Rozdział 17. Kryształ

127 4 3
                                    

A lód stopniał...

Siedziałam po turecku na łóżku Ginny za jej plecami, plotąc z włosów dziewczyny warkocza.

Między nami wszystko już było w porządku. Tak jak chciał Teodor.

Jeszcze poprzedniego dnia udało mi się zebrać w sobie, pokonać dumę i pogadać z rudą. Wcale nie zaliczałam tamtej rozmowy do najprzyjemniejszych doświadczeń w moim życiu. Weasleyówna z początku nie była zachwycona, ale jednocześnie nie krzyczała. Wyrzucając z siebie wszystko po raz kolejny, dodając parę innych kwestii, w których nawaliłam, panowała nad głosem. Może zastanawiała się, co powiedzieć, gdy dojdzie do konfrontacji? Może to też przewidziała?

Ja również byłam spokojna. Łagodnie odparłam niektóre zarzuty, tak że Ginny chwilami milczała, najwidoczniej zastanawiając się nad moimi słowami. Pamiętałam, jak z każdą chwilą, którą poświęcałam na przeprosiny, okazywanie skruchy, z twarzy dziewczyny znikała obojętność, chłód, a miejsce to zastępował smutek.

Obie zrozumiałyśmy, co zrobiłyśmy źle, choć bez wątpienia wina leżała w większej części po mojej stronie. Tak czy siak, koniec końców przez długie chwile tuliłyśmy się do siebie, płacząc jak małe dziewczynki i dopiero wtedy przepraszając najbardziej szczerze.

Łzy po raz kolejny przypieczętowały naszą przyjaźń, która – tak czułam – stała się jeszcze trwalsza niż wcześniej.

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

Miłe uczucie – znów móc obejmować mocno jej drobne ciało.

Usłyszałam chichot Ginny.

– Łaskoczesz mnie w kark – jęknęła.

Parsknęłam śmiechem i odsunęłam palce trochę dalej od jej skóry.

– Przepraszam – mruknęłam. – Ale wyprostuj się.

Dziewczyna wykonała polecenie. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu, a gdy już kończyłam swoje dzieło, westchnęłam.

– Jakoś... nie chce mi się tam jechać – wymamrotałam.

Zauważyłam, że ruda drgnęła niespokojnie.

– Dlaczego? – spytała ze zdziwieniem.

Ściągnęłam ze swojego nadgarstka gumkę i zaczęłam zawiązywać ją na końcu długiego warkocza.

– Nie chcę zostawiać ciebie, Harry'ego, Rona... Zresztą – przesunęłam dłonią po splocie, a później opuściłam go powoli na plecy Ginny, do których połowy mniej więcej sięgał – tydzień z Nottem nie zapowiada się jakoś wybitnie fascynująco. O Snape'ie nie wspominając.

Gryfonka odwróciła się w moją stronę.

– Jak jest między wami? – spytała poważnie.

Uniosłam brwi.

– No... cóż. – Nie wiedziałam, od czego zacząć. – Jakby to ująć... Ja nie przeczę, Ginny, że może on ma w sobie „to coś", przez co nie jest tylko wrednym padalcem, ale, no, to Snape, więc...

Ruda pacnęła się głośno w czoło.

– Czyś ty zwariowała? Mówię o Nocie! – zawołała.

Skrzywiłam się.

Och, już wolałabym, by chodziło jej o Snape'a.

– Między mną a Nottem niczego nie ma – odrzekłam cierpko. – Wciąż chodzę do niego na korepetycje, wciąż siedzimy razem na transmutacji...

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz