Atmosfera była napięta. Powoli zaczynałam się dusić.
Harry, Ron oraz Ginny spędzali ze mną wyraźnie więcej czasu niż wcześniej. Ruda nabrała dziwnego zwyczaju kładzenia mi dłoni na ramieniu przy każdej możliwej okazji, okularnik zagadywania o numerologię czy zaklęcia, a piegowaty zwracania się w moją stronę bardzo kulturalnie, w dodatku ciągle per Hermiono.
Bali się, choć starali się to ukryć pod pozorem zwykłej troski. Bali się tego, że ściągnę na nich niebezpieczeństwo, idąc do prasy z umarłymi.
Ale ja nie zamierzałam tego robić.
Miałam wyrzuty sumienia. Czułam się winna, ponieważ postanowiłam zignorować tak ważną dla magicznego środowiska sprawę. Postanowiłam zignorować coś, co mogłoby zmienić sytuację panującą obecnie w świecie, co mogłoby rozpętać prawdziwą burzę i wywołać naprawdę potężne zamieszanie.
Przecież o to chodziło. By zwrócić uwagę ludzi na to, co działo się w ministerstwie wiele lat temu.
Chodziło przede wszystkim o sprawiedliwość.
Nie tylko Gryfoni skakali wokół mnie. Czułam się obserwowana, a choć doskonale wiedziałam przez kogo, to dopiero po paru dniach na którejś z przerw między lekcjami stanęłam przez tą osobą z założonymi na biodrach rękami oraz wypiekami na policzkach.
– Czy mógłbyś przestać w końcu za mną łazić, Nott?
Teodor wywrócił oczyma i ukrył dłonie w kieszeniach szaty.
– Nie łażę za tobą – powiedział krótko jakby to było oczywiste.
Prychnęłam.
– Skądże. Ostatnio gdzie się nie odwrócę, widzę ciebie. Siedzę w bibliotece, nagle się do mnie przysiadasz, a jak wreszcie wywalam cię ze swojego stolika, następnego dnia udajesz, że niby przypadkiem zająłeś miejsce niedaleko. Na przerwach jedyne, co widzę, to srebro, zieleń i czarne kłaki...
– Włosy – wtrącił chłopak nieco ostrym głosem. Puściłam to mimo uszu.
– A w Wielkiej Sali się na mnie gapisz. Teodor, Teodor wszędzie, na litość boską! – zawołałam, wznosząc ręce ku górze.
Brunet poprawił torbę na ramieniu.
– To mnie nie wypatruj, wtedy przestanę ci się znikąd objawiać – stwierdził obojętnie.
Westchnęłam ze zirytowaniem.
Przy tym chłopaku po prostu ręce opadały.
– Nie wiem, nagle stałam się aż tak interesującą osobą, że musisz śledzić każdy mój ruch? Albo może boisz się czegoś, co, Nott? Dlaczego mnie pilnujesz? – spytałam wprost.
Zostałam odciągnięta przez Teodora na bok, w cień posągu stojącego obok wejścia w boczny korytarz.
– Dziwisz mi się? – syknął cicho. – Skąd mam wiedzieć, czy znowu czegoś nie wymyślisz? Wreszcie zdarzy się tak, że w czwartek zobaczę cię na transmutacji, a w piątek Dumbledore ogłosi śmierć jednej z uczennic poprzez niefortunne trafienie w nią Avady z różdżki naszego drogiego przyjaciela-napalonego-na-zmiecenie-Czarnego-Pana-z-powierzchni-ziemi Cryte'a.
Uniosłam brwi.
– I dlatego nie mogę się od ciebie odpędzić? – spytałam z niedowierzaniem. Podrapałam się w czoło. – Słuchaj, jeśli cię to usatysfakcjonuje, to mogę obiecać, że nie będę mieszać się w tę sprawę. Zresztą, jakimś cudem duchy nie wiedzą o autorze dziennika praktycznie nic, prócz obecności jego zjawy w Hogwarcie i wyjątkowego upodobania samotności. Widział go tylko Prawie Bezgłowy Nick, w dodatku jedynie dwa czy trzy razy, prawie z nim nie rozmawiał, niczego się nie dowiedział... Ogólnie jestem w lesie – zakończyłam z ponurą miną.
CZYTASZ
Jeden jedyny wyjątek
FanficSpotkali się w bibliotece, dwoje piekielnie zdolnych uczniów, i zaczęli rozmawiać o nauce. Skończyło się kłótnią, pierwszą, lecz nie ostatnią. Już wtedy była nim zaintrygowana - nie mogła przecież wiedzieć, że właśnie w tamtej chwili założyła sobie...