Rozdział 35. Bezradność i strach, to uczucia, które znam od dziecka.

110 6 2
                                    

- Chwila znam tą burze kudłów- odpowiedzieli zgodnie przywódcy straż.

****

-Jak to znacie? kto to jest? - zapytałam, wychylając się lekko, aby dojrzeć poszkodowanego. Jednak zamiast skupić się na nowej osobie, usłyszałam mocne głośne warknięcie oraz dorosłego wściekłego Braukwina. 

-Pomóżcie mi! Błagam! - krzyknął nieznajomy, próbując się zatrzymać przed nami. Jednakże jedynie co mu się udało to upaść w ręce Ezarela głośno i ciężko oddychając z mnóstwem ran na ciele.- Pro-szę.- dodał ciężko

- Co się stało Chrome? Chrome? słyszysz mnie? - zadał mu pytanie ewidentnie zmartwiony, w końcu to jeden z naszych prawda? Jednakże zamiast odpowiedzi zobaczył, że chłopak zemdlał.

- Ezarel! nie czas na takie pytania, spójrz co biegnie - powiedział ostro i poważnie Valkyon, stając w pozycji obronnej. 

Nic nie mówiłam, całą ta sytuacja była dla mnie szokiem. Te dziecko było całe we krwi. Głowa, policzki, ręce, nogi.. wszystko, dosłownie wszystko było umorusane krwią. Gdzieniegdzie naderwane ubranie ledwo się ze sobą trzymało, tak jakby było na pojedynczej nitce. Przyspieszony, nierówny oddech i skulone uszy wiele mówiły o jego stanie fizycznym, a zamknięte oczy jasno dawały znak, że stracił wiele cennej szkarłatnej cieczy.

- Iris, potrzymaj go. Spróbuj zatamować krwawienie z jego ran. Im więcej jej ubywa tym ma mniej szans na przeżycie.- powiedział o dziwo poważnie elf.  Nie czekając długo wzięłam biedactwo w objęcia, niestety nie jestem jak Herkules przez co usiadłam z nim na ziemi. Podarłam swoją bluzkę i zaczęłam mocno zawiązywać oraz tamować niektóre rany na ramionach, łokciach, dłoniach i nogach. Po wykonaniu tej czynności zauważyłam coś niepokojącego na jego brzuchu. 

- Na Oracle... nie zatamuje tej rany tak dobrze aby zatrzymać krwawienie, ale też nie mam siły aby go podnieść i iść do kwatery - mówiłam do siebie załamana. Nie wiedziałam co robić czułam się zagubiona i bezradna. Pewność siebie oraz odwaga, którą czułam wcześniej wyparowała, zostawiając mnie samą. Nie mogłam nic wymyślić, do czasu kiedy nie przypomniałam sobie o narzutce elfa. Zwróciłam głowę w ich stronę i widząc odpowiedni moment kiedy niebiesko włosy odskoczył do tyłu, będąc bliżej mnie zawołałam.

-Ez! potrzebna mi twoja narzuta! Młody ma głęboką ranę na brzuchu, nie mam czym uniemożliwić krwawienia. Jeśli szybko tego nie zatrzymam, on umrze! 

-Nie miałaś kiedy mi o tym powiedzieć?! widzisz, że walczę! - warknął na mnie przez co lekko się skuliłam.- bierz ją i nie zwracaj mi uwagi jak jestem zajęty walką o nasze życie- dodał i odwracając się twarzą do mnie, zdjął swoją narzutę oraz szalik po czym rzucił je mnie.

-przepraszam - mruknęłam i mocno docisnęłam materiał do rany, próbując uniemożliwić ubywanie czerwonej cieczy wilkołaka. W myślał błagałam Oracle o cud dla nas, jednak chyba odebrała to inaczej, ponieważ razem z Ezem usłyszeliśmy krzyk Valkyona

-Ezarel uważaj! Braukwin po prawej!

Spojrzałam w tamta stronę z elfem i zaniemówiłam. Braukwin bez opamiętania rzucił się na Ezarela, powalając go i starając się rozszarpać jego rękę, którą zasłonił twarz w ułamku sekundy. Siłował się z chowańcem na śmierć i życie, białowłosy widząc to ruszył mu pomóc, jednakże rana na nodze i ramieniu spowolniła go dość mocno. Szef absyntu, próbował z całych sił  odepchnąć od siebie chowańca i unieszkodliwić. Z daleka widziałam i słyszałam jak się męczy z bólem, który mu zadaje. Bez zastanowienia wezwałam Haiko i kazałam biec po pomoc do kwatery, jak najszybciej tylko potrafi. Nie mogłam pozwolić, aby ktoś umarł. Z przerażeniem patrzyłam jak mężczyźni nie dają sobie rady z dzikim chowańcem. Oboje poranieni oraz wykończeni, dawali z siebie wszystko byleby uchronić każdego kto tu był.  

❌Powrót Do Wspomnień |Eldarya ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz