1

10.3K 269 114
                                    


Dla wszystkich, którzy jeszcze nie uwierzyli.
~

Czekała na rodziców robiących zakupy pod jednym z centrów handlowych i właśnie kończyła czytać kolejne nudne fanfiction ze Snape'm w roli głównej.
-Jak można napisać coś takiego- mruknęła sama do siebie.
Wyjrzała przez okno. Słońce powoli chowało się za horyzontem, parking opustoszał. Jej wzrok wrócił w kierunku telefonu, lecz kątem oka zarejestrowała pojawienie się czarnej plamki, która po chwili zniknęła za samochodem stojącym kilkanaście metrów od niej.

-Nie dość, że mówię do siebie, to w dodatku mam problemy ze wzrokiem. Jest coraz gorzej.-powiedziała, nadal uważnie obserwując auto stojące w pobliżu.
To trwało ułamek sekundy. Plama przybrała postać człowieka. Osoba stała do niej tyłem.
Była przekonana, że na pewno to widziała.

Ostrożnie otworzyła drzwi i wyszła z pojazdu nie chcą wydać żadnego dźwięku.
Podeszła do postaci i dotknęła jej pleców, chcąc sprawdzić, czy to na pewno nie wymysł jej wyobraźni.
Człowiek odwrócił się, a ona odsunęła. Powoli cofała się, a jej twarz wyrażała strach pomieszany ze zdziwieniem.

Spojrzała w czarne jak węgiel oczy. Była pewna.
-Pro... profesor Snape? -wyjąkała nadal nie wierząc.
-We własnej osobie.-prychnął widząc jak bardzo zdezorientowana jest dziewczyna. Intuicja mówiła mu, że nastolatka jest zupełnie nieszkodliwa, ale liczne doświadczenia spowodowały trzymanie różdżki w gotowości.

-Co... co Pan tu robi? Jak to możliwie? Przecież... Nie, nie, nie. Powinnam iść do psychiatry. Czytanie Harry'ego Pottera, wszystkich możliwych fanfiction i oglądanie filmów zdecydowanie odbiło się na moim zdrowiu.
-A więc tak nazwała tą cholerną książkę. Cudownie. -powiedział jakby do siebie- Teraz, kiedy już przestałaś się nad sobą użalać, powiedz mi kto Cię przysłał.
-...co?
-Nie każ mi się powtarzać, bo nie będzie tak miło.
-Ale... ja naprawdę nie wiem. -spojrzał na nią wyraźnie zdenerwowany.
-Koniec zabawy. Teleportujemy się do Hogwartu. Oddawaj różdżkę.
-Po pierwsze, różdżki nikomu się nie oddaje. Po drugie, nie mam różdżki.-nie pytając o więcej, wciągnął powietrze w płuca, odliczył w myślach do dziesięciu, choć nic to nie dało i wyciągnął rękę w jej kierunku.
-Wyraźnie kłamiesz, więc pewnie masz coś do ukrycia. Dumbledore coś wymyśli.
-Ten Dumbledore?! Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore urodzony w 1881 roku Dyrektor Hogwartu?!
-Jak się z nim spotkasz to osobiście zapytasz go o datę urodzenia. Według mnie, ten starzec ma więcej lat, niż się wydaje.-warknął, a ona niepewnie podała mu dłoń.
Zamknęła oczy i poczuła dziwne uczucie w żołądku.
Gdy jej nozdrza wyczuły inny, leśny zapach powietrza niepewnie podniosła powieki.

Spojrzała w górę nie mogąc wydusić z siebie słowa.
Stała przed Hogwartem. Prawdziwym Hogwartem.
Snape nie zwracając uwagi na jej reakcję otworzył bramę i kazał jej wejść do środka. Przekroczyła ogrodzenie.

-A teraz, do dyrektora-powiedział Mistrz Eliksirów. Pewnym krokiem szła w kierunku szkoły, kierując się instynktem. Od czasu do czasu odwracała się w kierunku Snape'a upewniając się, ze idzie w odpowiednią stronę. W połowie drogi zapytał:
-Nie czujesz żadnego dyskomfortu, czy bólu ? Nie kręci Ci się w głowie?
-Nie, dlaczego?- nie odpowiedział na jej pytanie. Gdy dotarli do gargulca, Snape wypowiedział hasło:
-Cytrynowy sorbet-uśmiechnęła się. Poprowadził ją w stronę gabinetu. Nie zatrzymując się, bez pukania otworzył drzwi, ale nie wszedł do środka. W pomieszczeniu zastali Albusa Dumbledore'a i Minerwę McGonagall. Oparł się o framugę.

-Przepraszam, że przerywam zapewne niesamowicie fascynującą rozmowę, ale mam... sprawę.
-Zostawię Was. -powiedziała Minerwa i wstała.
-Nie, nie będzie takiej potrzeby. Twoja obecność w końcu się na coś przyda- odparł uśmiechając się złośliwie.
-Severusie, do rzeczy. Co Cię do mnie sprowadza?
-Nie „co" tylko „kto"-Dumbledore spojrzał na niego pytająco, a on odwrócił się i powiedział:
-Zapraszam do środka.

Weszła do pomieszczenia. Albus i Minerwa spojrzeli na niezbyt wysoką, szczupłą nastolatkę z długimi, brązowymi włosami. Jednak ich uwagę przykuły jej oczy. Błękitne. Idealnie błękitne i świecące. Przypominające euklaz. Siedzieli jakby zostali zahipnotyzowani. Pierwszy ocknął się Albus.

-Co jest nie tak? Usiądźcie, proszę. -wskazał im miejsca naprzeciw siebie. Dziewczyna zajęła miejsce, a Snape podirytowany stanął obok niej.
-Co jest nie tak?! Spotkałem ją na parkingu. Wie wszystko o świecie magii, o czarodziejach, a gdy zapytałem ją o różdżkę powiedziała, że jej nie ma. NIE MA. Teleportowałem się z nią. Podobno zrobiła to pierwszy raz, a nie ma żadnych objawów. Brak zawrotów głowy, nic! Po Hogwarcie chodzi swobodnie, jakby znała każdy korytarz, A TY SIĘ PYTASZ, CO JEST NIE TAK?!
-Severusie, porozmawiamy i napewno wszystko się wyjaśni.
-Oh, oczywiście-powiedział i postawił na biurku fiolkę z Veritaserum.-A to pomoże, bo ktoś tu wyraźnie kłamie.
-Wypraszam sobie- warknęła sama zainteresowana i spojrzała ze złością na Mistrza Eliksirów, a on nie był jej dłużny. Popatrzył na nią wzrokiem w stylu „Przestań-Jeśli-Nie-Chcesz-Umrzeć".
-Veritaserum użyjemy w ostateczności. Jak się pani nazywa?
-Antoine Autrés.

Zimna herbataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz