Do zamku wróciliśmy niewiele przed lunchem, więc miałam dużo czasu na ogarnięcie się jako tako przed pójściem na lekcje. W Wielkiej Sali, w milczeniu konsumując kawałek ryby z frytkami, obserwowałam Teodora siedzącego przy stole Ślizgonów. Rzadko zdarzało się, bym spotkała go na jakimś posiłku. Zawsze się mijaliśmy. Teraz patrzyłam, jak dzióbie coś z talerza, wypija szybko zawartość pucharka, a potem błyskawicznie opuszcza jadalnię.
Całe moje ciało odruchowo drgnęło, by ruszyć za nim.
Powstrzymałam je.
Wraz z przyjaciółmi poczłapałam do Wieży Gryffindoru, wciąż niewiele się odzywając. Zawisła między nami niemożliwa do pokonania bariera wybudowana z pustych słów.
– Dobrze, że już po wszystkim.
– Taak... Ten wyrok to chyba najlepsza wiadomość od dłuższego czasu, nie?
– Yhm.
Rozstaliśmy się w pokoju wspólnym, gdzie z Ginny powędrowałyśmy w stronę dormitoriów dziewcząt, a chłopcy do swojej sypialni. Wspinałam się po schodach, czując narastający ból w skroniach. Ruda najwyraźniej dostrzegła, że coś jest nie tak, ale na jej zaniepokojone spojrzenie odpowiedziałam lekkim pokręceniem głowy.
– Wszystko w porządku – mruknęłam jedynie.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w samotności.
Wślizgnęłam się do dormitorium szóstoklasistek i z ulgą przyjęłam nieobecność innych współlokatorek. Na moment oparłam się o drzwi, przymykając oczy. Głęboko odetchnęłam, ale nawet większa dawka tlenu nie pomogła.
Wyciągnęłam z kufra świeży komplet szat i zamknęłam się w łazience. Podeszłam do niewielkiego lustra w drewnianej ramie wiszącego nad umywalką. Patrzyły na mnie podkrążone, brązowe oczy, skóra miała wręcz nienaturalnie blady odcień, a splątane loki wydawały się być jeszcze w większym nieładzie niż zwykle. Moje usta zadrżały.
– Nie będziesz płakać – nakazałam sobie półszeptem. Zacisnęłam powieki. – Ron miał rację. Już po wszystkim.
Upięłam włosy na czubku głowy. Zrzuciłam z siebie prostą, czarną spódnicę, lekko drżącymi palcami rozpięłam guziki białej bluzki. Na moje nagie ramiona wstąpiła gęsia skórka, którą kilka chwil później zmył gorący strumień wody.
Obserwowałam blizny na przedramionach, brzuchu, zgrubienia po zewnętrznej stronie ud i na niewielkich odcinkach łydek. Już nie miałam ochoty ich na nowo rozrywać. Nie miałam ochoty wbijać paznokci głęboko w ciało ani krzyczeć do ścian. One i tak pozostawały głuche.
Ludzie czasem przypominali ściany.
Pozwoliłam słonym łzom spływać po policzkach, mieszać się z wodą, przełykałam je, łkając cicho, ale tym razem ich nie hamowałam. Babcia zawsze mówiła, że są chwile, które człowiek musi spędzić w samotności, po prostu płacząc, dzięki czemu uchodzą z niego wszelkie złe emocje.
Ostatni raz.
***
Kiedy parę minut później wyszłam z łazienki, w dormitorium zastałam Ginny siedzącą na jednym z wolnych łóżek. Również przebrała się w świeże szaty. Prócz niej nie było w pomieszczeniu nikogo.
Uniosłam brwi.
– Co tu robisz? – spytałam. Odłożyłam na swoje posłanie rzeczy, które trzymałam w dłoniach.
– Przyszłam sprawdzić, jak się czujesz – odparła Gryfonka.
Och, czułam się zdecydowanie lepiej.
CZYTASZ
Jeden jedyny wyjątek
FanfictionSpotkali się w bibliotece, dwoje piekielnie zdolnych uczniów, i zaczęli rozmawiać o nauce. Skończyło się kłótnią, pierwszą, lecz nie ostatnią. Już wtedy była nim zaintrygowana - nie mogła przecież wiedzieć, że właśnie w tamtej chwili założyła sobie...