Rozdział 48. Maski

81 1 1
                                    

– W piątek jeszcze wszystko było w porządku – powiedziałam rozdygotanym głosem, zaciskając mocno dłonie i tym samym starając się opanować ich drżenie. – Wieczorem jak zwykle się ze mną pożegnał, owszem, może zachowywał się trochę inaczej, ale nie aż tak, żebym zwróciła na to szczególną uwagę... Nie przejęłam się, kiedy wczoraj go nie znalazłam, bo czasem ukrywał się cały dzień... Właściwie ostatnio tak bywało... Boże. – Zasłoniłam sobie usta ręką. Pokręciłam lekko głową. – Przecież nienawidzi swojego ojca. Mówił mi, że nie chce robić tego samego, że nie chce mieszać się w wojnę. On... on nie może być śmierciożercą!

Szukałam na twarzach zebranych czegoś, po czym rozpoznałabym, że to tylko okrutny żart, a Teodor wcale nie uciekł z Hogwartu, by iść na służbę do Lorda Voldemorta.

W gabinecie Dumbledore'a prócz niego samego i mnie znalazł się również Alastor Moody oraz Remus Lupin, którzy, o czym powiedziano mi wcześniej, zajmowali się osobą Anthony'ego Notta. W tej sytuacji – również jego syna. Popatrzyłam nieco żałośnie na aurorów.

– Jak się o tym dowiedzieliście? – spytałam cicho.

Odpowiedział mi Lupin, szary na twarzy i z cieniami pod oczami potwierdzającymi całkowite zmęczenie.

– Ubiegłej nocy śmierciożercy zdewastowali kolejny sklep na Pokątnej – wyjaśnił. – Z Alastorem zjawiliśmy się już pod koniec ataku, ale wystarczająco wcześnie, by potraktować ich paroma zaklęciami. Był tam młody Avery, Anthony Nott i jeszcze jeden, którego wzięliśmy za nowicjusza. Młody, chudy, wysoki, ciemne włosy, mocna szczęka.

– Pewnie trzymał różdżkę, skubany – prychnął Moody.

– Czyli mogliście się pomylić – zauważyłam, nie zwracając na niego uwagi. – Przecież było ciemno, prawda? W dodatku w ferworze walki...

– Nie zapominaj o moich wyostrzonych, wilczych zmysłach – przerwał mi Lupin, a na jego wargach dostrzegłam przebłysk ponurego uśmiechu. – Dla mnie w nocy jest tak samo jasno jak za dnia.

Zacisnęłam usta w wąską linię.

– Remus przekazał mi opis chłopaka – dodał Dumbledore siedzący za biurkiem. Miał poważną minę, a w jego oczach widziałam smutek. – Profesor Slughorne wczoraj wieczorem zgłosił zaginięcie Teodora. Do późnej nocy razem z profesor McGonagall i kilkoma duchami przeszukiwaliśmy zamek. Wszystko wskazuje na to, że to on, Hermiono.

Słowa dyrektora dotknęły mojego umysłu jak rozżarzona stal. Zrobiło mi się gorąco, a potem zaraz poczułam przeraźliwy chłód.

– Nie musiał opuszczać Hogwartu akurat z tego powodu – wymamrotałam.

– Sama odpowiedz sobie na pytanie: jeśli nie dlatego, to po co? – Ton głosu Lupina był łagodny, ale stanowczy. W jednej chwili rozwiał prawie wszystkie moje nadzieje na pomyłkę tych dwóch doświadczonych aurorów.

Po krótkim milczeniu westchnęłam głęboko. Wyprostowałam się na krześle i przełknąwszy z trudem ślinę, spytałam:

– Wiadomo w ogóle, jak udało mu się wymknąć? Przecież Hogwart to teraz prawie forteca.

– Teodor wykazał się wielkim sprytem, skoro ominął nasze zabezpieczenia – odparł Dumbledore.

– Albo ktoś uczył go czarnej magii – warknął niespodziewanie Moody, którego magiczne oko wirowało w zastraszającym tempie. Poczułam lekkie mdłości.

– Alastorze, bez nerwów – upomniał go spokojnie Lupin. – Nie mamy dowodów na to, że działał z nim Severus.

Na dźwięk nazwiska Snape'a moje ręce automatycznie zacisnęły się w pięści.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz