Rozdział 40. Błędy

118 6 1
                                    

Czasem wydawało mi się, że jestem transparentna, przezroczysta jak powietrze. Nie umiałam kłamać w sprawach swoich uczuć, co wiedziałam już od dawna, a poniedziałkowego ranka z przerażeniem odkryłam coś jeszcze. Moi najbliżsi nie mieli problemu ze zorientowaniem się, kiedy coś jest nie tak.

– Hermiono, co się stało? – spytała z niepokojem Ginny, kiedy zeszłam do pokoju wspólnego.

Skrzywiłam się.

– To aż tak widać? – jęknęłam ze zrezygnowaniem.

– Nie, ja cię po prostu znam.

Świetnie. Widziała mnie od minuty i już wiedziała.

Postanowiłam nie czekać na chłopaków wciąż siedzących w dormitorium. Chwyciłam rudą za łokieć i pociągnęłam w stronę wyjścia z pokoju wspólnego. Dopiero na głównych schodach, rozejrzawszy się szybko, nachyliłam się do przyjaciółki.

– Całowałam się z nim – wyrzuciłam z siebie na wydechu.

Tak jak podejrzewałam, dziewczyna wytrzeszczyła oczy.

– Z kim? Z... – Kiedy spuściłam wzrok, rumieniąc się po cebulki włosów, Ginny aż klasnęła z radości. – Ha! Co ja ci mówiłam przez tyle czasu? Merlinie, myślałam, że to się nigdy nie stanie! Opowiadaj, jak było? Dobrze całuje?

Zaczęłyśmy schodzić po stopniach, a ja ucieszyłam się w duchu, że mogę się komuś wygadać, nawet jeśli reakcja Gryfonki nie była dokładnie taka, jakiej bym pragnęła.

– To ja go pocałowałam – wymamrotałam z zażenowaniem. Ginny zamrugała szybko. – Och, ja nie wiem, jak w ogóle do tego dopuściłam! Wiesz, że nie rozmawialiśmy, odkąd wywalił mnie ze skrzydła. No i wczoraj w Łazience Prefektów przed przypadek się spotkaliśmy. Oczywiście nie obyło się bez kłótni, jakże by inaczej, ale... – Wzięłam głęboki wdech. Przystanęłam, po czym spojrzałam rudej prosto w oczy. – Powiedziałam mu, że nie chcę go stracić. A potem on nagle znalazł się przy mnie i... no... pocałowałam go.

Nie mogąc znieść tego niedowierzania malującego się na twarzy Weasleyówny, podjęłam przerwaną wędrówkę do Wielkiej Sali.

– Moment! – Ginny dogoniła mnie dopiero na kolejnym półpiętrze. – Czyli ty wyszłaś z inicjatywą? Ej, czy przypadkiem niedawno nie mówiłaś, że przecież nie możesz, że to nie wyjdzie, że...

– Och, wiem! – zdenerwowałam się. – Dlatego mówię ci: sama nie wiem, jak w ogóle do tego doszło! Impuls, głupi impuls, więc później uciekłam i...

– Uciekłaś?

– No a co miałam zrobić?

– Pocałować go jeszcze raz?

– Ginny!

– Dobrze, no dobrze już! Ale Hermiono, powiedz wreszcie – jak całuje?

Spojrzałam na nią z oburzeniem.

– A jak ma całować?

Ginny wyglądała na załamaną.

– O nie, czyli źle całuje – pisnęła.

Wywróciłam oczyma. Do naszych uszu dotarł zwykły, śniadaniowy gwar uczniów jedzących posiłek w Wielkiej Sali. Znalazłyśmy się w sali wejściowej, a ja przytrzymałam rudą za ramię.

– W żaden sposób nie mogę o nim zapomnieć i to powinno ci wystarczyć – poinformowałam ją, po czym wkroczyłam do jadalni, uśmiechając się lekko pod nosem na widok zdumienia przyjaciółki.

Rozejrzałam się szybko po pomieszczeniu, lecz na szczęście nie dostrzegłam znajomej czarnej czupryny. Teodor zawsze przychodził wcześniej i choć obawiałam się, że tym razem postanowi zrobić inaczej, pomyliłam się. Czułam ulgę, bo naprawdę nie chciałam stanąć z nim twarzą w twarz, nie po tym, co wydarzyło się wczoraj.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz