Rozdział 34.Wszystko nagle ucichło i stało się podejrzane, Dlaczego?

111 5 6
                                    

Cała nasza trójka szukała jakichkolwiek poszlak odnośnie zatrucia chowańca Merre'go. Na same wspomnienie wyrazu twarzy młodego kraje mi się serce. Nigdy nie byłam osobą, która nie zwracała uwagi na smutek ludzi obok, czy też była odporna. Może i nie wyglądam ale od dziecka byłam bardzo uczuciowa i delikatna, co było przyczyną ciągłych urazów czy też przelanych łez. Szczerzę mówiąc nie uważałam swojej osoby jako tej odważnej, silnej i niepokonanej kitsune. Raczej trzymałam się na uboczu i dyskretnie poznawałam osoby, żeby wiedzieć czy warto im zaufać. Dopiero kiedy byłam pewna do każdego z osobna, pokazywałam swoją radości i szczęście, aby nikt wokół nie był smutny. Od dziecka dążyłam do bycia wsparciem dla każdej rasy i każdej osoby, niezależnie od wieku. Taka była moja matka, Lilianna. Miła, pomocna, opanowana i odważna. Zawsze wiedziała co powiedzieć w danej sytuacji, broniła każdego w każdym stopniu, nawet jeśli zawinił dawała mu drugą szansę. W każdej rasie widziała dobro i miłość, co czyniło ją wyjątkową. Nigdy nie umiała odmówić, zawsze z trudem jej to przychodziło, dlatego razem z chłopakami naciągaliśmy ją na słodycze. Oczywiście po każdej takiej akcji mieliśmy pouczenie i życiowe historie, które nie zawsze nas interesowały ale wnosiły dużo.

Na samo wspomnienie poczułam jak się uśmiecham i zamiast skupić się na pracy stoję w jednym miejscu jak słup soli. Zawsze chciałam zatrzymać czas, aby zachować tamte chwile na wieczność. Niestety w życiu nawet magicznym jakim jest Eldarya nie da się pewnych rzeczy zatrzymać. Czas mija, a z nim każde nasze chwile i dobre i złe, dlatego powinno się z nich czerpać nauki. Bynajmniej te słowa zawsze powtarzał mi ojciec, Aron. Waleczny, silny, mądry i lekkomyślny ( czasem ). Idealnie pasował do mamy, nawzajem siebie tonowali. Mój brat, Luke bardzo był w niego wpatrzony jak w obrazek, czasem zdarzało mi się zobaczyć jak zakłada niektóre eleganckie peleryny ojca i mówił władczo, jak do poddanych ( którymi były moje zabawki oczywiście). Śmieszyło mnie to, ale nigdy nikomu tego nie powiedziałam, uważałam że są rzeczy które lepiej zachować dla dobra innych.  

-Iris masz tam coś?- Usłyszałam krzyk Eza z prawej strony lasu.- Słysze twój śmiech i boję się, że zamiast szukania to ty bawisz się z chowańcem- dodał po chwili uszczypliwie.

~Chwila, ja się śmieję?~ pomyślałam, dotykając delikatnie ręką twarzy na której gościł szeroki uśmiech zaraz po skończeniu się śmiechu.

-Tak, tak szukam - odkrzyknęłam z dobrym humorem i na poważnie zaczęłam patrzeć na otoczenie i pod nogi.

-Ile my już tu siedzimy tak właściwie?- krzyknął Valkyon z lewej strony lasu

-Sądząc po śmiechu Iris, to dobra godzina. Zawsze jej odbija po godzinie- odpowiedział  z zadziornym uśmiechem ( na bank go ma! znam go od dziecka!).

-Ej! odczep się! daj mi się pośmiać trochę okej?- odburknęłam, po czym jak ofiara losu potknęłam się o wystający korzeń i robiąc ogromny hałas upadłam.

-Iris! nic ci nie jest!? Co to było? mam przyjść ci pomóc?- usłyszałam zmartwionego białowłosego

- żyje! potknęłam się o korzeń tylko - westchnęłam, podnosząc się i otrzepując. Po chwili usłyszałam dwa śmiechy. Jeden donośny i wredny a drugi cichy i szczery.-Małpiszony! nie śmiejcie się!- warknęłam z uśmiechem

-O losie! Ma ogon, lepszą równowagę a jak zwykle pada na twarz- dodał pomiędzy salwą śmiechu elf

-Niech cię Braukwina* pożre!- burknęłam i zaczęłam iść dalej.

-No już, dzieciarnia do roboty. Nie mamy całego dnia na to szukanie- usłyszałam wesoły głos opiekuna straży obsydianu.

-Sam się śmiałeś!  i to nie fair, że jesteś najstarszy z naszej czwórki, nie wliczając Leiftan'a... On to stary bysior, co prawda tylko dwa lata. Ale wciąż! - fuknęłam, dalej się szczerząc.  

❌Powrót Do Wspomnień |Eldarya ❌Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz