Z trudem przełknęłam ślinę, nie spuszczając wzroku z końca wysoko uniesionej różdżki.
– Dlaczego?
– Bo zawsze byłaś zbyt przebiegła.
***
Wcześniej...
Korytarze zamku były dziwnie puste, ciemne, jakby obce. Pod ścianami stało wiele, wiele rzeźb zdających się patrzeć na mnie z najwyższą pogardą. Przerażająco powyginane członki, wykrzywione twarze. Puste ramy obrazów. Nicość za oknami.
Nagle znalazłam się w Wielkiej Sali, tym razem pełnej uczniów. Wszyscy wlepiali we mnie oczy, a ja powoli zaczęłam wycofywać się w cień.
– Żenada!
– Ale kretynka!
– Szlama się zakochała!
Odwróciłam się, chcąc uciec, jednak miast tego, wpadłam prosto w czyjeś ramiona. Uniosłam lekko głowę i dostrzegłam niebieskie oczy, piegi, długi nos oraz rude włosy. Ron przytrzymał mnie za ręce, a ja szepnęłam do niego:
– Pomóż mi.
Ale wtedy twarz Gryfona zaczęła się zmieniać. Włosy ściemniały, nos stał się krótszy, piegi zniknęły, już nie widziałam wąskich, różowych war, a pełne i blade, oczy zaś nie były wcale niebieskie, jak sądziłam wcześniej, tylko szare, głębokie, lśniące. Teodor złożył pocałunek na moim czole, po czym nachylił się, by powiedzieć półgłosem:
– Lew nie powinien zadzierać z wężem.
Obudziłam się, gwałtownie zaczerpując powietrza. Natychmiast usiadłam na posłaniu i przez długie chwile wpatrywałam się w zasunięte wokół łóżka Lavender kotary. Swoich nie zasunęłam, ale może to lepiej, bo przynajmniej nie czułam się zbytnio ograniczona.
Oddychałam głęboko, starając się opanować oddech.
Dlaczego nawet w snach Teodor musiał mnie nawiedzać?
Opadłam z powrotem na poduszki. Do rana pozostało jeszcze sporo czasu. Potarłam dłonią czoło, miejsce, gdzie w koszmarze ucałował mnie Ślizgon. Z obrzydzeniem wytarłam rękę w pościel.
Wpatrywałam się w baldachim nad głową, dopóki sen nie zmusił mnie oddać się pod swoje panowanie.
***
Smutek zniknął niemal całkowicie. Po kłótni z Teodorem pozostała jedynie złość i czysta nienawiść.
Wypowiedziane słowa i niewypowiedziane myśli.
Groźba, atak, obrona.
Łzy, których więcej nie zamierzałam przez niego uronić.
Wczorajsze wydarzenia nadal stanowiły dla mnie coś nieprawdopodobnego, coś, co w ogóle nie mogło mieć miejsca, coś, co bardzo chciałam odwrócić, ale jednocześnie za nic w świecie nie chciałam pierwsza wyciągnąć ręki na zgodę.
To, co powiedział Teodor... Jak mógł? Dlaczego to zrobił? Wydawał się być kimś innym, nie tym Teodorem, którego znałam, tak samo jak wcześniej Roger wcale nie przypominał mojego przyjaciela.
Obaj się zmienili. Przeze mnie.
A jeśli brunet miał rację? Jeśli wszystko, czego wtedy się od niego dowiedziałam, było prawdą?
Ja również się zmieniłam, wiedziałam to doskonale. Przed poznaniem Teodora w życiu z nikim bym się tak nie pokłóciła, nie rozpętałabym takiej burzy, nie krzyczałabym ile sił w płucach, byle tylko zranić.
CZYTASZ
Jeden jedyny wyjątek
Fiksi PenggemarSpotkali się w bibliotece, dwoje piekielnie zdolnych uczniów, i zaczęli rozmawiać o nauce. Skończyło się kłótnią, pierwszą, lecz nie ostatnią. Już wtedy była nim zaintrygowana - nie mogła przecież wiedzieć, że właśnie w tamtej chwili założyła sobie...