72

1.7K 120 119
                                    

2. stycznia, Antoinette podlewała roślinki w swoim pokoju, gdy usłyszała pyknięcie oznajmiające pojawienie się skrzata. Istota z zaaferowaniem wręczyła jej list i równie szybko zniknęła. Dziewczyna szybko rozerwała pieczęć z symbolem Hogwartu i dwukrotnie prześledziła tekst.

Jesteś potrzebna w zamku.- Brzmiała krótka notka, podpisana inicjałami Dumbledore'a. Pergamin chwilę później spłonął, a Anne zerwała się z miejsca i biegiem ruszyła na parter.
-Kochanie, co się dzieje?-zawołała za nią Diana.
-Muszę iść do szkoły. Nie wiem, co się stało, ale Dumbledore napisał. Nie mam pojęcia kiedy wrócę.
-Uważaj na siebie. Na miłość Merlina, Antoinette, zapnij płaszcz!-krzyknęła za pędzącą dziewczyną, która po chwili zniknęła z rezydencji.

Tuż przy bramie czekał na nią Dyrektor. Otworzył wejście, a następnie nałożył z powrotem wszystkie potrzebne zaklęcia zabezpieczające.
-Dziękuję, że jesteś tak szybko. Musisz pomóc profesorowi Snape'owi.
-Coś mu się stało?-zapytała szybciej, niż przemyślała, jak idiotycznie będzie to brzmieć.
-Nie, z nim jest wszystko w porządku.-odparł z uśmiechem.-Kilkoro członków Zakonu zostało zaatakowanych podczas misji. Resztę powie ci Severus. Normalnie nie prosiłbym o to, ale nalegam, żebyś wykorzystała swoje umiejętności i teleportowała się do lochów. Zależy nam na czasie.
-Oczywiście.-powiedziała i, wciąż idąc, przeniosła się do pracowni Mistrza Eliksirów. Od razu po zmianie otoczenia, zauważyła wyciągniętą w jej stronę różdżkę Snape'a. Zanim jednak zaczął na nią krzyczeć za to, że się teleportowała, pomimo jego zakazu, oznajmiła, że profesor Dumbledore jej kazał. Zmierzył ją wzrokiem.

-Za mną.-warknął mężczyzna i ruszył w kierunku drzwi. Była zdezorientowana, bo zawsze pracowali w sali lub przylegającym do niej, niewielkim pomieszczeniu.-Autrés, nie mam całego dnia!
Yhym, czyli wszystko wróciło do porządku dziennego. W zasadzie nie wiedziała, czego innego mogłaby się spodziewać i dlaczego jest lekko zawiedziona.

Zmarszczyła brwi, gdy weszli do jego mieszkania, lecz nie śmiała się odezwać, widząc w jakim nastroju jest nauczyciel. Otworzył drzwi, których nigdy wcześniej nie zauważyła, po kilku schodkach przeszli wyżej.
-To moja prywatna pracownia.-syknął, ukazując jej pomieszczenie niewiele mniejsze od klasy, w pełni wyposażone pod warzenie eliksirów. Wyglądało jak jakaś niesamowita świątynia, której pragnąłby każdy mistrz tej dziedziny. -Pewnie nigdy nie dowiedziałabyś się o jej istnieniu, ale tylko tu możemy uwarzyć eliksir potrzebny obecnie Zakonowi. Masz piętnaście minut na zapoznanie się z przepisem. Przyniosę składniki.-oznajmił, podając jej książkę i po prostu odszedł.

-Nie mamy czasu na błędy, musisz być wyjątkowo skupiona. Nie zdziwię się więc, gdy nie podołasz.-mówił, krążąc po pomieszczeniu i zdejmując z półek słoje oraz fiolki z potrzebnymi rzeczami.
-Po takiej mowie motywacyjnej, z pewnością.
-Poinformuj mnie, gdy skończysz trzeci etap. Na co czekasz?!-warknął.

Zabrała się do pracy, starając się nie myśleć o tym, że ma ochotę zabić go za to jego idiotyczne zachowanie. Pracowali w zupełnej ciszy, przerywanej tylko bulgotaniem cieczy w ich kociołkach. Zdziwiła się, bo nauczyciel wyjątkowo nie patrzył jej cały czas na ręce, jak miał w zwyczaju. Tylko co kilkanaście minut upewniał się, że jej kociołek nie jest bliski wybuchu, oczywiście komentując to tak, by nie poczuła, że pracuje chociaż dostatecznie.

-Profesorze, skończyłam trzeci etap.-oznajmiła. Mężczyzna podszedł do dziewczyny i stanął tuż za nią, po czym sprawdził postępy jej pracy, kilkukrotnie machając różdżką nad cieczą.
-Teraz duszona mandragora, zamiast sproszkowanego rogu jednorożca.-mruknął. Znajdował się w tak niewielkiej odległości, że czuła jego oddech na swojej szyi. Co on, do cholery, próbował osiągnąć?! Najpierw ją odpycha, a teraz to. Bawi go jej zakłopotanie? Proszę bardzo, chce wojny, więc będzie ją miał!

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz