41

1.9K 118 14
                                    

Charles już godzinę siedział pod drzwiami Anne.
-To był głupi pomysł.-mruknął do stojącej obok Minerwy.-Nie mogę znieść myśli, że ona się tam pakuje, a my nic nie robimy, czekając, aż może wyjdzie!
-Severus chyba miał rację. Nie możemy wpłynąć na jej decyzję.-odpowiedziała ze smutkiem.-Charles, to nie ma sensu. Idę sprawdzać eseje. Do zobaczenia o 22.-powiedziała i odeszła. Laframboise spojrzał ze zdziwieniem w kierunku oddalającej się nauczycielki Transmutacji.
-Gdzie ta słynna gryfońska determinacja?-krzyknął, ale już go nie słyszała.
Jako były Krukon powinien mieć na tyle wyobraźni, by coś wymyślić.
Kwadrans spędził na zastanawianiu się. Zamierzał znaleźć sposób na przekonanie dziewczyny, lecz gdy zrozumiał, że jego myśli odbiegły od tej ważnej kwestii do tego, czy lepszy jest sernik czy szarlotka-przeszedł do działań.
Bez namysłu wstał, otrzepał szatę i zapukał.
Poczekał chwilę, a drzwi uchyliły się.
-Tak?
-Mogę wejść?-zapytał, a Anne spojrzała na niego podejrzliwie, lecz wpuściła go do środka.
-Uprzedzam, że jeśli chcesz mnie namówić do czegokolwiek, to równie dobrze możesz w tym momencie wyjść.-rzuciła oschle, a on zaśmiał się.
-Milutko, ale nie przejmuj się! Pomogę ci.-zmarszczyła brwi-A jeśli na nic się nie przydam, to może pogadamy? Uwielbiam ploteczki, a kto wie o życiu szkolnym więcej niż uczniowie?-parsknęła widząc jego minę.
-Napijesz się czegoś?-już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwała mu-Nie mam alkoholu! -skrzywił się.
-Tak sądziłem, ale zawsze można zapytać. Herbatę, proszę.- zajął miejsce w rogu kanapy, a ona usiadła po turecku na jednym z foteli i rozpuściła włosy, wcześniej związane w niedbałego koka. Chwilę później jakiś skrzat przyniósł im kubki.

Gdy wpatrywała się w parującą ciecz, miał chwilę by się jej przyjrzeć. Była szczupła. Długie, brązowe włosy zasłaniały częściowo twarz dziewczyny, na której mógł dostrzec kilka piegów. Zauważył, że miała porcelanową wręcz cerę, a gdy podniosła wzrok, westchnął tylko:
-Masz śliczne oczy...-uśmiechnęła się.
-Dziękuję.-odparła. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Serce ścisnęło mu się na widok spakowanych walizek i zapełnionych kartonów. Anne spostrzegła zmianę w jego zachowaniu.
-Czyli to tak naprawdę?
-Charles...-zaczęła, ale przerwał jej.
-Nie! Koniec smuteczków! Jeśli serio wyjeżdżasz, to sprawię, że zapamiętasz te ostatnie kilka godzin na całe życie! Ubieraj się!
-Twoja mina jest przerażająca. Co planujesz?
-Niespodzianka. Włóż coś, w czym będzie ci ciepło.-spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale skinęła głową.
-Zaczekaj chwilę.-odparła i zniknęła w sypialni, a on dopił herbatę. Wróciła ubrana w ciemne spodnie i golf w kolorze butelkowej zieleni. Założyła czarny płaszcz, a on w tym czasie przywołał swój.
-Czy to co robimy jest nielegalne?
-Po części.-odpowiedział niepewnie, obawiając się, że to ją zniechęci. Dziewczyna natomiast uśmiechnęła się szeroko.
-Gotowa?-zapytał.
-Oczywiście.-odparła, a Laframboise rzucił na nich Zaklęcie Kameleona. Antoinette pospiesznie zabezpieczyła komnaty i udali się w stronę wyjścia. Na szczęście, korytarz był całkowicie pusty, a oni bez problemu wyszli z budynku. Wydostali się z terenu szkoły. Pokonując las, Anne zapytała:
-Czy teraz się dowiem, dokąd idziemy?
-Nie.-odpowiedział i zachichotał na widok jej oburzonej miny.
-A co jeśli ktoś zauważy, że nas nie ma?
-Nie wiem. Pewnie wciśniemy mu, że robiliśmy jakiś projekt. W najgorszym wypadku nas wyleją.-pokręciła głową z niedowierzaniem-Chociaż dla ciebie pewnie i tak to już nie ma znaczenia.
-Ale dla ciebie może mieć.
-Oj, tam. Severus się za mną wstawi.-odparł, a Antoine spojrzała na niego, unosząc brew i powstrzymując śmiech.
-Na pewno? Bo mnie wydaje się, że profesor Snape będzie pierwszy w kolejce do wyrzucenia cię.
-Też prawda, ale będę miał przewagę. Mogę mu grozić.
-To znaczy?
-Powiedzmy, że wiem o kilku faktach z jego życia, które są ściśle chronione, a on sam unika ich jak ognia. Na przykład, wakacje cztery lata temu.-powiedział i zamyślił się, z szerokim uśmiechem na ustach.

Chwilę później byli już w Hogsmeade. Laframboise poprosił Antoinette, by zaczekała i wszedł do niedawno otwartej kawiarni, przypominającej te mugolskie. Wrócił do niej po kilku minutach i podał dziewczynie papierowy kubek.
-Tylko uważaj, gorące.
-Co to? Ślicznie pachnie!
-Odkryłem kilka dni temu. Herbata o smaku mieszanki jakichś kwiatów i trudnej do zapamiętania, poetyckiej nazwie.-uśmiechnęła się, ogrzewając dłonie. Miała zawracać, ale pociągnął ją za rękaw.
-Nie tak szybko! Teraz idziemy tam.-powiedział, wskazując następną drogę.
Nie miała pojęcia jak długo szli, ale Charles zapewniał, że ta część trasy nie zajmie im więcej niż dwadzieścia minut. Dotarłszy na metę, zorientowała się, że stoją na szycie wzgórza.
-Słońce powinno zajść za cztery minuty.-mruknął Charles i wyczarował dwa fotele.

Widok był niesamowity. Korony drzew przykryte cienką warstwą chmur i chowające się w nich słońce, zostawiające po sobie niebo w delikatnych barwach. Westchnęła czując zapach lasu.
Ciepła herbata, miękki fotel i ten krajobraz.
-Tak musi wyglądać Raj.-szepnęła.
Później, kula ognia została zastąpiona przez księżyc. Jak na zawołanie, chmury opadły całkowicie, a na ciemnym niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy.
-O, zobacz!-powiedział Charles-Widzisz te pięć gwiazd świecących najjaśniej?-przytaknęła-Ten gwiazdozbiór jest widoczny bardzo rzadko. Powinniśmy wymyślić mu nazwę.
-A nie ma jej jeszcze?
-Pewnie ma, ale kiedy go nazwiemy, stanie nam się bliższy. Może... rêve? To po francusku...
-...sen.-dokończyła. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
-Znasz francuski?
-Trochę. Uczyłam się go w szkole. A co do rêve, pasuje idealnie.-Siedzieli jeszcze jakiś czas, rozmawiając na błahe tematy i opowiadając zabawne anegdoty.
-Źle mi z tym, że muszę przerwać tą cudowną chwilę, ale powinniśmy wracać. Zapewne Nietoperz wezwie mnie jeszcze dzisiaj na przesłuchanie do swojej jaskini.-zaśmiała się-Tylko nie powtarzaj mu tego!

Mieli przekroczyć bramę, ale zatrzymała go.
-Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.-powiedziała i przytuliła go. Objął ją. Po chwili odsunęli się od siebie.-Będziesz tam dzisiaj?
-Tak. Albus nalegał.-westchnęła.
-Czy mógłbyś jeszcze przed tym uspokoić troszkę profesor McGonagall?
-Zrobię, co w mojej mocy.
Weszli do zamku, odprowadził ją do pokoju. Z Lochów poszedł do swoich komnat. Prawdę mówiąc, lekko skłamał mówiąc, że Severus go wezwie. Mistrz Eliksirów nigdy go nie zapraszał-to Charles zawsze wpadał do niego bez pytania. Jednakże, miał coś jeszcze w planach.
Spojrzał na zegarek. 21.
Musi zdążyć.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz