Rozdział 45. Uciekaj

106 4 1
                                    

Czas przepływał mi między palcami. Usilnie starałam się go zatrzymać, nie śmiąc marzyć nawet o jego cofnięciu, ale on nieubłaganie pędził, w dodatku jakby szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak to jest, że kiedy chcemy, by przyspieszył swój bieg w oczekiwaniu na Gwiazdkę, to świat nagle spowalnia, zaś gdy dostajemy zaproszenie na uroczy podwieczorek u Benjamina Cryte'a, niespodziewanie pozostaje do niego zaledwie tydzień?

Z początku przybrałam postawę niewzruszoną i pewną. Wiedziałam, jak pokieruję spotkaniem z Cryte'em, wiedziałam, że w razie czego nie dam się zastraszyć, wiedziałam, co mu powiedzieć. Zachowywałam niesamowity spokój. Wyciszyłam się, pochłonięta bezgranicznie nauką, i chyba właśnie dlatego nawet nie zauważyłam upływu czasu. W miarę przybliżania się terminu podwieczorku ogarniał mnie jednak coraz większy strach, powolutku zamieniający się w panikę. Czułam duże wsparcie Dumbledore'a, którego również zaskoczyło zaproszenie Cryte'a; kiedy mu o nim powiedziałam, spytał, czy czegoś od niego oczekuję. Popatrzyłam wtedy na niego odważnie i odparłam, że proszę tylko o zgodę na opuszczenie tamtego dnia Hogwartu. Dyrektor podzielił się ze mną swoimi obawami, ale nie namawiał mnie do zmiany decyzji. Właśnie wtedy, na tydzień przed tym nieszczęsnym podwieczorkiem, dowiedziałam się od McGonagall, że Dumbledore wyjechał i najwidoczniej nie planował szybkiego powrotu.

Pozostało mi psychiczne przygotowywanie się do Dnia Sądu, jako że z przyjaciółmi omówiłam tę sprawę, uwzględniając chyba każdą ewentualną możliwość. Nawet nie chciałam już od nich słyszeć o kimś takim jak Cryte, czego lojalnie mi oszczędzili, zamykając buzie na kłódkę.

Jedyną osobą, która bez przerwy trajkotała o mojej bezdennej głupocie, był Teodor. Wprawdzie dzień po awanturze z Ronem przyszedł do mnie, przeprosił (właściwie najpierw podkreślił winę Weasleya, zwyzywał go, a dopiero kiedy zagroziłam mu różdżką, każąc wszystko cofnąć, uniósł ręce w obronnym geście i obiecał, że więcej nie będzie próbował zabić żadnego z moich przyjaciół), przez kolejne parę dni był grzeczny, wręcz cichuteńki, lecz później dopiero zaczął swoje.

– Wiesz co?

– Hm?

– Nie znajdujesz się w takim złym położeniu. Możesz wparować do gabinetu Cryte'a i od razu go załatwić. Czeka cię za to Pocałunek Dementora, ale przynajmniej jednego mordercę mniej. I jedną kretynkę mniej.

– Nott!

I tak w kółko. Na początku strasznie denerwowało mnie jego głupie zachowanie, jednak potem w pewnym stopniu mi przeszło. Na powrót mojego spokoju miał wpływ Ron, który właśnie tydzień przed podwieczorkiem u Cryte'a przysiadł się do mnie i do Harry'ego siedzących przed kominkiem, po czym zagadnął przyjaciela o horkruksy. Skomentowałam to głuchym milczeniem, takim samym, jakim byłam obdarzana przez rudzielca od czasu jego sprzeczki z Teodorem. Schowałam się za książką o starożytnych runach, jednym uchem słuchając rozmowy chłopaków na temat upartości Slughorne'a oraz tego, kiedy możemy spodziewać się powrotu Dumbledore'a do szkoły. W końcu zapadła cisza, a później Ron krótko odchrząknął.

– Hermiono... przepraszam.

Spojrzałam na niego znad krawędzi książki z wyrazem twarzy dobitnie określającym moje stanowisko wobec jego marnych starań. Gdy zobaczyłam tę zbolałą minę i skruchę w oczach, westchnęłam ze zrezygnowaniem.

– Za co?

– Jak to: za co? – zdziwił się Ron.

– Za co mnie przepraszasz? Za to, że zaatakowałeś Teodora, za to, że traktujesz swoją przyjaciółką jak własność, za kompletną dziecinność czy...

– Za wszystko – przerwał mi szybko. Harry przysłuchiwał się naszej konwersacji, zerkając na mnie z obawą. – Hermiono, przepraszam i obiecuję, że już nie będę się wtrącał w twoje, eee, związki. Tylko, no, nie kłóćmy się już.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz