48

1.8K 117 23
                                    

Czekali na sowę mniej niż dziesięć minut, a gdy wróciła, miała w dziobie inny pergamin niż ten, który dała jej Anne. Dziewczyna rozwinęła papier, przeczytała szybko tekst uśmiechając się lekko, lecz skupiła się na ostatniej linijce.

Wpadniesz w niedzielę/ na weekend?
DI

Wyciągnęła z kieszeni skrawek kartki i pospiesznie napisała odpowiedź:

Z przyjemnością. Pogadam z Dumbledore'm, ale powinien się zgodzić.
AA

Po raz ostatni przekazała wiadomość sowie i z szerokim uśmiechem, którego Charles nie widział od dawna, odwróciła się w stronę schodów.
-A co to za listy miłosne, huh?-zapytał, szturchając ją. Zaśmiała się.
-Pisałam z babcią.
-Czas ci kogoś znaleźć.-oznajmił.
-Błagam, nie. Nie mam czasu, ani nerwów na związki.-westchnęła.
-Jasne, jasne. Każdy tak mówi, ale gdy już wpadniesz w objęcia miłości, to nie będziesz chciała wracać do poprzedniego stanu.
-Powiedzmy, że ci wierzę.
-...ale cię nie przekonałem.-stwierdził. Przytaknęła.-Co się stanie, jeśli usychającą roślinę zaczniesz codziennie podlewać?
-Powinna odżyć.
-A jeśli później, w najmniej spodziewanym momencie odetniesz jej dostęp do wody? Uschnie szybciej niż zrobiłaby to wcześniej. Tak samo jest z ludźmi, moja droga. Jeśli już się zakochasz, a później ktoś odsunie cię od ukochanego, bądź ukochanej, poczujesz przeraźliwą pustkę i nie będziesz potrafiła funkcjonować tak, jak wcześniej.-wyjaśnił.
-Nie uwzględniłeś jednego, Charles. Jeśli roślina od dawna nie ma dostępu do wody i jest prawie zasuszona, to podlewanie nic nie zmieni.
-Jesteś niereformowalna.-westchnął, a ona zaśmiała się. Nie przewidziała jednak, że jego słowa mogą okazać się prorocze.

~

Severus Snape siedział przy biurku, przeglądając stare księgi i marszcząc brwi. Od wczesnego popołudnia szukał punktu zaczepienia, czegoś, co pomogłoby mu w ustaleniu, jakim eliksirem posłużyła się osoba odpowiedzialna za stan chorych uczniów. Snape nie miał pomysłów, a pacjentów Poppy z godziny na godzinę przybywało.

A jeśli to pomysł Czarnego Pana, by zniszczyć szkołę od wewnątrz? Nie, wiedziałbym o tym. Co łączy ofiary?  Głównie są to uczniowie z mugolskich rodzin. To nie ma sensu! Objawy? Gorączka, problemy z oddychaniem. Czarodzieje czystej krwi, przechodzą to o wiele lżej. Co bardziej działa na dzieci mugoli, ale jest jednocześnie szkodliwe dla czarodziejów czystej krwi?
Intensywnie myślał patrząc na książki.
Horklump! Dlaczego nie rozpoznałem go od razu? Musiał być połączony z czymś jeszcze... Winorośl pnąca? Również jest szkodliwa, a po odpowiednim przygotowaniu może zatuszować wszystkie rośliny, które są niebezpieczne dla zdrowia.

Pospiesznie wysłał patronusa do pani Pomfrey, nakazującego, by podała uczniom napar z kwiatów lipy, a sam poszedł do laboratorium. Przygotowując składniki, zastanawiał się, co kierowało oprawcą i dla kogo działał.
Nękany przez domysły, pracował nad antidotum, mając nadzieję, że jego praca przyniesie efekty.

~

Dumbledore siedział przy biurku, sięgając po kolejnego dropsa. Następnie, wziął łyk herbaty z cukrem, a raczej, sądząc po proporcjach-cukru z herbatą. Minerwa przyglądała się jego poczynaniom ze zmarszczonym czołem, lecz nie odezwała się.
Mężczyzna, dopiero po zażyciu kolejnej dawki sacharozy, uspokoił się i był w stanie prowadzić normalną rozmowę.
-Antoinette była dziś u mnie, poprosiła o zgodę na wyjazd do babci.-oznajmił.-Oczywiście, zgodziłem się. Szczerze mówiąc, sam chciałem prosić Dianę o tę przysługę, w obliczu tego, co dzieje się w szkole.
-Wiemy już coś o sprawcy tego zamieszania? Nie wygląda to na chorobę.-zapytała McGonagall, unikając tematu Anne.
-Nic. Severus pracuje nad eliksirem, który ma pomóc, dlatego jeszcze nie pytałem go o zdanie dotyczące tej sytuacji. Miejmy nadzieję, że to tylko jakiś głupi wybryk uczniów, a nie plan Toma.
-Nadal używasz jego prawdziwego imienia.-zauważyła.
-Tak.-przyznał po chwili-Niezbyt potrafię pogodzić się z tym, kim się stał. Gdybym zareagował, bardziej mu się przyglądał...-przerwał, by włożyć do ust dropsa- Przecież już na samym początku, w sierocińcu, widziałem, jak potężną włada siłą!
-Nikt się tego nie spodziewał, Albusie.
-W przyszłym tygodniu planuję zrobić zebranie Zakonu. Artur ma podobno jakieś wieści z Ministerstwa.
-To coś poważnego?
-Nie, dlatego też poczekamy trochę, by zobaczyć, jak rozwinie się ta sytuacja.
-Będę czekać na informacje.-odpowiedziała-Przepraszam, Albusie, obowiązki.-powiedziała i pożegnawszy się, opuściła gabinet.

~

W sobotni poranek, Anne czekała na Dumbledore'a, z którym miała się teleportować. Kilka minut po umówionej godzinie, zauważyła go, zmierzającego w jej stronę. Nie był jednak sam. Snape podążał za nim do pewnego momentu, mówiąc coś z irytacją, by w połowie drogi odwrócić się i wejść do zamku.
-Przepraszam za spóźnienie.-powiedział i wyciągnął w jej stronę ramię. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła stała już przed posiadłością. Ucieszyła się, widząc, że brama otworzyła się, gdy tylko do niej podeszła. Oznaczało to, że jest traktowana nie jak obcy, czy krewny, lecz mieszkaniec tego miejsca.

Diana uśmiechnęła się, otworzywszy im drzwi. Uściskała serdecznie wnuczkę i przywitała się z Dyrektorem Hogwartu.
-Albusie, zostaniesz na herbatę?-zapytała.
-Chętnie, Diano, dziękuję.-odpowiedział.
Wtedy, pani Trevithick zaczęła coś podejrzewać. Znała Dumbeldore'a na tyle długo, by wiedzieć, że mimo udawania miłego, wiecznie pozytywnego staruszka, był okropnym intrygantem. Albus rzadko robił coś bezinteresownie.
Jaki cel miał dziś ten towarzyski ton?
-Pozwól, że pójdę do siebie. Nie czuję się najlepiej.-powiedziała zgodnie z prawdą Anne, zwracając do do babci.
-Oczywiście. Zajrzę do ciebie później, dobrze?-Dziewczyna przytaknęła i odeszła w kierunku schodów. Ich krótka rozmowa była prawie oficjalna. Obie wiedziały, że na bycie sobą pozwalą sobie dopiero, gdy gość wyjdzie.
Diana zaprosiła Dumbledore'a do salonu i już po chwili, na stole pojawiły się filiżanki.
-Co słychać w Zakonie?-zaczęła.
-W porządku. W ostatnim czasie nie wydarzyło się nic niepokojącego, dlatego spotkanie planuję zwołać pod koniec przyszłego tygodnia. Czy uważasz, że to dobry pomysł?-zapytał Dyrektor. Tak, Albus Dumbledore cenił sobie rady Diany, na równi z tymi Severusa. Mało kto wiedział, że znaczna część członków Zakonu zawdzięczała jej życie i zdrowie. Ona jednak nie uczestniczyła w zebraniach, a o jej osobie wiedziało zaledwie kilku członków. Anonimowość była kluczowa dla jej bezpieczeństwa.
-Czy Artur ma wieści z Ministerstwa?
-Owszem, lecz nie są one złe.
-Zebranie niech odbędzie się najpóźniej we wtorek.
-Nie lepiej poczekać, aż sytuacja się rozwinie?-zapytał zdziwiony.
-Dmuchajmy na zimne, Albusie. Przeanalizujcie informacje od Artura, na wypadek, gdyby coś przeoczył.-Dumbledore skinął głową.
-Jest jeszcze jedna sprawa.-powiedział.
Punkt, dla którego tutaj przyszedł.-pomyślała.
-Wiesz o koszmarach Antoinette?-zapytał, choć nie było to konieczne.
-Oczywiście.
-Ostatnio, potwierdziły się nasze przypuszczenia i potrzebuję kilku informacji od ciebie.-powiedział-Antoine ma połączenie z Voldemortem.-dodał ciszej. Kobieta, przypominając sobie wszystkie lekcje swojej matki o arystokratycji i panowaniu nad emocjami, jedynie skinęła głową.
-Co chcesz wiedzieć, Albusie?
-Czy jesteście spokrewnione z Salazarem Slytherinem?-zapytał, przechodząc do sedna.
-Pozwól, że przejdziemy do innego pomieszczenia.-zaproponowała. Przytaknął. Chwilę później wchodzili do sali muzealnej.
Diana, bez słowa, rzuciła serię zaklęć na wiszące na ścianie zdjęcie, które kilka tygodni wcześniej oglądała razem z Anne. Ramka przekręciła się o dziewiędziesiąt stopni i wysunęła się ze ściany, razem ze znajdującą się za nią, wcześniej niewidoczną szufladą. Kobieta wyciągnęła z niej pergaminy i grubą księgę. Dumbledore patrzył na wszystko zahipnotyzowany.
-Nie próbuj nawet zapamiętywać sekwencji zaklęć. Na to pomieszczenie i kilka innych miejsc w posiadłości nałożona jest bariera ochronna. Zapomnisz o tym, jakie zaklęcia rzucałam, zaraz po przekroczeniu ogrodzenia.-powiedziała, wyczuwając wzrok mężczyzny. Odłożyła rzeczy na blat.
-Niesamowite.-westchnął z podziwem.
-Drzewo genealogiczne Slytherina było wielokrotnie fałszowane. Obecnie, jeśli jakieś odnajdziesz, będzie nieprawdziwe lub niezdatne to zrozumienia. To na pewno wiesz.-rozpoczęła, rozkładając jeden z pergaminów.-To jest jedyny oryginał.
W oczach Albusa pojawiły się iskierki podeksytowania pomieszanego ze szczęściem. Wyglądał tak, jakby święta przyszły dwa miesiące wcześniej.
-A skoro jesteś w posiadaniu oryginału, to znaczy, że...-zaczął, lecz słowa ugrzęzły mu w gardle.
-Tak. Salazar Slytherin jest naszym przodkiem.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz