58

1.5K 103 9
                                    

-Jutro wracasz do siebie.-oznajmił Severus, wracając do sali, gdzie Anne warzyła jakiś eliksir.
-Nareszcie. Sprawdzi pan kolor?-poprosiła, a on spojrzał do wnętrza jej kociołka.
-Dodaj dwa liście przywrotnika i powinno być dobrze. Za godzinę masz być u Dumbledore'a.
-W sprawie...?
-Dowiesz się za sześćdziesiąt minut.
-To coś poważnego?
-Zależy, co uznajesz za „poważne". Zamieszaj dwa razy. Zaraz wracam, byłoby miło, gdybyś w tym czasie nie rozsadziła mi pracowni.
-Postaram się.-powiedziała, a on opuścił salę.

Kilka minut później, do pomieszczenia wszedł Charles.
-Hejka, hej! Gdzie jest Sev?
-Minęliście się, ale poczekaj, powinien zaraz wrócić.
-I zostawił cię tutaj samą?
-Jak widzisz.-odparła, zmniejszając płomień pod kociołkiem. Odsunęła się od blatu i związała ciaśniej włosy.-Co cię w tym dziwi?
-On nie pozwala mi zostać samemu w jego mieszkaniu, a co dopiero tutaj! To już jest wyższy poziom zaufania, Annie.
-Wyolbrzymiasz.
-Kochana, mam oczy i widzę, że macie się ku sobie.
-Chcesz się przypadkiem czymś otruć?
-Niezbyt.
-Więc przestań wymyślać takie rzeczy.
-Ale ja nie wymyślam, tylko stwierdzam fakty. I uwierz mi, nie miałbym nic przeciwko.
-Chcę zobaczyć, jak mu to mówisz.
-Nie ma sprawy, niech tylko wróci.
-Stop, stop, stop. Odwołuję to.
-Za późno. Pierwsze słowo się liczy.
-Co?
-Właśnie to wymyśliłem.

Wtedy wrócił Severus. Pierwsze co zrobił, to sprawdził stan cieczy w kociołku. Dopiero po chwili zwrócił uwagę na Charlesa.
-Dlaczego Autrés wygląda, jakby chciała cię zabić, a ty się głupio cieszysz?
-Świetnie, że sam zacząłeś ten temat! Po prostu...-Anne kopnęła go w kostkę-...miło cię widzieć, Sev.
-Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, ale chyba jednak wolę nie wiedzieć. Po co przyszedłeś?
-Yyyy... żeby cię zobaczyć?-Severus uniósł brew-Dobra, masz mnie. Strasznie mi się nudzi i po prostu chciałem cię pognębić.
-Ty i Autrés macie podobne zainteresowania.-prychnął.

~

Spotkania z Dyrektorem, twarzą w twarz, nie miały miejsca w jej harmonogramie zbyt często. Niemalże zawsze przy takich wydarzeniach byli z nią Snape, Minerwa, lub Charles. Albo wszyscy razem. Pomimo tego, nie denerwowała się zbytnio. Do gabinetu weszła minutę przed czasem, zajęła wskazany przez dyrektora fotel, podziękowała za herbatę i udając, że go słucha, czekała, aż Albus przejdzie do meritum.
Jedno ją zaniepokoiło. Dumbledore dwukrotnie podczas niedługiego spotkania próbował subtelnie wtargnąć do jej myśli. Nie była jeszcze najlepsza z Oklumencji, ale nie była też głupia; potrafiła wyczuć obecność intruza i oszukać go tak, by myślał, że jest beznadziejna w tym kierunku.
-Chciałbym zaproponować ci dołączenie do Zakonu Feniksa.-oznajmił, w końcu.
-Dlaczego?-zapytała. Snape wielokrotnie sugerował jej, by w takich sytuacjach udawała idiotkę (mówił też, że ona akurat nie będzie musiała się starać, żeby to zrobić). Dotychczas nie rozumiała czemu miało to służyć. 
-To pomoże ci się rozwinąć. Nie mówię, że od razu będziesz udawać się na misje; lecz choćby doświadczenie innych członków, może pomóc ci w przygotowaniach do bitwy, która zaważy na losie nas wszystkich.-wyrecytował. Poczuła się, jakby słuchała jakiejś mowy motywacyjnej.
-Przemyślę to. Jak szybko chciałby otrzymać pan informację zwrotną?
-Za maksymalnie trzy dni, jeśli nie masz nic przeciwko.

Do komnat Severusa wróciła będąc jakby przygaszona, nieobecna. Wyraźnie gnębiła ją propozycja Dyrektora. Nauczyciel zmierzył ją spojrzeniem, ale nie odezwał się; wiedząc, że dziewczyna musi to przemyśleć. Usiadła w jednym z foteli z książką, lecz przerzucała tylko jej kartki, nie zwracając nawet uwagi na treść.
Bardzo chciała dołączyć do Zakonu, lecz była to jednak spora odpowiedzialność. Czy sobie poradzi? Czy jest wystarczająco przygotowana? Czy Zakon składający się głównie z nie-Ślizgonów ją zaakceptuje?
-Co powinnam zrobić?-westchnęła.
-Słucham?
-Jaką decyzję powinnam podjąć?
-Zgodną z twoją opinią. Nic na siłę, Autrés.
-Gdyby to było takie łatwe.
-A nie jest?
-Oh, szanowny pan dyrektor, wyraźnie zasugerował mi, że od mojej dezycji zależy los całego świata.-prychnęła.-Proszę sobie wyobrazić, że nie jest to łatwe.-Doskonale wiedział, o czym mówiła. Dumbledore żył w swoim świecie, w przekonaniu, że decyzje, które podejmuje zawsze wychodzą na dobre. Wydawał się być ciepłym, miłym staruszkiem, który niczym mugolski Bóg, nade wszystko stawia dobro swoich podopiecznych (nie tylko uczniów). Ale tak nie było.
-Gdybyś dostała tylko tę propozycję, bez żadnych zbędnych słów; co byś zrobiła?
-Niewiele wiem o wojnach, strategiach, ani o walce. Jestem cholernie niecierpliwa i nienawidzę, gdy coś nie jest po mojemu. Pewnie zgodziłabym się, po jakimś czasie.
-Masz odpowiedź.
-To nie jest dobry pomysł. Nie nadaję się.-oznajmiła, a on przewrócił oczami.
-Czy jeszcze kilka dni temu nie marudziłaś, że nie możesz siedzieć bezczynnie, gdy ludzie za ciebie cierpią? Spraw sobie trochę bólu, o którym tak marzysz.-powiedział jedwabiście. Miał rację.

Jeśli w końcu chcę pomóc, muszę się zgodzić.

~

Mimo powrotu na zajęcia, czuła się, jakby wciąż była pod kluczem. Snape nieustannie śledził każdy jej ruch.  Albo była zbyt wrażliwa na jego spojrzenia, albo on działał niedyskretnie.
Sprawców zamieszania ostatecznie nie odnaleziono, ale Selina wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i nic nie przypominało o tym, w jakim stanie była niedawno.
Draco uczył się jak nigdy wcześniej, prawdopodobnie chcąc zagłuszyć swoje myśli.
Żadne z nich nie pytało, co działo się z Anne-przyzwyczaili się do jej ciągłych zniknięć i nie reagowali, dopóki mieli pewność, że jest bezpieczna.
Najbardziej jednak liczyło się to, że Golden Trio Slytherinu ponownie było w komplecie.

Malfoy pospiesznie zaciągnął Antoine w jeden z małouczęszczanych korytarzy, podczas gdy Sel poszła do pokoju po książkę, której zapomniała.
-Co się dzieje?-spytała.
-Posłuchaj mnie. To może zabrzmieć dziwnie, ale potrzebuję pewnej ważnej informacji. Musisz mi zaufać i odpowiedzieć zgodnie z prawdą.-oznajmił, chwytając ją za ramiona i patrząc w oczy.
-Okay...? Pod warunkiem, że dowiem się, dlaczego jest to dla ciebie tak istotne.
-Zgoda. Czy należysz do Zakonu?-zapytał tak cicho, że ledwie usłyszała.
-Nie.-oznajmiła i w ostatniej chwili ugryzła się w język, by nie dodać „jeszcze".-Skąd ten pomysł?
-Wiesz, że dla ciebie i Sel zrobiłbym wszystko, dlatego też powiem ci coś, czego zdecydowanie nie powinnaś wiedzieć. Jeśli umrę na twoich oczach, to znaczy, że ta informacja została objęta Wieczystą.
-To może lepiej...?
-Nie, musisz wiedzieć. Nie jest żadną tajemnicą, że mój ojciec służy Czarnemu Panu. Zapewne domyślasz się, że mnie również chce w to wciągnąć. Kilka dni temu dostałem od niego list. List z prośbą, żebym dowiedział się o tobie niemalże wszytskiego, w tym tego, o co pytałem. Słuchaj, ja nie mam pojęcia, w co ty się wpakowałaś, ale zakończ to, bo sytuacja nie wygląda dobrze.
-Zapewniam cię, że w nic świadomie nie wchodziłam. Dlaczego mi o tym mówisz?

-Wiem, że powinienem być po stronie Malfoy'ów. Ale, kurwa, ja już nie wiem, kto tu jest dobry, a kto zły.
-Zupełnie jak ja.-mruknęła.
-Doskonale widzę, że coś w co wierzyłem od najmłodszych lat okazuje się nie być takie cudowne jak opowiadali mi rodzice. Jestem aroganckim dupkiem, za którego ma mnie większość szkoły, bo nie wiem, co będzie, jeśli w końcu pokażę jaki jestem naprawdę, przy was. Chcę żyć w spokoju, czy to tak dużo? Teraz jeszcze ten list. Martwię się o ciebie, Antoinette. Mam związane ręce, a nie chcę patrzeć na to, jak któryś ze Śmierciozerców kiedyś cię zabije, gdy nie będziesz uważna. Pierwszy raz w życiu nie wiem, co robić.

-Może powinieneś... porozmawiać ze Snape'm?-zapytała po chwili ciszy.
-Myślałem nad tym, ale to przecież przyjaciel mojego ojca. A może jego reakcja pomoże mi w odgadnięciu, po której stronie jest?
-Co masz na myśli?
-Wytłumaczę ci później.-odparł i szybko zmienił temat, widząc, że jakiś uczeń nadchodzi.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz