Rozdział 3. Oddech przerażenia

243 14 1
                                    

Weszłam do pokoju wspólnego. Od razu dostrzegłam Harry'ego oraz Rona siedzących przed kominkiem i grających w eksplodującego durnia. Uniosłam wysoko głowę, nawet nie zaszczycając tego drugiego spojrzeniem, po czym demonstracyjnie usiadłam w fotelu, mimo że wolne miejsce było na kanapie obok rudzielca. Okularnik zwrócił na mnie uwagę, lecz jego przyjaciel uparcie wpatrywał się w karty. Harry zerknął na nas, po czym westchnął i spytał:

– Czego chciała od ciebie McGonagall? Widziałem Notta czekającego pod salą, miał coś z tym wspólnego?

– Z pewnością – prychnął Ron, nim zdążyłam odpowiedzieć. – Przecież Hermiona uwielbia Ślizgonów.

No genialnie.

– Wcale ich nie uwielbiam, Ron – oświadczyłam ze złością, w końcu patrząc na rudzielca. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja poczułam dreszcz przebiegający mi po plecach. – Nie rozumiem, o co ci chodzi. Raz stwierdziłam, że to nie Nott wpadł na mnie, tylko ja na niego, i od razu się wściekasz, jakbym co najmniej zaprzyjaźniła się z Malfoyem!

– Jeszcze tego by brakowało! Ale to i tak możliwe, sądząc...

– Uspokójcie się!

Ron zamilkł, a ja spojrzałam błyskawicznie na Harry'ego, który patrzył raz na mnie, raz na swojego przyjaciela.

– Moglibyście przestać skakać sobie do gardeł? – syknął. – W tej chwili oboje zachowujecie się jak Ślizgoni, w dodatku przecież podobno jesteście przyjaciółmi, tak? Tym razem odpuście, po dzisiejszej obronie mam wszystkiego dość. Jutro znowu możecie się kłócić, ale dzisiaj... zgoda, dobrze? Proszę.

Zmrużyłam oczy i przeniosłam wzrok na Rona. On także na mnie spojrzał. Gdy żadne z nas się nie odezwało, Harry zmarszczył brwi.

– No, już – popędził nas ze zniecierpliwieniem.

Nie miałam najmniejszego zamiaru podawać Ronowi ręki na zgodę. On jednak, po bardzo długiej chwili, wypuścił głośno powietrze i niechętnie wyciągnął dłoń w moją stronę.

Nie powiedział nawet głupiego „przepraszam".

Mimo to z ociąganiem uścisnęłam mu rękę.

– No wreszcie – odetchnął Harry. – Widzicie, jakie to było proste? A teraz mów, o co chodziło, Hermiono.

Nie odpowiedziałam od razu.

– Będę mieć korepetycje – mruknęłam naburmuszona.

Ron aż wypuścił z dłoni kartę, która po chwili eksplodowała, osmalając mu palce, a Harry rozszerzył oczy ze zdziwienia.

– Ty? – wymamrotał zdumiony, poprawiając okulary na nosie.

– Tak, ja – potwierdziłam chłodno. – A jeśli któryś z was zacznie się śmiać, to...

I w tym momencie Ron ryknął ogłuszającym śmiechem, strasząc przy okazji kilku pierwszoroczniaków grających pod oknem w szachy czarodziejów. Figury zaczęły biegać z przerażeniem po szachownicach.

Poziom mojego zdenerwowania prawie osiągnął apogeum.

– Ty? – wydusił rudzielec z chichotem. – Wzorowa uczennica w każdym calu? Pilna, mądra i w ogóle? KOREPETYCJE?! Hermiono, nawet Crabbe i Goyle nie mają korepetycji z żadnego przedmiotu! Chociaż nie. Goyle chyba ma wyrównawcze z czytania.

– Tak, Ron, dobijaj mnie jeszcze – mruknęłam. – McGonagall chce, żebym miała korepetycje, bo...

– Czy ja dobrze słyszę? – w naszą stronę szła Ginny. – Hermiona Granger, najlepsza uczennica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw, musi mieć korepetycje z transmutacji? Na gacie Merlina, świat się kończy!

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz