu, by się z nim zobaczyć. Przypomniałam sobie nasze wspólne wygłupy w jeziorze. Jak goniliśmy się po lesie, jak woził mnie na baranach. Przypomniałam sobie jak wspinaliśmy się po drzewach niczym dzieci lub podziwialiśmy gwiazdy. Nawet przez chwilę nie przypuszczałabym, że ten radosny czasem nieco spięty i dupowaty chłopak okaże się alfa banitów.

- Chyba aż podejrzanie zbyt dobrze. - Stwierdził Pedro, chcąc chyba jeszcze bardziej mnie dobić. - Coś tak czułem, że po prostu nie może być tak prosto i łatwo. Ty od niego nie zwiałaś ani on od ciebie. No i był jakiś zbyt dobry jak na banitę.

- Wiesz co? Dzięki już mi lepiej. Po prostu nie ma to, jak zajebiście przyjaciele. - Rzuciłam w chłopaka poduszką, a ten zaśmiał się głośno. - Chociaż masz trochę racji. Była aż zbyt pięknie by to mogła być prawda.

- Hej jeszcze nie powiedziane, że wam się nie ułoży. - Wtrąciła Madii, która jak zawsze pozostała niepoprawną optymistką.

- Ta on bez szans na ułaskawienie. Ja bez szans na odejście. Tak nam się będzie układać. - Oparłam się głową o ścianę i przeczesałam włosy palcami. - I powiedzcie mi jak ja mu teraz spojrzę w oczy? W pełni świadoma tego, że pewnie on za kilka miesięcy odejdzie, a ja zostanę tutaj.

- Na pewno razem coś wymyślicie. - Veronika położyła dłoń na moim udzie. - Nie z takich opresji i dylematów wychodziłaś cało.

- Wiem, ale chyba najbardziej wkurwia mnie to, że on mi nie powiedział. I gdyby nie łowcy pewnie bym się nie dowiedziała.

- Fakt. Chujowo z jego strony. - Stwierdził Pedro, który wydawał się w tej chwili wyjątkowo mało optymistyczny.

- Jestem na niego zła. I liczę, że da rady jakoś sensownie się z tego wytłumaczyć. - Rzuciłam, mimo że naprawdę nie chciałam się nakręcać. - A nawet jeśli to będzie dziwnie. Tak udawać, że nic między nami nie ma pomimo łączącej nad więzi.

- Czemu po prostu nie powiesz rodzinie o tobie i Zaydenie? - Spytał Dylan, a cała czwórka spojrzała na mnie.

- Nie chce tego robić, bo wiem, że zaczną się wtrącać. A mi naprawdę tego do szczęścia nie trzeba. - Poprawiłam się na łóżku. - Poza tym ojciec ma wystarczająco zmartwień jak moja więź z banitą. Muszę sobie z tym sama poradzić.

- Powiem tyle. Wszechświat wpakował cię w niezłe bagno. - Podsumował Pedro, a ja ponownie przewróciłam oczami.

~ To sobie dobrałaś przyjaciół. - Odezwała się w końcu moja wilczyca.

~ Powiedziała przywiązana do wilka alfy banitów. - Warknęła, nie mając siły na jej wygłupy.

~ Ej ja akurat na to wpływu nie miałam.

- Wykończycie mnie na wspólne z tym kundlem. - Rzuciłam, na co wszyscy się zaśmiali.

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz