82

1.6K 112 52
                                    

Charles pierwszy raz od tygodnia wszedł do komnat Severusa. Zmarszczył brwi widząc, że Sev i Antoinette siedzą naprzeciw siebie w salonie, otoczeni przez porozkładane pergaminy oraz książki.

-Gdy byłem tu równo tydzień temu, robiliście dokładnie to samo. Czy wy kiedykolwiek odpoczywacie?
-Zdarza nam się.- odparła Anne, nie podnosząc wzroku znad notatek.
-Przepracowujecie się. Oboje.- dodał, widząc, że Snape chce coś wtrącić.
-Przestań zachowywać się jak nadopiekuńczy rodzic.- mruknął Mistrz Eliksirów.- Przyszedłeś w jakimś ważnym celu, czy przypomniało ci się o dręczeniu nas?
-Byłem u Dumbledore'a. Poprosił, żebym ci to przekazał.- oznajmił Laframboise, podając Snape'owi kilka teczek.- Co wy w sumie robicie?
-Uczę się.- odpowiedziała dziewczyna- Mówisz, że nie odpoczywamy; a co ty robiłeś każdego popołudnia, że ani razu nie przyszedłeś pośmiać się z Severusa, zostawiając wszystko mnie?
-Obiecuję, że się poprawię. W sumie, to...
-Spotykał się z Weaver.
-Nieprawda!- zaprotestował Charles. Snape pierwszy raz od jego przyjścia podniósł wzrok i spojrzał na niego spod uniesionej brwi.- Dobrze. Spotykałem się, ale nie codziennie. A ty co robisz, Sev?- zmienił temat.
-Uzupełniam dokumenty. Pojutrze jest zebranie kadry pedagogicznej, wszystko już załatwiłeś?
-Nie, zrobię to jutro.
-Tego jest więcej, niż może ci się wydawać.
-Zdążę.
-Na pewno.-prychnął.- Nie zrobię tego za ciebie, jak ostatnio.
-I bardzo dobrze. Od tygodnia nie potrafię nawet spojrzeć na whisky. Może gdybyś łaskawie dał mi trochę eliksiru na kaca, byłoby inaczej.
-Nie wymyślaj, dostałeś fiolkę.
-O jedenastej!
-Zabawnie było patrzeć, jak męczysz się podczas śniadania.
-Zabawnie będzie patrzeć następnym razem, gdy ty się będziesz męczył, Severusie.- wtrąciła Anne.- Ty ukryłeś przeciwbólowy, ja schowam eliksir na kaca.
-Tylko spróbuj.-syknął.
-Nie kuś.-uśmiechnęła się.- Doskonale wiesz, że jestem do tego zdolna.
-Aż za dobrze.- prychnął. Chciał dodać coś jeszcze, lecz nie zdążył, czując, że jego przedramię zaczyna go boleć. Syknął i poderwał się z miejsca, ignorując to, że Antoine i Charles spojrzeli na niego z przerażeniem. Wrócił z sypialni, trzymając szaty Śmierciożercy. Antoinette przytuliła go.

-Bądź uważny.
-A ty coś w końcu zjedz.
-Nie zaczynaj znów. Zapytaj go, co było tak ważne, że ponownie zepsuł nam wieczór.
-Z pewnością ma dobre wytłumaczenie. - odparł. Pocałował ją delikatnie i odsunął się. Charles uśmiechnął się do niego smutno.

-Nienawidzę momentów, gdy musi tam iść.- szepnęła dziewczyna, wciąż wpatrując się w drzwi, które chwilę temu zamknęły się za Snape'm.
-Ja również. A jednak wydajesz się być spokojna.
-Czy moja histeria w czymkolwiek mogłaby mu pomóc?-zapytała, składając notatki- Gdybym wpadła w panikę, Severus zacząłby się denerwować. Później musiałby mnie tu zostawić, więc cały czas myślałby, nie mógłby się skoncentrować. Aż w końcu popełniłby błąd, a on nie może sobie na to pozwolić.-oznajmiła- Muszę się przejść.
-Nie dziwię się. Ja powinienem iść na moment do Minerwy, spotkamy się przy bramie za pół godziny?
-Oczywiście. Choć sądzę, że nie wróci szybciej niż za trzy kwadranse.

~

Ann rzuciła na siebie zaklęcia maskujące i wyciszające, a następnie bezproblemowo wyszła z zamku, od razu kierując się w stronę Zakazanego Lasu. Pomysł, któremu niedawno uległa był, w jej myśleniu, prosty. Codziennie od kilku dni, znajdowała chwilę, by, tak jak w tym momencie, wyjść z zamku. Następnie przypominała sobie zaklęcia, których nie powinna znać i wykorzystywała je, testując swoją wytrzymałość. Tak było też tym razem. Będąc już na skraju lasu, upewniła się, że w pobliżu nikogo nie ma. Mimo, że była niewidzialna, światło rzucanego czaru mogło ją zdradzić. Przyłożyła różdżkę do brzucha i wyszeptała słowa zaklęcia, by po chwili poczuć promieniujący ból, przez który zgięła się wpół. Skrzywiła się, widząc, jak jej koszula zaczyna barwić się szkarłatem krwi. Wyprostowała się, starając się o tym nie myśleć i zrobiła kilka kroków, coraz szybszych i szybszych. Aż w końcu biegła. Widząc, że świat przed jej oczami zaczyna wirować, przyspieszyła. Obraz rozrywał jej się, każdy dźwięk wydawał się być mniej wyraźny. A ona nie zamierzała przestać. Pokonała jeszcze kilkanaście metrów. Ostatecznie, oparła się o jedno z pobliskich drzew, starając się wyrównać oddech, okiełznać przeszywający ból. Drżącą dłonią wyciągnęła z kieszeni różdżkę i powoli zaczęła leczyć rany. Skończywszy, upewniła się, że jej ubrania nie mają na sobie śladów krwi i najzwyczajniej ruszyła w kierunku bramy.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz