Rozdział 42. Odpowiedni moment

93 3 0
                                    

Weszłam do kolistego gabinetu Dumbledore'a po krótkim, cichym „Proszę!". Pomieszczenie zalewały jasne promienie słońca wpadające przez wysokie okna; tylko to się zmieniło, odkąd byłam tu ostatnio. Podczas mojej poprzedniej rozmowy z dyrektorem na zewnątrz królowała noc. Teraz zrobiło się o wiele przyjemniej i dzięki temu w jakimś niewielkim stopniu podniesiona na duchu siadłam przed biurkiem, czując na sobie przenikliwe spojrzenie mężczyzny.

Dumbledore miał na sobie błękitną szatę, a ja przyglądając mu się, dostrzegłam, jak bardzo jej kolor pasuje do barwy jego tęczówek. Tym razem w okularach-połówkach nie odbijał się blask świec. Twarz czarodzieja wydawała się zmęczona, bruzdy głębsze, cienie pod oczami bardziej fioletowe. Zaniepokoiłam się, tym bardziej, że wciąż panowała cisza. Nie zdążyłam się jednak odezwać, ponieważ pierwszy zrobił to dyrektor.

– Chciałem z tobą porozmawiać przed rozprawą, Hermiono – oznajmił. Nie odpowiedziałam, więc kontynuował. – Zapewne wiesz, że znów staniesz przed panem Benjaminem Cryte'em oraz większą częścią Wizengamotu.

Zdołałam jedynie kiwnąć głową i wyrzucić szybko:

– Tak, panie profesorze.

Ostatnim razem, gdy tutaj byłam, niemal urządziłam awanturę z Dumbledore'em, po której wyszłam, trzaskając drzwiami. Czułam się głupio, gdy on sam mówił do mnie tak spokojnie, łagodnie, bez żadnej oznaki żalu czy gniewu.

– Nie chcę cię do niczego namawiać ani mówić ci, co jest słuszne, a co nie. Wierzę, że sama potrafisz to ocenić. Pragnę jedynie poprosić cię, byś podczas przesłuchania uważała i ostrożnie dobierała słowa.

Przełknęłam z trudem ślinę, ściskając mocno dłonie pod biurkiem.

– Panie profesorze... pan się boi, że nie zapanuję nad sobą i powiem Cryte'owi o Patricku, prawda? – spytałam cicho.

Dumbledore westchnął.

– Przemyślałem tę sprawę, Hermiono – rzekł. Odsunął szufladę biurka i zanurzył w niej dłoń. – Przemyślałem, ale nie umiem powiedzieć ci niczego, czego ty już nie wiesz.

Wyjął dziennik Patricka, a moje serce zabiło mocniej. Wbiłam wzrok w notatnik, czując nagle, jak bardzo pragnę go odzyskać. Mężczyzna położył książeczkę na biurku między nami. Nie ośmieliłam się dotknąć miękkiej skóry. Uniosłam wzrok na Dumbledore'a.

– Więc mam po prostu nadal nic nie robić, tak?

– Hogwart znajduje się w sytuacji bez całkowicie bezpiecznego wyjścia – odparł. – Byłem pewny, że Benjamin Cryte tak łatwo nie odpuści i nie zdziwiłem się, kiedy wkroczył tutaj tydzień temu. Nie pozostaje nic innego, jak pozwolić Ministerstwu Magii działać, a ciebie... – Drgnęłam niespokojnie. Wzrok Dumbledore'a był jak rentgen: czułam się prześwietlona na wylot, pozbawiona prywatności, jakby moje myśli i uczucia zostały w jednej sekundzie skradzione. – Ciebie musimy bronić, Hermiono. Jeśli zaś chodzi o Benjamina, zrobisz to, co uważasz za słuszne. Pamiętaj jedynie, że ta potyczka rozegra się wyłącznie między tobą a nim.

Patrzyłam na Dumbledore'a przez chwilę, aż wreszcie wyciągnęłam rękę do dziennika. Chwyciłam go w palce, przesunęłam ich opuszkami po delikatnej strukturze, obejrzałam okładkę ze wszystkich stron.

– Chciałbym tylko poradzić ci – dodał dyrektor, a ja natychmiast na niego popatrzyłam – byś nie zaczynała tego tematu na przesłuchaniu. Niech ta sprawa nie wychodzi od razu poza ciebie i pana Cryte'a.

– Dziękuję, panie profesorze – wymamrotałam. Znów zerknęłam na dziennik. Wzięłam głębszy wdech. – Myśli pan, że właśnie to powinnam zrobić?

Jeden jedyny wyjątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz