Samobójczyni. Oto, kim się stałam, rozpoczynając najboleśniejszą, a zarazem najpiękniejszą znajomość mojego życia. Ale może zacznę od początku.
Nigdy nie miałam zbyt pochlebnego zdania o Ślizgonach. Pewnie po prostu przez to, jak traktowali wszystkich naokoło, między innymi też mnie. Uważałam ich za ludzi, którzy sądzą, że są lepsi od reszty, bo mają dużo pieniędzy oraz czystą krew. Lubiący oszukiwać, nieprzejmujący się swoimi obowiązkami, nieliczący się z uczuciami innych.
Aż w końcu trafiłam na kogoś, kto poważnie naruszył całe moje wyobrażenie o Ślizgonach w ciągu kilku minut.
W Slytherinie był chłopak, którego po prostu nigdy nie zauważałam. Zwróciłam na niego uwagę jedynie trzy razy i to bynajmniej nie dlatego, że nazwał mnie szlamą. Nie, on nigdy nie rzucił w moją stronę jakiejś obelgi. W sumie w ogóle się do mnie nie odzywał.
Oprócz tych kilku minut, w ciągu których całkiem swobodnie rozmawialiśmy. Właściwie nasza konwersacja opierała się na tym, że on posyłał docinki w moją stronę, a ja mu odpowiadałam, irytując się coraz bardziej. Mimo wszystko ta rozmowa nie przypominała wymiany zdań z jakimkolwiek innym Ślizgonem.
Zwróciłam uwagę na chłopaka, gdy odpowiedział na pytanie profesor McGonagall na lekcji transmutacji. I zrobił to poprawnie, choć nikt nie znał odpowiedzi. No, prócz mnie.
To był ten pierwszy raz, lecz wtedy całkowicie nieistotny.
Chłopak znowu gdzieś mi umknął, znowu przestałam go zauważać. Zbyt pochłonęły mnie sprawy związane z Harrym i Ronem, nauka, obowiązki prefekta czy nawet inni Ślizgoni, którzy potrzebowali szlamy do ponabijania się z niej.
Drugi raz był już ważniejszy, choć nadal niewystarczająco, bym mogła w pełni zainteresować się owym Ślizgonem.
To również zdarzyło się na transmutacji. Profesor McGonagall rozdawała wyniki testu, wspominając przedtem, że tylko dwóm osobom udało się go napisać na maksymalną ilość punktów. Podejrzewałam, że jedną z nich jestem ja, jednak pytanie pozostawało: kim jest druga osoba?
Okazało się, że to właśnie on. Niepozorny, cichy, niewyróżniający się. A jeszcze McGonagall dodała, że jego wyniki z transmutacji są doprawdy wspaniałe i że jeśli nadal będą utrzymywać się na takim poziomie, spokojnie zda owutema z jej przedmiotu.
Od tamtego czasu zaczęłam interesować się jego ocenami, słuchałam, co mówią nauczyciele na ich temat, aż zdałam sobie sprawę, iż są naprawdę wysokie, o ile nie najwyższe wśród Ślizgonów z naszego rocznika.
Pokazywało to, że ów chłopak posiada naprawdę dużą wiedzę, ponieważ tak dobrych wyników nie osiąga się u nauczycieli za nic. No może prócz Snape'a, bo on zawsze traktował wszystkich Ślizgonów ulgowo.
Aż w końcu nadszedł ten trzeci raz, ale o nim później.
Właśnie wtedy moje zainteresowanie jego osobą osiągnęło punkt kulminacyjny. Właśnie wtedy stałam się samobójczynią. Nieświadomą, ale jednak samobójczynią. Przy okazji doszłam do wniosku, że nie każdy wychowanek Domu Węża jest taki sam, istnieją pewne wyjątki, a konkretnie ten jeden jedyny wyjątek, który posiada miękkie, czarne włosy oraz bezdenne szare tęczówki.
I śmiem dodać, że oczyTeodora Notta są niezaprzeczalnie cudowne.
CZYTASZ
Jeden jedyny wyjątek
FanfictionSpotkali się w bibliotece, dwoje piekielnie zdolnych uczniów, i zaczęli rozmawiać o nauce. Skończyło się kłótnią, pierwszą, lecz nie ostatnią. Już wtedy była nim zaintrygowana - nie mogła przecież wiedzieć, że właśnie w tamtej chwili założyła sobie...