Rozdział 24. Powiedz mi cz.2

106 6 3
                                    

Zabawa chyba faktycznie miała trwać całą noc. Po jakichś dwóch godzinach z hakiem moje nogi już zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Roger jednak upierał się, byśmy wciąż szaleli na parkiecie, tańcząc i do tych wolnych kawałków, i do tych szybkich.

Nie rozumiałam, jak on może jeszcze mieć siłę.

Ian szybko znalazł „okazję". Ładną Chinkę ubraną w gustowną, odsłaniającą plecy, czarną sukienkę do ziemi. Puchon był wniebowzięty i nie odstępował jej na krok.

W sumie mu się nie dziwiłam.

Ivy teoretycznie miała za partnera Andrew, jednak widziałam jej tęskne spojrzenia kierowane w stronę Teodora, który raczej wolał rozmawiać z McGonagall lub po prostu siedzieć z boku i obserwować tańczących.

Cóż, musiałam przyjąć do wiadomości, że Gray do niego uderzała oraz widziała w nim kogoś więcej niż tylko kolegę. Zaakceptowałam to, choć z lekkim bólem serca.

Nie chciałam się do tego przyznać, ale bardzo bałam się, że Nott w końcu odpowie na jej zaloty.

Byłam straszną egoistką.

Nie dawałam Ślizgonowi żadnych sygnałów, nawet najmniejszych, a jednak nie życzyłam mu, by związał się z Ivy.

Miałam wewnętrzny dylemat, bo koniec końców nie byłam pewna, czy chodzi mi o to, że komuś również podoba się Teodor, czy po prostu nie radziłam sobie z wizją akurat Ivy przy jego boku.

Fuj.

Och, Boże, nie powinnam tak myśleć.

– Przepraszam, Roger, ale muszę odpocząć, nie mogę oddychać – wydusiłam z uśmiechem, kiedy w końcu skończyła się piosenka i wraz z Krukonem zatrzymaliśmy się.

Wokół nas wirowali inni ludzie.

Szatyn uśmiechnął się rozbrajająco.

– Świeże powietrze, chodź.

Chwycił mnie za rękę i zaczął przedzierać się przez tłum w stronę szklanych drzwi wychodzących na taras otaczający całe piętro.

Chłód uderzył w moje policzki, gdy tylko znaleźliśmy się poza salą balową. Byliśmy zupełnie sami, bo większość uczestników wolała grzać się wewnątrz budynku, niż jak my stać na mrozie.

Coś czułam, że taki wyskok nie posłuży dobrze mojemu zdrowiu.

Oparliśmy się o zimną, kamienną barierkę. Zadarłam głowę do góry i spojrzałam w niebo. Jak zwykle zachmurzone, choć w jednym miejscu bardzo powoli, niepewnie zza ciemnych obłoków wyglądał srebrzysty księżyc-sierp.

Z tymi ośnieżonymi szczytami drzew w oddali widok stawał się naprawdę nieziemski.

Długo milczeliśmy. W tym czasie zdążyłam już trochę ochłonąć, a moje policzki zarumienić się od mrozu.

– Zwyciężyliśmy – rzuciłam w końcu, nie patrząc na Rogera. Parsknęłam śmiechem. – To takie... nieprawdopodobne.

– Dlaczego? – spytał łagodnie. – Dla mnie wygrana była raczej oczywista.

Wzruszyłam ramionami i odwróciłam twarz w jego stronę.

– Po mojej porażce w obronie nie sądziłam, że cokolwiek osiągniemy.

Uśmiechnął się ciepło.

– Nie wierzysz w siebie, co?

Znów wzruszyłam ramionami.

– Wtedy zupełnie mi nie wyszło. Tak łatwo dałam się zwieść, że to jest aż żałosne.

Omiótł wzrokiem całą moją twarz.

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz