Rozdział 44. Krótka rozprawa o wojnie

89 5 1
                                    

Ginny pokręciła głową w wyrazie rozpaczy.

– Hermiono... Co cię podkusiło? – jęknęła.

Chwyciłam się za głowę, zaciskając mocno oczy.

– Nie wiem, nie wiem! – zawołałam po raz któryś. – Po prostu nie mogłam już znieść pewności siebie i swojej władzy tego przeklętego drania!

Harry siadł obok mnie na krześle. Poczułam na ramieniu jego ciepłą dłoń.

– Spokojnie, Ginny. Może nawet lepiej, że Hermiona powiedziała o wszystkim Cryte'owi. Przynajmniej wynieśli się stąd ludzie z ministerstwa. Cryte to tchórz.

– Nie rozumiesz, Harry? – upierał się Ron. Stał pod oknem z założonymi na piersiach rękami, cały podenerwowany. – Teraz Cryte ma Hermionę na celowniku, a z nią nas wszystkich. Bez trudu dowie się, z kim się przyjaźni i na pewno dobierze się nam do tyłków.

– Przestań, Ron – przerwałam mu ochrypłym głosem. – Wiesz, że na to nie pozwolę.

Ten prychnął ostentacyjnie.

– Jasne. Pewnie tak samo powiedziałaś Dumbledore'owi, a on dał ci zgodę na samobójstwo, co?

Policzki zapiekły mnie ze złości. Popatrzyłam po przyjaciołach, dłużej zatrzymując wzrok na Ginny opierającej się o jedną z ławek. Czułam tak niesamowity wstyd, że ledwo mogłam swobodnie oddychać. Zaczerpnęłam głęboko tchu.

– Posłuchajcie, wiem, co robię – powiedziałam powoli. – A nawet jeśli mylę się w swoich decyzjach, to jedynie ja poniosę konsekwencje. Muszę powstrzymać Cryte'a. On musi zapłacić za wszystko, co zrobił. Jeśli nie teraz, to kiedy? Wtedy, kiedy wybuchnie prawdziwa wojna między nami a Voldemortem? – Zignorowałam Rona, który głośno wciągnął powietrze do płuc. – Odpiszę Cryte'owi, a w poniedziałek do niego pójdę. Nie może mi nic zrobić, o czym oboje dobrze wiemy. Zastanowię się, jak to rozegram, ale przysięgam, że żadne z was na tym nie ucierpi.

Harry wciąż zaciskał dłoń na moim ramieniu, zapewne chcąc dodać mi otuchy, jednak miny rudzielców skutecznie rujnowały starania okularnika. Rozumiałam ich strach – o rodzinie Weasleyów było dość głośno w czarodziejskiej społeczności. Ja, dzięki intelektowi oraz znajomości z Harrym, stałam się rozpoznawalna w znacznie mniejszym stopniu, więc nie martwiłam się aż tak o swoich bliskich – mugoli żyjących cicho w małym, białym domku na obrzeżach Londynu. Sam Potter popierał moje działania tylko dlatego, że on nie miał już wiele do stracenia. Nie powiedział tego głośno, ale przyjaźniłam się z nim wystarczająco długo, by móc bez większego problemu wyczuć jego myślenie.

A Teodor... On nadal pozostawał niewidoczny. Dla moich przyjaciół, dla Cryte'a, nawet dla Dumbledore'a. To dawało mu znaczącą przewagę w zbliżającym się czasie.

Ginny zaczęła chodzić w tę i z powrotem po klasie.

– Chcesz z tym iść do prasy? – spytała w końcu.

Pokręciłam gwałtownie głową.

– To byłoby zbyt ryzykowne.

Harry wziął dłoń z mojego ramienia.

– Czegoś tu nie rozumiem – stwierdził, marszcząc brwi. – Skoro niewielkim ryzykiem jest podanie się na tacy Cryte'owi, to dlaczego pójście o krok dalej już nim jest?

– Bo to dwa rodzaje ryzyka – wyjaśniłam cierpliwie. – W pierwszym przypadku tylko ja ryzykuję. W drugim poddałabym pod wątpliwość całą reputację Ministerstwa Magii. Ludzie, czytając o zbrodniach Benjamina Cryte'a, szefa Departamentu Przestrzegania Prawa, zmieniliby zdanie na temat prawości całego rządu. Rozpocząłby się wysyp oskarżeń, powszechny bunt przeciw sprawowaniu władzy przez takie osoby jak Cryte, pewnie doszłoby do zamieszek... Im mniej zamętu w dzisiejszych czasach, tym lepiej. Nie potrzeba nam kolejnych problemów, wystarczy nam to, co robi Voldemort, który chętnie skorzystałby z chaosu.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz