Hogwarckie błonia były zalane ostatnimi promieniami zachodzącego powoli słońca. Wiatr porywał do tańca pożółkłe liście, lądujące później na spokojnej tafli jeziora. Jesień w tym roku nadeszła o wiele za szybko. Uwielbiałam lato, za zimą nie przepadałam. Kochałam grzejące mocno słońce, ciepły powiew wiatru tańczący na skórze, te wszystkie tak pięknie kwitnące kwiaty. Śnieg po kostki i zdrętwiałe od chłodu dłonie, których nigdy nie mogłam dogrzać? Nie, to nie dla mnie.
Korzystając z być może ostatniego tak ciepłego dnia tego roku, usiadłam na błoniach pod moim ulubionym drzewem – potężną wierzbą płaczącą znajdującą się nad jeziorem. Opierając się wygodnie o pień i trzymając leżący na podręczniku rozwinięty zwój pergaminu, kończyłam wypracowanie na starożytne runy. Harry za to rozsiadł się na trawie obok mnie, czekając, aż coś powiem.
– Dumbledore'a nie ma całymi dniami – mruknęłam w końcu, dopisując kilka słów do eseju. Po chwili zaproponowałam: – Może jest potrzebny w Ministerstwie?
Chłopak jednak pokręcił głową, rozrywając na strzępki kilka listków opadłych z wierzby.
– Nie, po ostatnich wydarzeniach raczej nie będzie pomagał nikomu z Ministerstwa – odparł.
Westchnęłam.
– Przecież Dumbledore nie zachowuje się jak małe dziecko – powiedziałam. – Nie obraził się na Ministerstwo, skoro wcześniej Knot i Umbridge zabrali mu część klocków.
Wybraniec zastanowił się chwilę, mimowolnie mierzwiąc sobie czuprynę.
– No dobrze – rzekł w końcu. – Może i bierze w czymś udział, ale na pewno nie w takim stopniu, by opuszczać Hogwart na kilka dni.
Zamoczyłam pióro w kałamarzu, skupiając wzrok na literach.
– Czyli – odparłam powoli, nadal skrobiąc ostatnie akapity – musi robić coś ważniejszego od zajmowania się szkołą.
– Voldemort?
– Możliwe, wskazywałyby na to te lekcje, które z tobą prowadzi, ale też niekoniecznie. – Zniżyłam trochę głos i spojrzałam na Harry'ego. – Równie dobrze może szukać nowych członków do Zakonu albo zapewniać dodatkową ochronę szczególnie narażonym na ataki ze strony śmierciożerców rodzinom uczniów. Lub też zajmuje się ubezpieczeniem Hogwartu, nowe środki, więcej aurorów. Możliwości jest wiele.
Potter nie odpowiedział, tylko odwrócił wzrok na jezioro, wpatrując się w jego spokojną taflę. Znowu zajęłam się wypracowaniem, zerkając co chwilę na poprzednie zdania.
– Ron nie chciał cię skrzywdzić.
Stalówka przedziurawiła pergamin.
Od tygodnia nie odezwałam się do Rona słowem. Nawet na niego nie patrzyłam, ale jeśli zdarzyło mi się zerknąć w jego stronę, to tak, by on sam tego nie zauważył. Traktowałam Rona jak powietrze, jak coś zbędnego, czym nie należy się w najmniejszym stopniu przejmować. On zachowywał się tak samo, ostentacyjnie odwracając wzrok, gdy tylko koło niego przechodziłam.
Nawet nie udawał skruszonego.
Bolało. To, że chciał na mnie rzucić urok. Nie mogłam znieść myśli, że Ron, ten, którego przez tyle lat traktowałam jak przyjaciela, miał zamiar zrobić coś takiego. Nie przejmowałabym się tak bardzo, gdyby nawet durny Malfoy wpadł na podobny pomysł.
A Ron nie czuł skruchy, nawet nie przeprosił z racji tego, że byłam jego przyjaciółką.
Przez tamto wydarzenie na mojej pewności co do uczuć skierowanych w stronę rudzielca pojawiła się rysa. Przyjaźń? Jak najbardziej, w końcu tyle razem przeszliśmy. Zakochanie? To już była kwestia sporna. Rana na moim sercu stała się chyba za duża. Jednak mimo to wciąż szalało mi tętno, gdy tylko zauważyłam Rona na korytarzu czy w pokoju wspólnym.
CZYTASZ
Jeden jedyny wyjątek
FanficSpotkali się w bibliotece, dwoje piekielnie zdolnych uczniów, i zaczęli rozmawiać o nauce. Skończyło się kłótnią, pierwszą, lecz nie ostatnią. Już wtedy była nim zaintrygowana - nie mogła przecież wiedzieć, że właśnie w tamtej chwili założyła sobie...