Rozdział 11. Boisz się umarłych, Granger?

174 6 0
                                    

Następnego dnia pierwszą lekcją były eliksiry. Pod klasą profesora Slughorna nie zauważyłam Teodora, co wydało mi się dość dziwne, zważywszy na to, że zajęcia w lochach miały zacząć się za pięć minut.

Przeczesałam włosy palcami i oparłam się o ścianę.

Może tam poszedł?

Z wczorajszego patrolu wróciłam pełna niepokoju, a po mojej głowie krążyły niespokojne myśli. Gdy tylko wraz z Teodorem weszliśmy do ocalałej klasy w opuszczonej części zamku, prawie natychmiast ją opuściliśmy. Nie, nie przez istny chaos, który tam panował. Porozrzucane na wszystkie strony pergaminy, strzaskane krzesła czy przewrócone ławki też nie zrobiły na nas zbytniego wrażenia.

O wiele większe wywarły brunatne rozbryzgi na ścianach, potężna, ciemna plama na posadzce i leżące obok niej dwa sztylety, od ostrzy których odbijało się światło różdżek.


– Boisz się umarłych, Granger?

– Skąd wiesz, że ktoś tutaj zginął?

– Krew, sztylety... Ten ktoś mógł zostać mocno zraniony, jednak wydaje mi się, że tutaj stało się coś gorszego.

– Chodźmy stąd. Lepiej będzie przeszukać to miejsce za dnia.

– Też racja.


Nie mogłam powiedzieć, że tamta klasa mnie nie przeraziła. Och, przestraszyłam się, i to jak!

Ostatnio za dużo krwi wokół ciebie, Hermiono.

Teodor nie czuł tego, co ja. Nie mógł. Nie wiedział, co dzieje się ze mną na widok posoki, nawet jeśli były to jedynie jej zaschnięte, brunatne ślady. On nie przeżył spotkania z krwawymi zjawami.

A może tamtej nocy też na nie natrafił, co, Hermiono?

No dobra, o tym nie pomyślałam. Nie rozmawiałam z Teodorem o krwawych zjawach. W sumie po co? Już odsunęłam od siebie ten temat. Nie myślałam o nim, choć niekiedy nadal zastanawiałam się, czy mógł zrobić to faktycznie któryś z uczniów. Na lekcjach czy posiłkach wypatrywałam tego, kto przyglądał mi się dłużej niż powinien lub kogoś patrzącego na mnie z rozbawieniem, kpiną.

Niestety, pierwszą osobą był Roger, zaś drugą Teodor, a oni odpadali.

Chociaż w sumie... Krukon dziwnie znalazł się w pobliżu zaraz po ataku, z kolei Ślizgon po prostu był do tego zdolny. Miał motyw – mógł chcieć mi dopiec.

To, że nie wyglądał na takiego, który zrobiłby coś podobnego, nic nie znaczyło.

Tak czy siak, nie rozmawiałam z Teodorem o zjawach i jakoś nie planowałam odbyć z nim tej pogawędki. Niestety, nie miałam pojęcia, czy mój korepetytor przeżył to samo co ja, czy może zna kogoś zaatakowanego przez złe duchy oraz czy w ogóle cokolwiek o nich wie.

Koniec końców, po rzuceniu okiem na starą klasę ruszyliśmy z powrotem patrolować korytarze. Nie rozmawialiśmy zbyt dużo. Głównie przeze mnie, byłam za bardzo zajęta myślami o tym wszystkim.


– Nott... A jeśli faktycznie tam ktoś umarł?

– Będziemy musieli dowiedzieć się kto i w jakich okolicznościach. A ta kula? Czym ona była, kto ją... Granger, czy ty mnie słuchasz?

– Porozmawiamy później, dzisiaj nie mam już na to siły.


W mojej głowie kłębiło się za dużo myśli. Nie potrafiłam złączyć ich w logiczną całość. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi, wiedziałam jedynie, że Ślizgon ma rację – tam zdarzyło się coś gorszego od zranienia sztyletami.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz