23~

2.3K 123 426
                                    

Pov: Bakugou

Łaziłem z tym wszystkim idiotami po górach. W tej chwili szedłem obok Deku. Nagle zielono oki zaczął jęczeć.

-Co ci jest?-Zapytałem zdziwiony jego zachowaniem.

-Nogi mnie strasznie bolą.

-Nie marudź niedługo będziemy na szczycie-powiedziałem i wskazałem palcem w górę.

-Ale nadal daleko.

-Nie narzekaj i tak już prawie całą drogę mamy za sobą.

-Nie pomagasz.-westchnoł głośno od niechcenia.-Katsuś weź mnie na ręce.-Powiedział błagalnym głosem.

-Czemu?-zapytałem lekko zaskoczono.

-Bo mnie nogi bolą!-wydarł się na mnie co mnie jeszcze bardziej zdziwiło.

-Ale wtedy mnie będą nogi bolały, nie możesz sam chodzić?

-No proszę, tylko na chwilkę.-zrobił słodką minkę.

-No dobrze.-odparłem i pochyliłem się do przód tak aby Izuku mógłby mi wskoczyć na bara. Wskoczył i usiadł mi na obojczykach, za to ja złapałem jego nogi. Nie był ciężki, był wręcz leciutki niczym piurko. Zapewne wszyscy patrzyli się teraz na nas, ale mam to gdzieś. Szedłem dalej przed siebie.

Po chwili chodzenia w całkowitej ciszy usłyszałem miarowy oddech Izuku, a chwilę później jak jego ciało bezwładnie opada. Bez zastanowienia zawołałem osobę, która szła zaraz za mną.

-Kiri pomóż mi z nim.

-Dobrze.-i szybko do mnie podbiegł. Złapał śpiącego chłopaka w pasie i ściągnął go ze mnie.-Co teraz zamierzasz z nim zrobić? Może go obudzimy?

-Daj go.-powiedziałem na co czerwono włosy posłusznie wykonał polecenie.-Lepiej go nie budzić, wstał dzisiaj o czwartej, wcale mu się nie dziwię że jest zmęczony. A zwłaszcza po tak długim łażeniu po tych cholernych górach.

-Mhmm.-odparł Kirishima i odszedł do swojego przyjaciela pikaczu.

Przez sen Izuku oplutł moją szyję rękoma i się we mnie wtulił, na jego czynność dobrowolnie się uśmiechnołem.

W sumie ta wycieczka nie jest taka zła, przynajmniej zbliżę się do mojego ukochanego...

Time ship

Zostało nam jeszcze kilkanaście kroków i będziemy na samym szczycie góry. Izuku jeszcze spał, zaniepokoiło mnie tylko to że był strasznie zimny, wręcz lodowaty. Wreszcie dotarliśmy na samą górę, nareszcie. Każdy odetchnął z ulgą.

Kolejny raz rozpaliliśmy ognisko i usiedliśmy na kamieniach, które były tam przygotowane, ułożone były one w idealny krąg. Usiadłem na jednym z nich z śpiącym Deku na rękach. Wyjąłem z plecaka koc i przykryłem nim zielono włosego, który zaczął powoli otwierać oczy.

-K-kacchan?-zapytał się przecierając zmęczone oczy.

-Tak?

-Gdzie my jesteśmy?

-Na samym szczycie góry.

-Jak to?

-Normalnie.

-Mogłeś mnie obudzić, nie musiałeś się ze mną wlec tutaj, sprawiłem ci w ten sposób napewno wielki problem i to niepotrzebnie.

-Deku, o czym ty gadasz? Jak byś mi przeszkadzał w jaki kolwiek sposób to bym cię obudził, a że tego nie zrobiłem to nie było rzadnego problemu z przyjściem tu z tobą na rękach.

To Tylko Zakład [bakudeku] //ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz