Rozdział 43. Nie do końca jak feniks

102 5 0
                                    

Pierwszą oznaką tego, że coś się zmieniło, był wyjątkowy spokój, z jakim Flitwick prowadził lekcję. Nie trzęsły mu się już ręce, a na ustach po raz pierwszy od wielu dni zagościł uśmiech. Profesor Sprout wyściubiła nareszcie nos ze swojej szklarni, w dodatku pozwalając sobie na podśpiewywanie w drodze na lekcje, Slughorn witał ulubieńców tubalnym głosem, czego wcześniej zaniechał, duchy odważniej przepływały przez napotkanych śmiertelników, uczniowie jakby głośniej rozmawiali na korytarzach w czasie przerw, Filch wrócił do klęcia pod nosem na tych „obłudnych smarkaczy, nieszanujących zupełnie jego pracy" i w sumie dopiero wtedy dostrzegłam, jak bardzo Hogwart zamarł na czas pobytu w nim pracowników Ministerstwa Magii. Gdy ci zniknęli, wszyscy zaczerpnęli głęboki haust powietrza, lecz tylko ja wiedziałam, że trzeba być ostrożnym, by się nim nie zadławić.

Dumbledore znów ulotnił się z zamku, co niektórzy łączyli z równoczesnym zabraniem manatków przez ludzi Cryte'a. Miałam jednak dziwne przeczucie, że te dwa wydarzenia nie mają ze sobą nic wspólnego i uparcie udawałam głuchą na wszelkie teorie spiskowe Harry'ego oraz Rona. Ginny momentami przyłączała się do ich tworzenia, ale najczęściej ona również wznosiła jedynie oczy do nieba, nie odpowiadając na kolejne pomysły rzucane przez chłopców.

Ron dochodził do siebie po zażyciu trucizny ukrytej w butelce miodu pitnego Slughorna. Był zdrów na tyle, by móc urządzać bitwy na poduszki z Harrym, tak że pół skrzydła szpitalnego fruwało, za co obaj dostawali porządny objazd od pani Pomfrey. Ponadto Weasley do perfekcji opanował umiejętność udawania snu za każdym razem, kiedy zjawiała się u niego Lavender. Oglądałam to przedstawienie z mieszaniną politowania i zwykłej irytacji spowodowanej jego tchórzostwem.

– Nie łatwiej byłoby po prostu z nią zerwać? – zasugerowałam pewnego popołudnia, które razem z Harrym, jako wierni przyjaciele, spędzaliśmy przy łóżku chorego. – Oszczędziłbyś sobie wysiłku, a jej nie robiłbyś nadziei.

– Przykro ci? – burknął Ron. – I tak jej nie cierpisz.

– I dlatego mam popierać to, co robisz? To tak nie działa. Dobrze ci radzę, załatw szybko tę sprawę, możliwie jak najmniej boleśnie.

– Łatwo ci mówić – zdenerwował się rudzielec. – Ty nie ryzykujesz, że ktoś wybuchnie płaczem prosto w twoją twarz.

Zasznurowałam usta.

Wciąż absolutnie nikt nie wiedział o mojej rozmowie z Cryte'em i pilnowałam, by tak pozostało. Czekałam na krok samego Benjamina, planując dopiero wtedy powiedzieć o wszystkim przyjaciołom oraz Teodorowi. On również odetchnął, kiedy pracownicy ministerstwa opuścili zamek, do czego otwarcie się nie przyznawał, ale ja doskonale to widziałam. Widziałam w ruchach, słyszałam w głosie, czułam w napięciu, a raczej jego braku, mięśni, gdy mnie obejmował. Łapałam się na tym, że obserwowałam go o wiele uważniej niż wcześniej, dzięki czemu zapamiętywałam wiele informacji, które normalnie pominęłabym bardziej lub mniej świadomie.

Kiedy po sobotnim meczu, zakończonym naprawdę groźnie wyglądającym znokautowaniem Harry'ego przez McLaggena zdecydowanie zbyt agresywnie używającego pałki, zajrzałam do chłopaków leżących razem w skrzydle szpitalnym, spotkała mnie kolejna niemiła niespodzianka. Mogłam coś wyczuć po naburmuszonej minie Pottera, lecz zrzucając to na karb rozgoryczenia po przegranym meczu oraz odniesionej ranie, nie uciekłam w porę. Brunet uniósł się na łokciach i oświadczył grobowym tonem:

– Chodzisz z Nottem.

Zamarłam w półkroku i zerknęłam błyskawicznie na puste łóżko Rona, który chwilę wcześniej poszedł do toalety. Wreszcie westchnęłam. Zachowując bezpieczną odległość od ciemnowłosego Gryfona, niechętnie spytałam:

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz