🅇🄸

3.3K 141 18
                                    

Z samego rana wstałam z łóżka i zaczęłam przygotowywać się do szkoły. Nie zamierzałam nikogo prosić o pozwolenie... Prosić o pozwolenie, by iść do szkoły. Jak to śmieszne brzmi. No, ale cóż doczekaliśmy się trudnych czasów. Już umyta podeszłam do szafy. Dzisiaj ubrałam na siebie szare dresy i obcisła koszulkę, która odsłaniała trochę brzucha. Do tego ubrałam białe nike. Szybko zgarnęłam plecak i weszłam do kuchni. Na moje nieszczęście była tam mama. Spodziewałam się, wykładów w stylu nigdzie nie idziesz i takich tam. Niestety ona mimo wszystko zawsze będzie stała po stronie taty.

Usiadłam przy stole i zabrałam się za jedzenie śniadania. Mama była podejrzanie milcząca. Zastanawiałam się, czy się odezwać, czy lepiej trwać w tym milczeniu. Które było w pewnym stopniu niemal przerażające.

- Nie patrz tak. - Poprosiła, spoglądając na mnie z niewiarygodnym wręcz spokojem. - Też czasem muszę się stąd wyrwać. To miejsce bywa dla wilkołaka jak więzienie.

- Myślałam, że będziesz stała po stronie taty. - Stwierdziłam przerywając jedzenie. - Ostatnio zrobił się jakiś dziwny.

- Martwi się i tyle. Jestem pewna, że wkrótce mu przejdzie. - Zapewniła, pijąc kawę. - A teraz idź, zanim cię wypatrzy.

Wstałam od stołu i szybko opuściłam dom watahy. Przy samochodzie wyjątkowo nikogo nie było. Wolałam nie mówić rodzeństwu, że wybieram się do szkoły. To było zdecydowanie zbyt ryzykowne. Gdyby ojciec się dowiedział nici z mojego planu. A naprawdę nie zamierzam tutaj utknąć na pół roku.

Wsiadłam do auta i już po chwili byłam w drodze. Strażnicy mnie przepuścili, w czym pewnie ręce maczała mama. Ona jako luna jest równa z alfą. Jej rozkaz jest niepodważalny. Więc kiedy ona wydawała rozkazy, nie było dyskusji. Przez brak towarzystwa doga była wyjątkowo nudna. Chyba już dawno mi się tak nie dłużyło. Colleen często mnie wkurzała jednak to zawsze jakieś towarzystwo. No i to moja siostra. Zaparkowałam na parkingu przed szkołą i zgarnęłam plecak. Ruszyłam wolnym krokiem w stronę szkoły w nadziei, że szybko wypatrzę znajomych. Kiedy dostrzegłam, wybieranych ludzi zrobiłam krok w tył i zgarnęłam z auta bluzę. Nie ma co tak się alienować. 

- I jak było? - Nagle usłyszałam głos za swoimi plecami. Kiedy się odwróciłam, moim oczom ukazała się Maddi. 

- A jak miło być? - Wzruszyłam ramionami. - Boleśnie i momentami wkurzająco. 

- Czyli jak zawsze. - Podsumował znudzony Dylan. - Widziałaś bliźnięta? 

- Nie. Dopiero przyjechałam. - Zarzuciłam plecak na ramię i zamknęłam samochód. - Może są już w szkole? 

- Może. Chodźmy i sprawdźmy. - Maddi od razu ruszyła w stronę szkoły a ja i Dylan posłusznie ruszyliśmy za nią. 

Znalezienie Veroniki i Pedra zajęło nam dłuższą chwilę. Jak się okazało, siedzieli na sali gimnastycznej. Veronika robiła coś w telefonie  a Pedro podziwiał moją ćwiczącą siostrę. On nigdy sobie nie odpuści. Chociaż tyle razy mu tłumaczyłam, że Colleen czeka na tego jedynego. Na to cholerna więź. Ten chłopak nigdy sobie nie odpuści. No, chyba że w końcu znajdzie mate. No może jak Colleen go znajdzie. Wtedy może do niego dojdzie, że to przegrana walka. No, ale tylko może. 

Weszłam na trybuny i usiadłam obok rodzeństwa. Szatynka od razu oderwała się od ekranu smartfona i na mnie spojrzała. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Momentalnie odłożyła telefon i wbiłam we mnie ciekawskie spojrzenie. 

- To przemieniłaś się wreszcie? - Spytała w końcu, nie chcąc dłużej czekać aż ja zacznę mówić sama z siebie. - I kiedy to się stało? Zwykle wilkołaki przed powrotem oczekują kilka dni. Wiesz tak dla pewności, że wszystko jest okej. 

Westchnęłam cicho i wszystko im opowiedziałam. Łącznie z całym wątkiem z moim mate. Nie mam co przed nimi ukrywać. Ich raczej mój ojciec nie przesłucha. Z moim rodzeństwem już gorzej.

- Dziwna sprawa. - Stwierdził Pedro, który w końcu oderwał wzrok od mojej bliźniaczki. 

- Zamierzasz z tym coś zrobić? - Dopytał Dylan, a ja zamyśliłam się na chwilę. 

- Muszę. Tylko jeszcze nie mam pojęcia co. - Stwierdziłam, zakładając nogę na nogę. - No, ale to nie jest teraz istotne. Naprawdę chce od tego wszystkiego odpocząć. Potrzebuję przerwy, potem będę myśleć. 

- Więc może pójdziemy pobiegać po lekcjach? - Zaproponowała Maddi. - Chyba czas przetestować Twoje wewnętrzne zwierzę. Poza tym po takim bieganiu zawsze lepiej się myśli. 

- A co z banitami? - Wtrącił Pedro, który wydał się wyjątkowo sceptyczny co do tego pomysłu.

- A co ma być? - Veronika spojrzała na brata. - Nic nam nie zrobią. Ostatnim czego im trzeba to wyrzucenia z naszego terenu. 

- Dobra. - Przystałam na te propozycje. Normalnie pewnie bym się nie zgodziła, jednak dzisiaj tego potrzebowałam. 

- Aria możemy pogadać? - Colleen podeszła do trybun i spojrzałam na mnie, wydając się dosyć wkurzona. 

Niechętnie podniosłam się z miejsca i zeszłam na dół. Bliźniaczka złapała moją rękę i wyciąga mnie z sali gimnastycznej. Była wkurzona, jednak tego mogłam się po niej spodziewać. 

- Co ty tutaj robisz co? - Spytała w końcu, kiedy stwierdziła, że jesteśmy wystarczająco daleko. - Powinnaś siedzieć w domu. Wiesz, że kości mogą co się jeszcze łamać. 

- Mam dosyć tego więzienie. W końcu w nim oszaleje. I spokojnie będę na siebie uważać. - Oświadczyłam, krzyżując ramiona na piersiach. 

- Ktoś w ogóle wie, że tutaj jesteś? - Dopytała czując, że i tak mnie stąd, nie wyrzuci. 

- Mama wie. I spokojnie. Poradzę sobie Colleen. W końcu to ja kiedyś będę twoją alfą. - Nie zdradzałam siostrze szczegółów. Jakoś nie czułam, że powinnam. 

- Nie jestem pewna czy chce dożyć dnia, w którym zostaniesz alfą. - Stwierdziła, omijając mnie by wrócić na salę. - Tylko na siebie uważaj. Nie chcę mieć cię na sumieniu. 

- Nie rób już ze mnie takiej kaleki. - Wyprzedziłam siostrę i wróciłam na salę. 

- Umrzesz dzisiaj czy to jeszcze nie ten dzień? - Spytała rozbawiona Veronika. 

- Bardzo zabawne. Po prostu boki zrywać. - Ruszyłam do wyjścia. - Chodźcie. Odhaczamy ten głupi dzień i zrobimy coś fajnego. 

- Alfa każe, alfa ma. - Pedro zgarnął plecak i ruszył za mną. 

- Alfa to ja szybko nie zostanę. - Stwierdziłam rozbawiona. Coś czułam, że ojciec nie szybko mi odpuści. 

- Kiedyś na pewno. - Stwierdził Dylan. - Zresztą, po co w ogóle się nad ty rozwodzimy? Mieliśmy o tym nie rozmawiać. Serio czy możemy przez jeden dzień nie gadać o rangach i innych takich. 

- Przyda nam się taki odpoczynek. - Maddi złapała dłoń swojego mate. - Zwłaszcza tobie Ari. Czasem też musisz się od tego odciąć. 

- I już to dzisiaj powiedziałam, ale wy jak zawsze swoje. - Parsknęłam śmiechem. 

- To już chyba jakieś spaczenie. - Podsumowała Veronika. - Konsekwencje zadawania się z przyszłą alfą. 

Pozostawiłam tę uwagę bez komentarza. Jedynie zaśmiałam się lekko, kierując się prosto w stronę sali w której miałam mieć zajęcia. Miałam nadzieję, że ten dzień minie względnie szybko. 

Nasze dwa światy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz