Rozdział 8

2.7K 147 25
                                    

Ally przez następne tygodnie starała się pogodzić naukę z przyjaciółmi i czasem dla siebie co w sumie nie wychodziło jej zawsze najlepiej ale jakoś dawała radę szczególnie kiedy te głupie szlabany u Snapea się skończyły i zbliżał się maj.

-Kobiety kochają kwiaty.- Powiedziała do Cedrica.- Nie dlatego że to kwiaty tylko dlatego że czują się doceniane. A uwierz mi nie ma nic gorszego niż niedoceniona kobieta.

-Nigdy was nie zrozumiem.- Westchnął puchon.- Okej kwiaty co jeszcze.

-Czekoladki są spoko ale uwierz mi bardziej ucieszyłaby się z frytek z maka albo z kebaba.- Kontynuowała gryfonka.- Całowanie też spoko ale nie na pierwszej randce poczułaby jakby zależało ci tylko na jednym.

Brunet skrzywił się na jej słowa.

-Powiedział ci ktoś jak bardzo szczera jesteś?- Przerwał jej.

-Bardzo, wiem.- Odparła.- Coś jeszcze chcesz wiedzieć?

-Chyba już wiem wszystko.- Zaśmiał się.

Jej znajomość z Cedriciem była jedną z lepszych rzeczy które przydarzyły się w tym roku i naprawdę zaczynała się dobrze czuć w jego towarzystwie.

-No to na co czekasz?- Spytała.- Idź ją zaprosić.

-Ale że teraz?- Na twarzy chłopaka od razu pojawiły się czerwone plamy.

-Tak idioto.- Ally popchała puchona w środek czytających jakieś książki krukonek wśród których była Cho.

Chłopak zaczął coś mówić i zaraz potem rozległ się pisk.

Dla Alkione była to wystarczająca informacja że jej rola się skończyła więc zadowolona ruszyła Błońmi z powrotem do zamku. Było dosyć zimno a ona nie miała na sobie szaty tylko mundurek więc już miała w głowie obraz siebie z kubkiem herbaty w swoim dormitorium.

A przynajmniej dopóki jakiś pies który ciągnął za sobą krzyczącego coś Rona nie przeciął jej drogi.

-Ally pomóż!- Krzyczał Weasley ale ona stała przez chwilę zszokowana tym co zobaczyła.

No bo w końcu nie codziennie widzi się przyjaciela targanego przez psa na Błoniach.

Po długiej chwili kiedy się ocknęła rzuciła swoją torbę na ziemię i biegiem ruszyła za ciągle krzyczącym rudzielcem w czym na pewno nie pomagał jej fakt że miała na sobie spódniczkę.

Gdzieś w połowie drogi dobiegła do Harrego i Hermiony którzy także biegli za gryfonem.

-O co chodzi?- Zapytała Hermionę ale zanim ta mogła jej odpowiedzieć jedno z pnączy Bijącej Wierzby zaczęło nią miotać w każdą stronę.

-Ratuj Rona!.- Krzyknął Harry a przerażona Ally już chciała wejść do tajnego przejścia kiedy macka walnęła ją mocno w głowę i dziewczyna zamroczona padła na ziemię.

Od razu poczuła jak z jej brwi wypływa krew i cała jest brudna ale mimo tego wstała ze ślizgiem znalazła się w tajemniczym przejściu. Biegła najszybciej jak potrafiła prawie gubiąc przy tym różdżkę i łamiąc sobie nogi. Nie wiedziała ile tak szła ale z jej kondycją i faktem że jej głowa niemiłosiernie ją bolała musiało minąć trochę czasu. Kiedy w końcu dotarła do końca korytarza wiedziała gdzie się znajduje.

Wrzeszcząca Chata.

Podążyła za śladami krwi i weszła do jakiegoś pokoju.

-O mój Godryku, Ron.- Westchnęła widząc nastolatka.

-Nie Ally!- Odparł rudzielec i zaraz potem jakaś tajemnicza postać czająca się z tyłu zasłoniła usta brunetce i wytrąciła jej różdżkę z ręki.- TO PUŁAPKA!

Pleiad.- Fred Weasley. |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz